Artykuły

Spektakl kreacji

CZŁOWIEK zdany sam na siebie w wiecznym poszukiwaniu wartości - otaczający go świat, nie dający odpowiedzi na żadne ze stawianych mu pytań, lub tez dający odpowiedzi mylące, wieloznaczne - inni, pogrążeni w tym samym, co i my świecie obcości, obojętności. Tak dobrze znany z innych dzieł Camusa świat bez złudzeń i pocieszeń, zimny, bezlitosny świat ludzkości poszukującej swego przeznaczenia - tutaj, w "Nieporozumieniu" pokazany został w pryzmacie dramatu matki, zabijającej swego syna, nie pogodzonej ze swym losem, pogrążającej się w samotności Marty, Jana nie umiejącego znaleźć słów, które przebiłyby pancerz obcości, zapobiegły nieszczęściu.

Sztuka Camusa, wyrażająca niepokoje i rozdarcia współczesnego człowieka ma w sobie jednocześnie coś z klimatu klasycznej tragedii, gdzie los z góry determinuje poczynania jednostek, spełniających to, co zostało im przypisane. Widz traktujący dosłownie fabułę sztuki mógł dopatrzeć się w "Nieporozumienie" akcentów melodramatu. Lecz ja jest u Camusa jednym tylko sposobów, aby unaocznić to, co stanowi jego filozofię. Jeśli przez wywołane w sztuce "zabójstwo" zrozumiemy "odrzucenie", niemożność porozumienia się, przeniknięcia cudzej osobowości - nic się w parametrach utworu, w jego znaczeniach przez to nie zmieni.

Wystawione przez Teatr "Wybrzeże" na ostatnich Warszawskich Spotkaniach Teatralnych "Nieporozumienie" Camusa w reżyserii Stanisława Hebanowskiego, ze scenografią Brunona Sobczaka i muzyką Jerzego Satanowskiego przyjęte zostało - przy kilku głosach krytycznych - raczej przychylnie. Można mieć różne zdania na temat wyboru tej właśnie sztuki, jej interpretacji, konieczności jej reanimowania. Jeśli jednak utwór ten miejscami dość retoryczny - stał się okazją dla dwóch kreacji aktorskich i jednej scenograficznej - czy nie mogłoby to stanowić usprawiedliwienia jego scenicznego bytowania?

Przede wszystkim kreacja Ireny Maślińskiej w roli Matki. Jest Maślińska wstrząsająca w scenach, gdy wszystkie losy już się dokonały, gdy po zabójstwie, przekracza granicę, której człowiekowi przekroczyć nie wolno, jeśli ma pozostać istotą żywą i - odczuwającą. Z nieomylną intuicją oddaje Maślińska skamienienie wewnętrzne Matki, jej śmierć już za życia, wyjście poza sferę człowieczych doznań, bez możliwości powrotu i - ratunku.

Jeszcze poprzednio mogła powiedzieć: - "Istnieją jakieś pewniki", lub - "Cały ten świat nie ma sensu". Była kimś, kto przy całym swym nieszczęściu może przeciwstawiać się światu. Teraz - nie ma już nie, wszystko przestało istnieć, wszystko jest na zawsze bezpowrotnie przekreślone. Swym aktorstwem nadała Irena Maślińska dramatowi Camusa wymiar tragedii, pogłębiła jego znaczenie.

Utrwala się w pamięci również i rola Haliny Winiarskiej. Jej Marta, zamknięta w sobie, nie dająca przystępu ludzkim uczuciom, kryje w swym wnętrzu kłębowisko rozgoryczeń, nie zaspokojonej pasji, aby po scenie morderstwa, ruinie wszystkiego, ku czemu dążyła, stać się zastygłą ludzką formą.

Jana, który mówić będzie o "strachu przed wieczną samotnością", który na próżno stara się przeniknąć w świat innych, gra trafnie Jan Twardowski, enigmatyczną postać Starego Służącego tworzy Stanisław Dąbrowski, Marią jest Wanda Neumann.

W budowaniu klimatu tego przedstawienia, prócz reżyserii Stanisława Hebanowskiego duża zasługa muzyki Jerzego Satanowskiego, a przede wszystkim - scenografii Brunona Sobczaka. Olbrzymie, ciężkie, o szerokich ramach okno, dominujące w scenicznym tle, za szybami groźny zamknięty widnokrąg, chmurny, przytłaczający pejzaż - rodzący myśl o ucieczce, a jednocześnie mówiący o niemożności wydostania się z matni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji