Artykuły

Mistrz

"Mistrz" trafił na ekrany naszych telewizorów tuż po swym wielkim sukcesie, jakim było zdobycie pierwszej nagrody w dziedzinie widowisk telewizyjnych - "Prix Italia", na konkursie radiowo-telewizyjnym w Palermo. Poprzednio "Mistrz" znalazł się w programie przeszło rok temu, jako laureat konkursu krajowego na widowisko telewizyjne. Spektakl - reżyserowany przez Jerzego Antczaka - odniósł wielki triumf. Triumf ten skłonił reżysera do podjęcia tematu po raz drugi - tym razem w formie filmowej.

Niedawno oglądaliśmy film Ludwika Perskiego i Stefana Treugutta pt. "Chwila teatru". Wtedy dopiero okazało się, jak stosunkowo niewielki i jak bardzo wycinkowy materiał teatralny został utrwalony na taśmach filmowych. Zabrakło w nim nie tylko roli teatralnej Zofii Mrozowskiej, zabrakło jakiejkolwiek roli Haliny Mikołajskiej i tylu, tylu innych. Film Antczaka pełni też w pewnym sensie rolę przyczynka do historii teatru polskiego, utrwalając na dłużej, niż to może zrobić telewizja, wielką kreację Janusza Warneckego. I dorzucając do niej jeszcze kilka innych, w niewielkich epizodach. Z postaci drugoplanowych znakomici byli przede wszystkim Henryk Borowski i Andrzej Łapicki - pierwszy jako rozhisteryzowany pan mecenas, w którym jedyną ludzką cechą jest już tylko... zwierzęce przywiązanie do życia; drugi - jako lekarz, równie przejmujący swoim stoicyzmem i rezygnacją. I jeszcze Ignacy Gogolewski, Zbigniew Cybulski, Ryszarda Hanin - to były role na pewno warte utrwalenia.

Oddawszy aktorom co aktorskie, nie można zapominać o tym, który dał im tak znakomite pole do popisu. Zdzisław Skowroński, autor "Mistrza", znany był dotychczas głównie jako twórca gatunku zwanego komedio-farsą, gdzie ważna jest intryga i dialog, mniej natomiast uwagi zwraca się na prawdopodobieństwo w tworzeniu postaci. W "Mistrzu" okazał się jednak mistrzem również i w tej dziedzinie. Udała mu się tutaj sztuka, o którą nie zawsze skutecznie walczy nawet Jerzy Broszkiewicz - stworzenie żywych bohaterów także wśród postaci epizodycznych. Cóż za odpoczynek wśród zalewu nowszych dramaturgów, którzy zapatrzeni w swoje wielkie idee, zapominają zupełnie o człowieku, w którego usta chcą swoje myśli włożyć! Dzięki za to Skowrońskiemu i dzięki Antczakowi - jednemu z nielicznych reżyserów, który ma odwagę pozwolić przemówić autorowi i aktorowi.

Jest w tym filmie rzecz jeszcze jedna, która być może przesłania pewne jego słabości. Jest to coś znów niezmiernie rzadkiego ostatnio i w teatrze i w telewizji - jakieś wielkie napięcie uczuciowe - coś, co można by określić jako - miłość. Miłość do teatru, tej najbardziej ludzkiej ze sztuk i poprzez teatr - miłość do człowieka. Prowadzona przez starego aktora obrona ludzkiej godności, kiedy pod koniec wielkiego monologu Makbeta wywrzaskuje już właściwie w twarz hitlerowcowi swoje wielkie wyzwanie.

Jednej tylko wady nie mogły zniwelować wszelkie wymienione powyżej zalety - kopia przedstawiona w telewizji pozostawiała bardzo wiele do życzenia od strony dźwiękowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji