Artykuły

Tomek Mościcki

TOMEK MOŚCICKI jest skarbnicą cytatów z przedwojennych piosenek, różnego rodzaju dykteryjek, powiedzonek, a także gry półsłówek. Wypowiedziane jego wyimpostowanym głosem, z teatralnym efektem są tak śmieszne, że brzuch boli. Nie jestem w stanie opisać tego osobliwego stylu bycia Tomasza, który czyni też wrażenie na niektórych paniach, w tym na mojej mamie.

Wczoraj w foyer Teatru Polskiego promocja książki Tomka Mościckiego "Teatry Warszawy 1939. Kronika". Zgromadziło się świetne towarzystwo na czele z Erwinem Axerem, Ewą Starowieyską i Jerzym Timoszewiczem. Z książką nie zdołałem się jeszcze zapoznać w całości, bo liczy czterysta stron z okładem, ale z fragmentów odczytanych przez Krzysztofa Kumora widzę, że rzecz się zapowiada pasjonująco. Lubię zresztą czytać tego rodzaju publikacje, złożone z faktów (w tym przypadku różnych wydarzeń życia teatralnego stolicy w ostatnim roku przed wojną) i komentarzy do nich (bardzo trafnie i inteligentnie wybranych przez Tomka fragmentów ówczesnych recenzji oraz wspomnień). Tworzy to bardzo piękny i ciekawy collage, z którego, jak sądzę, wyłania się obraz czegoś więcej niż tylko kronika dawnych wypadków teatralnych. Autorowi szczerze gratuluję. Książka, co trzeba koniecznie dodać, jest starannie wydana przez wydawnictwo Bellona.

Tomek Mościcki jest moim kolegą ze studiów. Znamy się zatem blisko ćwierć wieku. Ta już długotrwała znajomość pozwala mi stwierdzić, że Tomasz jest z jedną najbardziej oryginalnych postaci naszego światka teatrałów. Żywię do niego niekłamaną sympatię, choć nie podzielam czasami poglądów, które głosi wszem i wobec. Tomek tworzy niewątpliwie teatr jednego aktora. Być widzem w tym teatrze zaliczam do niebanalnych przyjemności. Muszę wszakże też wyznać, że nie zawsze było mi to dane. Mieliśmy z Tomaszem ciche dni. Nawet miesiące. A nawet lata. Ale też niech ten czas zostanie w mrokach niepamięci. Mogę się cieszyć odzyskaną sympatią, która jednak nie oznacza w przypadku Tomasza tolerancji dla wybryków. Czasami czuję na sobie jego karcący wzrok. Tomasz nie ukrywa, że sprawiam mu zawód, szczególnie jako pedagog wydziału, który razem ukończyliśmy. Znana jest niechęć Tomka do części młodych kolegów po recenzenckim piórze, którzy, tak się składa, również są absolwentami Wiedzy o Teatrze (choć nie wszyscy legitymują się dyplomem). Tomek w mojej przytomności nie mówi o nich inaczej, jak: "Twój student" albo "Twoja studentka" i tu pada stosowne nazwisko. Jak każdy człowiek, któremu wytykane są słabości najpierw uruchamiam mechanizm wyparcia. - Moi studenci? Przyszli na zajęcia może ze dwa, trzy razy. A jak byli, to na pewno nie uważali. Ale takimi wymówkami nie jestem w stanie usprawiedliwić swojej przewiny przed Tomkiem, który zwykle pogrąża moje sumienie retorycznym pytaniem: "Pamiętasz, kto nas uczył i czego nas uczył?".

Tomek jest skarbnicą cytatów z przedwojennych piosenek, różnego rodzaju dykteryjek, powiedzonek, a także gry półsłówek. Wypowiedziane jego wyimpostowanym głosem, z teatralnym efektem są tak śmieszne, że brzuch boli. Nie jestem w stanie opisać tego osobliwego stylu bycia Tomasza, który czyni też wrażenie na niektórych paniach, w tym na mojej mamie.

Wspomniałem, że nie podzielam czasami poglądów Tomka, choć muszę przyznać, że ma on znaczne wyczucie teatru, tego, co w nim rzeczywiście dobre, a co jest hucpą. Być może Tomasz ma przesadne przywiązanie do przeszłych dokonań teatralnych, których wspomnienie ciąży mu nad obrazem współczesności. (Swoją drogą jego pamięć jest tak duża, że można odnieść wrażenie, iż osobiście był na otwarciu Qui Pro Quo i widział premierę "Genewy" w Polskim.) W teatrze jednak stety czy niestety liczy się czas teraźniejszy. Ale jeśli w krytyce są tacy, co idą przed postępem, to Tomasz trzyma straż tylną. I dobrze.

Wiele by jeszcze opowiadać o Tomku, choćby o jego pasji fotograficznej. Skromnym piórem nie potrafię odmalować pełnego portretu mego kolegi. Jeśli w tym, co napisałem, popełniłem błędy, niech mi wybaczy.

I jeszcze jedno: musiałem wczoraj wyjść przed zakończeniem promocji. A jej finałem, jak mi doniesiono, było odśpiewanie przez Tomka przy akompaniamencie fortepianu piosenki "Ta ostatnia niedziela". Żałuję, że nie byłem tego świadkiem, choć z drugiej strony może dobrze się stało - ta melodia zawsze powoduje we mnie wzruszenie, a nie chciałbym publicznie okazywać swojej słabości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji