Artykuły

W stronę Fedry

Ta premiera odbyła się jeszcze przed wakacjami, ale do repertuaru Małej Sceny Narodowego spektakl wszedł w obecnym sezonie.

Wybierając z Fredrowskich tytułów właśnie "Męża i żonę" Jerzy Krasowski podejmował temat obłożony uwagami krytyków i mający bardzo specyficzną tradycję teatralną. Komedia była przedmiotem niemal wszystkich ważniejszych sporów o prawdziwy wizerunek Fredry. Dość długo sprzymierzeńcy sztuki znajdowali się w zdecydowanej mniejszości. Jak rzecz określał Aleksander Brückner, "padały słowa o gangrenie moralnej, zgniliźnie, rozkładzie". Polemiki komplikował fakt istnienia dwu zakończeń, zwłaszcza że w późniejszym pojawiał się nieoczekiwany moralizatorski przypis. Burzliwe dyskusje, w których m.in. przed Fredrą swawolnym bronił Fredrę gorzkiego satyryka sędziwy Kraszewski, trwały latami aż po "Obrachunki" Boya.

Cóż, Emocje dawno się wyciszyły. Sądy napastliwe, wyrozumiałe czy też aprobujące spisała historia literatury. I jeszcze jedno. Już w czasach, kiedy występowały pokolenia aktorskie kształcone na Fredrowskiej polszczyźnie, wiersz "Męża i żony" uchodził za trudny, niezwykle misternie podporządkowany stylistyce salonowej rozmowy. A przecież byli wśród tamtych artystów wybitni znawcy sztuki konwersacji. Mimo to wirtuozeria językowa komedii budziła respekt i nie każdy zespół decydował się na inscenizację. Sprawiedliwie trzeba dodać, że Boy ową wstrzemięźliwość tłumaczył przede wszystkim ujemnym wpływem krytycznej kampanii.

Wspominam o tym, gdyż Krasowski, by trafić w autentyczny komediowy ton, musiał niejedną zaszłość wokół "Męża i żony" zrewidować. Wynik reżyserskich zabiegów okazał się interesujący. Przedstawienie ma wyraźny rytm i tempo. Konsekwentnie zmierza do pierwotnego finału. Zespołowi przewodzi Krystyna Królówna (Elwira na fot. z Markiem Wysockim), odrzucając charakterystyczność na rzecz znakomitej dyscypliny słowa i gestu. Z wyczuciem odcieni gry konwenansu aktorka rysuje sylwetkę kobiety tyle oszukującej, co oszukiwanej. Joanna Malciak jest Justysią wedle boyowskiej miary "wolna jak ptak i jak ptak nie ujęta". Ładna, niecierpliwa, sama bawi się prawami salonowych du-serów. Dalej obaj Panowie (Wacław -Zbigniew Grusznic, Alfred - Marek Wysocki), choć czasem nadto ekspresywni, ale przecież starannie utrzymani w poetyce salonu Fredry.

Nie ma w spektaklu zbędnej ornamentyki. Nie ma nadmiaru aktorskich działań. Taka oszczędność środków wyrazu jest również zasługą scenografii Katarzyny Kępińskiej. Wystrój bombonierki - różowo, wdzięcznie, a przecież bez przesytu bibelotów. Odpowiedni klimat dla zawieszonych słów i spojrzeń tworzy muzyka Schuberta. Jest w tym wszystkim jednolity styl. I co najistotniejsze, słychać Fredrowską drwinę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji