Artykuły

Drogi wolności

W sporze na temat nowej sztuki Leona Kruczkowskiego niemal wszyscy są zgodni, że "Pierwszy dzień wolności" to wybitna pozycja naszej współczesnej dramaturgii. Wydaje się, że wypełnia ona niezauważoną, lecz od dawna istniejącą w naszej literaturze lukę. Jest to sztuka o jednej, a jednocześnie o wielu różnych drogach do wolności. Każdy z nas po długiej okupacyjnej nocy, miał swój pierwszy dzień wolności, który Kruczkowski jakoś odgrzebuje z zapomnienia i nadaje mu taką rangę filozoficzną, jakiej nie miał nigdy przedtem w naszej dramaturgii. Leon Kruczkowski przeciwstawia się stanowczo tezom, dotąd chyba powszechnym w licznych wspomnieniach i utworach literackich, że wolność nas zaskoczyła niepostrzeżenie, że była tylko wydarzeniem w naszym życiu, a nie świadomym dążeniem, długotrwałym działaniem, prawem wyboru, decyzją człowieka w obliczu historycznych przemian i nieubłaganych ich praw. Z tego względu sztuka wydaje się jakąś wielką metaforą socjalistycznych przemian, konsekwentnie umacnia zaufanie do człowieka, nawet wówczas, kiedy na swej drodze do wolności dźwiga tragiczne brzemię swego czynu. Ale widz nie odczuwa pokory wobec okrucieństwa praw historii, niezłomna wydaje się przede wszystkim wola Jana w dążeniu do humanistycznego jedynego sensu ludzkiego bytu. W jednej ze swych odpowiedzi na liczne pytania dziennikarzy, Kruczkowski wyraził tę myśl innymi słowami: "W mojej sztuce próbuję przeprowadzić jak gdyby "weryfikację" wolności. Dokonują tej weryfikacji ludzie, którzy właśnie odzyskali wolność i przymierzają ją do rzeczywistości, sprawdzają jej uroki i jej skomplikowane praktyczne zagadnienia".

Paweł i Jan reprezentują niejako dwie koncepcje wolności, dwie jej formuły. Jedna - to forma anarchiczna, aspołeczna: "chcę - znaczy mogę". Druga formuła określa wolność jako prawo wyboru postępowania. Wyboru według kryteriów społecznych, moralnych, humanistycznych.

Kruczkowski właściwie przerzuca tę kilkuosobową grupkę uwolnionych z jenieckiego lagra oficerów na jakiś wielki ekran współczesności. Ekranem tym nie jest wcale małe niemieckie opuszczone miasteczko, ani też opuszczone mieszkanie państwa Kluge (konfekcja damska), do którego zachodzą na noc byli jeńcy, ani nawet inne realia. Wydaje mi się, że tym ekranem są raczej słowa Anzelma: "Czy nie zauważyliście panowie, że zawsze, kiedy jedni odzyskują wolność, inni ją tracą?".

Pisze o tym Kruczkowski we wstępie do programu. "Owszem, znamy tę przeklętą prawidłowość. Wielki spór naszych czasów toczy się między innymi również o to, żeby wykreślić ją z rejestru wielu podobnych "prawidłowości" ludzkiego świata...

Kiedy piętnaście lat temu odzyskałem wolność, na jej progu dowiedziałem się, że ma ona swoją drugą zagadkową twarz - odwróconą od nas i patrzącą w ciemność. A potem? Potem dowiadywałem się o tym codziennie...".

Jan, były jeniec, skupia te wszystkie wątki dróg do wolności i ich filozoficznych konsekwencji, grając jednocześnie rolę jednego z wielu uwolnionych, którego los jest losem wszystkich jego kolegów.

Tadeusz Łomnicki w pełni zasłużył na uznanie grając jednocześnie w kilku warstwach, pokonując ogromne trudności roli, dźwigającej właściwie cały spektakl. Życzliwość, okazana niemieckiej rodzinie, jest mu niezbędna dla obrony wewnętrznej swej racji, nawet za cenę opuszczenia i samotności. Czy patronem Jana jest Żeromski? Możliwe, wymaga to jednak dokładniejszej analizy.

Zresztą, sądzę, że krytyka literacka na pewno się tym zajmie. W sztuce Jan jest właściwie świadomością słowa "wolność", która nabiera wyraźnych konturów przede wszystkim poprzez konfrontację z utratą wolności zhańbionej niemieckiej dziewczyny Ingi, której wraz z jej siostrami Jan daje schronienie, by sprawdzić wartość swych kryteriów moralnych, i nie tylko swoich lecz również i swoich kolegów - kryteriów bardzo przydatnych w ich nowym życiu.

Czyń Inga jest wrogiem? I tak, i nie. Wokół Jana i Ingi tworzy się jakaś otchłań, którą oboje odczuwają, jakieś cmentarzysko norm moralnych, w których wolny człowiek przed chwilą otrzymał prawo wyboru i musi go dokonać dla odzyskania największych wartości ludzkich. Co więcej, musi tego dokonać sam. Inga, zanim zginie od kuli Jana, zanim wybierze śmierć, stwierdza w rozmowie z Janem: "Zawsze wiedziałam, co powinnam kochać i czego nienawidzieć. Dlaczego pan mi przeszkadza nienawidzieć ludzi, tak jak na to zasługują?". Pyta o to z nienawiścią, gdyż dobroć Jana rozbraja ją, obala jej hitlerowskie normy moralne. Inga broni się przed kapitulacją swej nienawiści, są to kulminacyjne fragmenty roli, które tak sugestywnie oddała Aleksandra Śląska, zwłaszcza w momencie grania hitlerowskiego marsza na staroświeckim patefonie. Potem zdradzieckie strzały z jej karabinu stają się już tylko konsekwencją, a jej śmierć cząstką ceny ich wspólnej wolności, którą Jan bierze na swoje sumienie.

"Dlaczego właśnie pan?" - pyta później jej siostra Luzzi (Kalina Jędrusik-Dygatowa), młoda sceptyczka, która z młodzieńczym cynizmem trawestuje słynne powiedzenie o życiu, że polega ono na ubieraniu się i rozbieraniu. Właściwie, zresztą, broni tym cynizmem jakiegoś życia, a raczej swej dziewczęcej nadziei, a może przywiązania do Michała, który wszystko stracił i nie ma nikogo bliskiego na świecie.

"Dlaczego pan?" - to pytanie jest właściwie retoryczne. To nie była zemsta. Oczywiście, sztuka Leona Kruczkowskiego, jak każda dobra sztuka, jest wielopłaszczyznowa, wokół jednego, naczelnego problemu wolności człowieka osnutych jest wiele innych wątków, z którymi dramaturg Kruczkowski wiedzie swój trudny spór.

Leon Kruczkowski: "Pierwszy dzień wolności", Teatr Współczesny. Reżyseria: Erwin Axer, dekoracje: W. Krakowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji