Artykuły

Gdzie jest błękitny narciarz?

Gdyby inscenizatorzy wycią­gnęli wnioski z końcowego zda­nia "Sztuki" Yasminy Rezy, przedstawienie gościnnie prezen­towane w nowym szczecińskim Teatrze Kameralnym "miejsce" miałoby szansę na sukces. Komediowy potencjał aktorów Teatru Polskiego (ta scena przygo­towała spektakl) nie został zrównoważony dialogiem opartym na czytelnych relacjach między bo­haterami. Nie skorzystano z wie­lobarwnej palety stanów psy­chicznych, które odbite od mar­twej płaszczyzny monochroma­tycznego płótna mogłyby emano­wać szeregiem ważnych znaczeniowych "wibracji".

"Sztuka" Yasminy Rezy sta­wia podstawowe pytania: czym jest dzieło sztuki i jaką rolę w je­go artystycznym bycie spełnia odbiorca. Jaka jest wartość dzie­ła, jak ją mierzyć, gdzie szukać punktów odniesień. Ten swoisty traktat estetyczny autorka zapisu dramatycznego Yasmina Reza rzuciła na tło relacji trzech przy­jaciół, zakładając, że z obserwacji całkiem różnych osobowości, z ich kontrapunktowego zestawienia i zanurzenia w problemach sztuki wydobędzie prawdę o czło­wieku, jego osobowości i charak­terze. Całość ujęła w ramy ko­medii, by lekkość formy ułatwiła drogę myśli widza lub czytelnika. Reza napisała rzecz wyrafino­wanie inteligentną, dającą akto­rom możliwość prowadzenia bły­skotliwych dialogów, a reżysero­wi szansę realizacji widowiska na kilku piętrach znaczeń - od podstawowej interpretacji wypo­wiadanych słów, do traktowania każdego z nich jak zamiennika ukrytego sensu każdego aktu twórczego. Rozpiętość walorów i palety barw - niczym w malar­stwie - przeogromna. Tymczasem inscenizatorzy "Sztuki" wybrali kolor miejscami przybru­dzony, choć w większej części po prostu monochromatyczny, wzorowany na przenikliwej bieli płótna, które jest ośrodkiem ko­mediowej akcji. Z białego na bia­łym, choćby były nim ukośne, lekko wypukłe białe paski, choć­by był to zakupiony za niewy­obrażalnie ogromną sumę przez Serge'a (Adam Zych) Antrios od Handtingtona - niewiele wynika. W "Sztuce" mówi się o wibra­cjach monochromu... Jednak, aby je wydobyć trzeba odpowiedniego światła. Najlepiej obserwować takie płótno w południe w pełnym słońcu. Aktorzy tymczasem wraz z reżyserem zamiast na świeże powietrze, zeszli - w prze­nośni i dosłownie - do piwnicy.

Gdyby wyciągnięto wnioski z końcowego zdania dramatu i pamiętano od pierwszej kwestii, że ośrodkiem akcji jest obraz, który "przedstawia człowieka, który przemierza pewną przestrzeń, a następnie znika", wtedy na pew­no udałoby się znaleźć odpowied­ni język prowadzenia dysputy o sztuce i jej dekonstrukcji. Wówczas niewiara Marca (Michał Ja­nicki) w nowość i zaskoczenie jako "wartości przyświecające dzi­siejszej sztuce" mogłaby w prze­konujący sposób ustąpić miejsca autentycznej, pospolitej tęskno­cie Yvana (Adam Dzieciniak) do odreagowania podczas przyjem­nego wieczoru spędzonego z najlepszymi przyjaciółmi.

Niestety, "Sztuka" nabiera rumieńców dopiero gdy aktorzy Teatru Polskiego wchodzą w ka­baretowy rytm krzykliwej, cha­otycznej wymiany zdań. Gdzie podziały się próby tworzenia czegoś więcej ponad zarys szkicu psychologicznego, gdzie precy­zyjne relacje i zależności emocjo­nalne między bohaterami? Bez tego tekst Rezy traci wewnętrz­ne wibracje i wartość intelektu­alną. Bez nich nie istnieje, pozo­staje martwym sporem słow­nym.

Pojawiający się na białej płaszczyźnie i znikający z niej błękitny narciarz to czytelny symbol przestrzennej i czasowej względności wszelkiej działalno­ści człowieka, także w dziedzi­nie artystycznej. Dopiero gdy przeciwstawimy się takiemu dekonstrukcyjnemu gestowi (my­ślą, przyjaźnią, rozmową), ocali­my wartość najwyższą - człowie­ka w spotkaniu z innym człowie­kiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji