Artykuły

Picie teatralne

"Pijacy" w reż. Barbary Wysockiej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Jakub Papuczys w Opcjach.

Utwory Franciszka Bohomolca opierają się na dydaktycznym schemacie. Pozbawione niejednoznaczności, dzielą świat na biały i czarny, grubą kreską separując postępowanie dobre i godne naśladowania od tego, które należy potępić. W schemat ten wpisuje się także komedia "Pijacy".

Pijący na umór Pijakiewicz (Juliusz Chrząstowski) postanawia wydać swoją córkę Teresę (Ewa Kaim) za mąż za dotrzymującego mu kompanii w piciu Iwrońskie-go (Krzysztof Zawadzki). Serce cnotliwej i szlachetnej dziewczyny zajęte jest jednak przez równie szlachetnego i - co najważniejsze - niepijącego Sobreckiego (Arkadiusz Brykalski). Nieszczęśliwą dla zakochanych sytuację zręcznym podstępem ratuje stroniący od alkoholu Roztropski (Roman Gancarczyk). Oprócz zgody na ślub zapewnia im także posag Teresy, który byl do tej pory przepijany. Całość przeplatana jest licznymi opisami "staropolskich" biesiad, podczas których piją bez pamięci prawie wszyscy: panowie, służba, a w tajemnicy przed mężczyznami panie.

Z tego prostego i niewystawianego od ponad 230 lat tekstu Barbarze Wysockiej udało się stworzyć interesujące przedstawienie. Tekst Bohomolca przeniosła w czasy współczesne. W tle dużego proscenium widzimy trzy blaszane garaże, w jednym z nich stoi czerwony maluch, w pozostałych umieszczono tandetną wersalkę, stolik i mały telewizor. Sceneria podwórka kojarzy się z okresem gierkowskim. Podkreślają to stroje niektórych aktorów (jak chociażby siateczkowa koszulka Krzysztofa Zawadzkiego), a także niektóre z wykorzystanych utworów muzycznych. Skojarzenia z PRL-em budzi również miejsce akcji - podwórko między domami czy blokami, na którym spotykają się sąsiedzi i znajomi. Siedzą, rozmawiają i, oczywiście, piją. Reżyserce udało się uchwycić pewien rodzaj wspólnotowości, który przeminął wraz z epoką PRL-u. Dziś ludzie zamykają się w szczelnie odgrodzonych ogródkach, tworzą zamknięte osiedla.

Przerzucając akcent na rys obyczajowy, Wysocka uniknęła dydaktyzmu, który wpisany jest w dramat Bohomolca. W jej interpretacji tytułowe pijaństwo miało również swoje dobre strony. Wspólne picie tworzyło więzi, zapewniało poczucie solidarności. W inscenizacji można wyczuć nawet pewien ton nostalgii. Niekoniecznie za PRL-em, lecz raczej za potrzebą bycia ze sobą, umiejętnością przebywania razem. Podkreśla to finał spektaklu, w którym obserwujemy aktorów podczas wyprawy za miasto. Szczerze i radośnie rozmawiają, śmieją się, żartują. Najważniejszy jest nastrój wspólnoty, który wychodzi poza ramy przedstawienia.

W spektaklu zastosowano również zabiegi metateatralne. Magdalena (Małgorzata Zawadzka) i Wiernicki (Marcin Kalisz) - dwoje siedzących pod trzepakiem nastolatków - stają się narratorami opowiadanej historii. Często zwracają się do publiczności, w finale wymieniają z imienia i nazwiska aktorów kręcących się na obrotowej scenie. Reżyserce udało się stworzyć prawdziwą teatralną wspólnotę obejmującą również widownię. Atmosfera radosnej biesiady niemalże całkowicie przenosi się na publiczność. Dlatego nie ukrywa się tu teatralnych szwów, a wręcz przeciwnie, z całą mocą się je eksponuje. Aktorzy nie udają, że tworzą autonomiczny sceniczny świat, ale zapraszają publiczność do tej teatralnie wykreowanej przestrzeni.

W spektaklu nie chodzi ani o potępienie, ani o gloryfikowanie nałogu. Równoważą się w nim racje zarówno za, jak i przeciwko piciu. Moralizatorstwo dramatu w zręczny sposób zostaje rozładowane czytaniem przez Magdalenę i Wiemickiego współczesnych raportów policyjnych. Ze względu na ich styl i retorykę relacje z przestępstw popełnianych pod wpływem alkoholu raczej śmieszą, niż powodują oburzenie. Tekst Bohomolca brzmi w przedstawieniu bardzo współcześnie. Okazuje się, że motywy picia od wieków pozostają te same. Podsłuchane przez Bohomolca powiedzenia, takie jak: "Siedząc, zdrowiej pić wódkę, bo w nogi idzie, nie do głowy", "Przepij do mnie" czy wręcz zasada "Chcąc dobrze gościa przyjąć, trzeba się z nim upić", prawie się nie starzeją. Wysocka, zdając sobie sprawę, że nie pracuje ze współczesnym materiałem literackim, uwrażliwiła aktorów na rytm tekstu Bohomolca. Jest on wypowiadany precyzyjnie, świadomie, z charakterystyczną werwą. Warstwa brzmieniowa przedstawienia jest zresztą niezwykle istotna i precyzyjnie skonstruowana. Wykorzystana w trakcie spektaklu muzyka - zarówno dobiegająca z offu, jak i ta wykonywana na gitarze basowej przez Krzysztofa Zawadzkiego - wraz z wypowiadanym tekstem tworzy harmonijną całość. Dzięki temu spektakl wykracza poza dydaktykę i jednowymiarowość osiemnastowiecznego dramatu. Inscenizacja zwraca uwagę na formę i brzmienie oświeceniowej frazy, staje się performance'em. Barbarze Wysockiej udało się z tego, zdawałoby się, martwego teatralnie i zapomnianego już tekstu stworzyć ciekawe widowisko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji