Artykuły

Dziady?

Nie było ani ciemno, ani głucho. Rozświetlone foyer i rozśpiewany chór. Tak rozpoczęły się "Dziady" w reż. Stanisława Miedziewskiego. A właściwie to, co na podstawie dramatu reżyser powymyślał...

Inscenizacja oparta jest na scenariuszu Marcina Bortkiewicza, który pokroił słowo dramatu na małe porcje, tworząc z nich kompozycję logiczną i zwartą. Ze sceny słychać teksty, które owszem, są fundamentem "Dziadów", ale w tak prostym porządku pobrzmiewają lekturowym brykiem. Ale przy mocnym skrócie, bryk jest zjawiskiem nieuniknionym.

Wedle zachowanego porządku dramatycznego, spektakl rozpoczyna "II część Dziadów" - obrzęd guślarski. Widzowie, wprowadzeni do teatru pieśniami Kresów, nie zaświadczają jednak mistycznego rytuału, nie zanurzają się w obrzędzie. Owszem, duchy zmarłych wchodzą w ciała żywych i przemawiają cudzymi głosami, ale dzieje się to po prostu, bez organicznego opętania. Jedynie Widmo Złego Pana przemawia głosem z zaświatów, a to dzięki udanej roli Bożeny Borek, która jako jedyna w scenie obrzędu, używa głosu "prawdziwego" ducha.

Obrzęd wtłoczony w przestrzeń ponurej kaplicy zderza się z miękkimi dźwiękami muzyki rodem z kiepskiego musicalu, zaśpiewanej jak bajeczka dla niegrzecznych dziatek. Chwyt dobry, ale dla Teatru Buffo. Muzyka jest dla spektaklu anachronizmem stylistycznym, szkodzi mu, wytwarza estetyczną kakofonię. Obrzęd prowadzi Guślarz - kobieta (Caryl Speed), która obecna jest w prawie każdej scenie przedstawienia. Kim jest przebrana za cygankę aktorka? Przypomina znachorkę, maga, a nie sprawującego pozazmysłowy obrzęd przewodnika. Guślarz powinien być przecież koryfeuszem, a nie liderem seansu spirytystycznego. Dopiero jego późniejsza wszechobecność na scenie czyni go świadkiem czasu, reżyserem wydarzeń, moderatorem historii. Ten pomysł wydobywa z opowieści jej uniwersalizm, osadza ja w różnych czasach.

Ale o czym to właściwie opowieść? Kim są jej bohaterowie? Jakie to czasy? I tu cała zabawa zaczyna się komplikować, mętniej zawartość tygla, w którym reżyser zmieszał konteksty i stylistyki.

Z tragicznym ujęciem romantycznej narodowo - wyzwoleńczej walki zderza się czołowo groteska, ubrana w piórka "Operetki", świecących rogów na głowach diabłów, plastikowych trupich masek. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby to było dowcipne. Żart się nie udał, bo udać się nie mógł. Zbyt to oczywiste, by mogło być śmiesznym.

Co innego w scenie Widzenia Księdza Piotra, kiedy oniryczna bestia czerpie inspiracje z filmowego "Egzorcysty". Jest to żart błyskotliwy, zdejmujący patos z dzieła w wyważonych dawkach, a w dodatku - mistrzowsko zagrany przez duet: Osik- Lewandowski. Panowie, brawo!

Tak właśnie należy puszczać oko do Mickiewicza - mądrze i stylowo. Podobnie stało się w scenie "Snu Senatora". Żartowi posłużył kostium i scenografia, a właściwie wielofunkcyjne, atrakcyjne plastycznie, użycie jednego przedmiotu - kołdry. Scenograficzna iluzja utarła nosa dosłowności, diabły przypominające postaci z filmu "Matrix", ubrane w skórzane płaszcze, kpią z patosu. To ironia pełna wdzięku. Lecz te wysmakowane zabawy współczesnymi ikonami kultury tłamsi sztafaż tanich gadżetów, których w spektaklu pełno. Czemu to ma służyć? Komentarzowi do dzisiejszej pop kultury i zmasowanej tandety? O, banale!

Bo jeśli tylko z tego składa się "dzisiaj", to przepraszam. Wydaje mi się, że współczesność wychodzi poza ramy plastikowych kukieł , tak jak Mickiewicz wyszedł poza jasła. Jeżeli traktować "Dziady" w ten sposób, to dlaczego nie być konsekwentnym do końca i na przykład nie uczynić z Guślarza telewizyjnej wróżki, która wywołuje duchy zmarłych drogą audiotele? Jeżeli żartujemy, to dlaczego przemiana Konrad dzieje się na serio, a bohater nie stepuje do Wielkiej Improwizacji, ale mówi tak, by uczynić z niej wielki monolog? Kim jest współczesny Konrad? Nie śmieje się przecież z patriotyzmu, lecz manifestuje wolność. Kpi z kołtuństwa władzy, też naszej, dzisiejszej. Ale jak się zmienia? Poza zapisem na dechach o wielkiej przemianie, nie widać, by się przeobraził. To bohater jednorodny. Dlaczego?

No właśnie. Na te pytania nie znajduję odpowiedzi. Zastosowane środki, odbieram jako niekonsekwencję i brak konkretnego pomysłu inscenizacyjnego reżysera. I pomóc temu nie zdołają dobre kreacje aktorskie Michała Lewandowskiego, Juliana Swifta, Ireneusza Kaskiewicza czy Ewy Konstanciak... Wielka szkoda.

Spektakl Stanisława Miedziewskiego przypomina miksturę, której składniki zostały dobrane przypadkowo. Jest jak próba budowania z klocków drewnianych i plastikowych, które do siebie nie pasują, więc nie mogą tworzyć zespolonej konstrukcji. A co się nie łączy, musi się prędzej, czy później posypać.

Nowy Teatr w Słupsku,

Adam Mickiewicz

"Dziady"

Reżyseria: Stanisław Miedziewski

Scenariusz: Marcin Bortkiewicz

Muzyka: Monika Zytke

Scenografia: Wojciech Stefaniak

Kostiumy: Joanna Jaśko- Sroka

Obsada: Bożena Borek, Ewa Konstanciak, Rozalia Mierzicka, Agnieszka Peplińska, Hanna Piotrowska, Anna Rusiecka, Emilia Siemaszko, Natalia Sikora, Caryl Speed, Marta Turkowska, Marek Cieśluciński, Jerzy Karnicki, Ireneusz Kaskiewicz, Krzysztof Kluzik, Michał Lewandowski, Albert Osik, Jacek Ryś, Jan Stryjniak, Julian Swift-Speed

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji