Wielkie romanse, wielkie zbrodnie i małe paradoksy (fragm.)
GŁOŚNA powieściopisarka francuska, znana w świecie pod pseudonimem George Sand nie obca jest społeczeństwu polskiemu. Co prawda nie tyle dzięki swemu imponującemu dorobkowi literackiemu, co z racji paroletniego romansu z Chopinem, nie mniej fakt pozostaje faktem. I chyba nawet średnio oczytany Polak kojarzy nazwisko genialnego muzyka z jej osobą, a tych dwoje z kolei z posiadłością George Sand w Nohant.
Nic dziwnego zatem, że w tej to scenerii zlokalizował Jarosław Iwaszkiewicz akcję dramatu poświęconego sławnej parze, a prapremiera warszawska "Lata w Nohant" w roku 1936 w Teatrze Polskim, stała się nie tylko sukcesem autora i realizatorów spektaklu, ale przeszła do legendy teatralnej, rozsławiając zwłaszcza Przybyłko-Potocką w roli powieściopisarki i młodziutką Ninę Andrycz jako jej córkę, Solange. Bo też napisany jest ten utwór świetnie, przez co daje duże możliwości inscenizatorowi i grającym w nim aktorom. A że szeroka publiczność lubi oglądać ludzi wybitnych w ich dniu codziennym, romans autorki "Lelii" z naszym wielkim Fryderykiem Chopinem zawsze wywołuje żywą i zrozumiałą reakcję publiczności.
Dobrze się zatem stało, że znów - dzięki Teatrowi "Rozmaitości" - możemy przypomnieć sobie losy tej burzliwej historii, zwłaszcza że Iwaszkiewicz wzbogacił je dodatkowo o refleksje szersze i głębsze, a zawsze bliskie sercu każdego Polaka. Toteż śledząc finał miłości dwojga nieprzeciętnych artystów widzimy również, jak życie codzienne wpływa na ich twórczość, na wzajemne stosunki i widzenie świata. A na tym tle obserwujemy artystę oderwanego od rodzinnej ziemi i tworzącego niby wśród swoich, a przecież na obczyźnie, co nigdy nie jest proste. Zgłosiłabym co prawda chętnie szereg podstawowych zarzutów pod adresem reżysera spektaklu, Wojciecha Solarza, który szeregu istotnych spraw po prostu z tekstu nie wydobył, niemniej sama pozycja jest tak ciekawa i bogata, że na pewno warto ją zobaczyć, choć nie ze wszystkim przyjdzie się zgodzić.
Może najbardziej brak właśnie owej niezbędnej w tym wypadku atmosfery codzienności i zwykłości przeciętnego dnia w niezwykłym domu, na czym tak zależało autorowi. Przeszkadza jakaś nadmierna egzaltacja aktorów (zwłaszcza pań), zbytnia ekspresyjność, krzykliwość, niepotrzebny chwilami nadmiar ruchu w sztuce, której cała siła w dialogu i jego podtekstach. George Sand gra Kalina Jędrusik (na zmianę z Teresą Szmigielówną), najbardziej przekonywająca w finalnej rozmowie z córką (Elżbieta Starostecka) i w swych staraniach dotarcia do Chopina choćby poprzez siłę wiążących ich wspomnień. Chopinem jest gościnnie Edmund Fetting, chyba nadto ściszony, uległy i zmeczony życiem. To prawda, że są to ostatnie lata chorego już poważnie kompozytora, niemniej w chwili akcji scenicznej Chopin ma ich zaledwie 36...