Artykuły

Trudna wolność

Leon Kruczkowski: Pierwszy dzień wolności. Teatr Współczesny. Reżys.: Erwin Axer. Dekoracje i kostiumy: Wojciech Krakowski.

"Rzecz dzieje się w roku 1945". Taka uwaga znajduje się w programie nowej, oddawna zapowiadanej oczekiwanej sztuki autora "Niemców". Zaczyna się to od chwili, gdy porzuconego w popłochu przez Niemców mieszkaniu w małym niemieckim miasteczku tuż za gorejącym frontem, wchodzi pięciu oficerów polskich, właśnie zwolnionych po latach z obozu, by odpocząć na kwaterze przed wyruszeniem do kraju.

Są wolni. Ale wraz z tą dopiero odzyskaną wolnością przyszły nowe problemy i trudności, których tam za drutami nie mieli potrzeby, ani możności rozstrzygać.

To, co widzimy na scenie w toku akcji sztuki jest właśnie borykaniem się z zagadnieniami, jakie przynosi wolność. Zagadnieniami natury moralnej.

Każdego z nas, który był świadkiem bestialstw hitlerowskich, zbrodni popełnionej na Warszawie, potworności badań w gestapo i obozów śmierci niepokoi od lat zagadnienie "dobrych Niemców" i stokroć szersze pytanie: gdzie znajdują się granice prawdziwego człowieczeństwa czy w obliczu tamtych koszmarów jest w tych granicach miejsce na zdjęcie z wszystkich Niemców odpowiedzialności za to, co się stało.

Oto czołowe zagadnienie, które staje przed zwolnionymi jeńcami w pierwszym dniu ich wolności. Zagadnienie sumienia ludzkiego. Na równi z tym problemem zjawia się drugi, równie ważny. Można by go w skrócie nazwać problemem istoty wolności.

Ta wymarzona po nocach za drutami wolność niesie, jak się okazuje w zetknięciu z życiem, poważne trudności. Pierwszy dzień wolności jeńców, którzy przez lata byli tylko wykonawcami rozkazów - oto dzień wielkiej próby. Teraz trzeba się przekonać. Czy wolność to tylko możność robienia, co się podoba, czy też musi być pojęta jako chęć czynu w imię czegoś, w jakim wypadku wolność staje się pustką, której nic nie wypełnia.

Pięciu jeńców, którzy zamieszkują w opuszczonym mieszkaniu państwa Kluge i jeszcze szósty, który do nich się przyłączy, to przedstawiciele różnego pojmowania owej zdobytej niedalej, jak poprzedniego dnia wolności.

Paweł i Karol to wybawcy "złotej wolności", graniczącej z anarchią, którą jeden z nich okupi śmiercią w obronie kolegów. Dla Hieronima wolność to przede wszystkim droga powrotu do normalnego życia. Zbłąkanemu inteligentowi na pół szalonemu Anzelmowi wolność już od jej proga zaczyna ciążyć jako widmo powrotu do obowiązków, od których oddzielały go siłą rzeczy druty obozu. Michała, człowieka złamanego okrutną śmiercią żony i dziecka tam w kraju wolność, już nie cieszy, ani właściwie nawet nie obchodzi. Jan, postać czołowa tego dramatu wewnętrznego, gorzko odpokutuje swe szlachetne pojmowanie wolności przede wszystkim jako człowieczeństwa i zgody z własnym sumieniem.

Tych kolegów, nierozłącznych w ciągu tylu lat w obozie, dzieli zrazu różnorodność ich poglądów na istotę najważniejszych pojęć ludzkich, a łączy w końcu solidarność wobec wspólnego niebezpieczeństwa.

Sztukę i znakomicie reżysersko zmontowany spektakl otwiera świetna ekspozycja. W dalszym toku akcja, mimo licznych sentencji filozoficznych, które chwilami zwalniają jej tempo, toczy się konsekwentnie, a końcowy strzał (w dosłownym tego wyrazu znaczeniu) jest efektowną i bolesną niespodzianką. Tym końcowym strzałem, którym Jan zabija Ingę, będącą niejako symbolem jego pojmowania człowieczeństwa i sumienia jednocześnie raz na zawsze przekreśla swe złudzenia.

O sztuce i jej postaciach dałoby się powiedzieć jeszcze znacznie więcej. Niestety, brak miejsca staje tu na przeszkodzie. Jest to jedna z tych sztuk, które trafiają w moralne wątpliwości każdego z nas i dlatego każdy widz wyciągnie z niej własne wnioski, czasem nawet sprzeczne z wnioskami autora. Myślę, że tak jak profesor Sonneburch bohater "Niemców", rozrósł się w pojęcie dyskutowanego "sonnenbruchizmu", tak i tutaj zdarzenia rozgrywające się w pokoju państwa Kluge obudzą wiele dyskusji na płaszczyźnie moralności, sumienia i człowieczeństwa.

Reżyser Erwin Axer, mówiąc całkiem po prostu, zrobił "koronkową" robotę. Jego zasługą jest niewątpliwie stworzenie panującej na wszelkich jaskrawości, czy melodramatycznych efektów, których przy tak tragicznych rozgrywkach można było użyć, przesunięcia, chyba zgodnie z zamierzeniem autora, całego dramatu do spraw wewnętrznych konfliktów bohaterów.

Aktorzy grali na ogół znakomicie. Tadeusz Łomnicki jako Jan od pierwszej chwili, gdy śmiertelnie zmęczony i chory siada pod ścianą, ściąga naszą uwagę. Dalsza jego gra złożona z uniesień dobroci, manifestacji współczucia żarliwego przekonania, że to co robi jest słuszne, zaskakuje nas świetnym przejściem do oschłego tonu podejrzenia, zakończonego rozpaczliwym strzałem.

Pełnym wdzięku Hieronimem, jakże wiernie oddającym oflagowców, powracających z obozu (pamiętamy ich dobrze sprzed 15 lat!) był Kazimierz Rudzki. Janusz Bylczyńśki był odzwierciedleniem obrazu człowieka złamanego nieszczęściem i rozdrażnionego perspektywą rozpoczynania życia na nowo. Tadeusz Pluciński i Zbigniew Zapasiewicz świetnie oddali lekkomyślność i beztroskę pijanych wolnością młodych łudzi, a Józef Kondradt pokazał przejmujący nieledwie kliniczny portret, na pół obłąkanego Anzelma. Takimi byli uwolnieni jeńcy. Przerażonym i przykro uniżonym lekarzem niemieckim, który zaufał polskim jeńcom swój największy skarb - córki, był Stanisław Daczyński. Niemieckim ogrodnikiem pałającym zemstą w stosunku do zwycięzców, może zbyt sympatyczny na tę rolę, Kazimierz Opaliński. Aleksandra Śląska dramatycznie odegrała rolę Niemki, w której pali się żądza odwetu. Potrafiła z pozornie słodkiej dziewczyny przekształcić się w oczach widza w ohydną wiedźmę (w scenie, gdy dyryguje marszem hitlerowskim "Heili heila"). Kalina Jędrusik-Dygatowa miała momenty trafne, ale chwilami była już zbyt, jak na 17-letnie "dziecko" dorosła i cyniczna. Może to też wina twórcy kostiumów, który obie córki zbłądzonego lekarza małomiasteczkowego niesłusznie pokazał jako świadome swych wdzięków "kociaki".

Mała bezimienna aktorka, grająca Lorchen była bardzo przyjemna.

Bezpretensjonalna dekoracja uwypuklała wyrazistość "biorącej" widzów akcji.

Kalina Jędrusik-Dygatowa jest jedną z najpopularniejszych aktorek naszej "Telewizji" bardzo pozytywnie oceniła jej udział w adaptowanej przez TV na spektakl telewizyjny powieści "Podróż" Stanisława Dygata. Ostatnio Kalina Jędrusik występuje również na scenie Teatru Współczesnego w sztuce "Pierwszy dzień wolności" Leona Kruczkowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji