Artykuły

Nowa sztuka Kruczkowskiego

Zimą roku 1945. Bliżej nieokreślone miasteczko, chyba gdzieś pod Szczecinem. Opuszczone mieszkanie niemieckiego krawca damskiego, pana Kluge. Wchodzi do niego kilku oficerów w mundurach polskich. Pięć lat bytowali w obozie niemieckim, odcięci od świata i ludzi. Przeżywają pierwszy dzień wolności. Jeden z nich znalazł gdzieś damskiego manekina, na którym krawiec Kluge przymierzał swoje kreacje. Ten manekin budzi wspomnienia o sprawach, które w obozie żyły tylko w imaginacji. Będzie stał nagi przez cały czas trwania sztuki, pełniąc niejako funkcję symbolu.

Tak mniej więcej rozpoczyna się nową sztuka Leona Kruczkowskiego "Pierwszy dzień wolności", której prapremiera odbyła się w warszawskim Teatrze Współczesnym. Jeden z oficerów został podczas wędrówki z obozu do miasta kontuzjonowany w rękę. Przypadek zdarza, że w mieście pozostał jeden chyba, jedyny Niemiec: lekarz wdowiec, z trzema córkami. Spotkał go bolesny cios: jego dwudziestoletnia córka Inga została poprzedniego wieczora zgwałcona. Oficerowie a raczej jeden z nich imieniem Jan, proponuje, aby lekarz przeniósł się z córkami do mieszkania, które zajęli. Propozycja zostaje przyjęta z tym, że lekarz pozostaje w swym dawnym mieszkaniu, żeby, jak mówi, móc w razie potrzeby nieść pomoc. Jesteśmy teraz świadkami szeregu wydarzeń, bodących częściowo skutkiem głodu seksualnego grupki oficerów.

Zarówno wątek tematyczny, jak i sam przebieg akcji, jest dla Kruczkowskiego, który sam przeżył lata wojny w obozie oficerskim, kanwą dla snucia i wypowiadania różnego rodzaju myśli i refleksji. Refleksje te ogniskują się dookoła zagadnienia wolności, dookoła dysproporcji między tym, co człowiek samotny przeżywa w myślach, marzeniach i pożądaniach, a tym, jak się później ustosunkowuje do rzeczywistości. Najgłębszy konflikt przeżywa oficer Jan, który udzielił rodzinie niemieckiej azylu i własną ręką położyć musi trupem Ingę, związaną z partyzantami niemieckimi próbującymi zawładnąć miastem z powrotem.

Pozostali koledzy Jana nie mają, tak jak on, wyraźnej wizji przyszłego świata, są jacyś zabłąkani i zagubieni. Hieronim szuka wyjścia i zbawienia w bezwzględnej solidarności zbiorowej, Michał, który stracił całą rodzinę, wierzy w to, że wybawienie mogłaby mu przynieść służba wojskowa; Anzelm doszedł w okresie pięcioletniego pustelniczego żywota do przeświadczenia, że naprawdę wolny jest tylko człowiek wyzuty z wszelkich dóbr doczesnych, pozbawiony wszystkiego. Dwaj pozostali uważają, że żyć, to znaczy używać rozkoszy bez jakichkolwiek hamulców.

Postacie dramatu Kruczkowskiego prowadzą dyskusję o charakterze intelektualno-filozoficznym nie jak doktrynerzy lub reprezentanci poglądów autora; są to ludzie żywi, zrozumiali dla nas i bliscy nam. Nie znamy wprawdzie nawet ich rodowodów, nie wiemy, jakie uprawiają zawody, jaka była ich przeszłość (z wyjątkiem nauczyciela Anzelma), ale nie jest to potrzebne, ponieważ Kruczkowski ukazuje to, co najważniejsze: ich dusze i charaktery.

Podobnie jak w swoich powieściach Feuchtwanger, który nawet wydarzenia współczesne traktuje z historycznym obiektywizmem, niczego nie narzucając, nie ferując wyroków - co oczywiście nie oznacza, żeby zarówno Feuchtwanger, jak i Kruczkowski nie mieli wyraźnej i zdecydowanej własnej postawy moralnej - Kruczkowski sięga do źródeł i przyczyn postępowania nakreślanych przez siebie postaci. Oto przykład: pisarz nasz uchylił się zdecydowanie od mechanicznego, szablonowego potępienia Ingi, nie lękając się ukazać, że jednak w swojej fanatycznej nienawiści do wszystkiego, co polskie, niemałą rolę odegrała straszliwa krzywda osobista. Obiektywizm, wyjście poza obręb konfliktu między Niemcami i Polakami sprawiają, że sztuka Kruczkowskiego, tkwiąca korzeniami w określonym klimacie i otoczeniu jest opowieścią o człowieku, bez względu na to, do jakiej człowiek ten należy narodowości, rasy czy klasy.

Choć sztuka jest wyraźnie dyskusyjna i właściwie składa się z dialogów; poszczególne postacie mówią tylko to, co jest niezbędne, żeby je zrozumieć i poznać.

Inscenizator i reżyser "Pierwszego dnia wolności", Erwin Axer, położył główny nacisk na prostotę i komunikatywność dialogu. Przedstawienie nie ma "cienia satyryczności, czy martwoty. W miarę narastania godzin wolności, poszczególne postacie, z początku jakby oszołomione wolnością, na pół przytomne, zaczynają wracać do życia.

Chyba najlepiej uchwycił intencje zarówno autora, jak i inscenizatora Tadeusz Łomnicki. Jego Jan, który podczas lat niewoli doszedł do przekonania, że sama nienawiść do niczego nie zaprowadzi, jest wstrząsająco prawdziwy. W pierwszych scenach zahamowany, widzący nową rzeczywistość jakby przez mgłę. Dopiero stopniowo staje się palnym człowiekiem. Ingę gra Śląska. Artystka nie demonstruje swej nienawiści, kryje ją pod maską milczenia i obojętności, dopiero wtedy, kiedy widzi, że wszystko dla niej stracone, zdziera fałszywą maskę i staje do otwartej walki.

Pozostałych oficerów, kolegów Jana, grają Rudzki, Bylczyński, Pluciński, Zapasiewicz i Kondrat. Każdy z nich stwarza małe arcydzieło. W epizodycznej roli starego ogrodnika niemieckiego zabłysnął Opaliński. Daczyński subtelnie zarysował postać lekarza Niemca, dla którego świat dopóty się nie zmienia, dopóki istnieją pacjenci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji