Król w kraju rozkoszy
Misteria kościelne, sceny dworskie, wędrowne trupy plebejskich wesołków - wszystkie te formy teatru znane były już w średniowieczu i przeżywały swój zmierzch bądź rozkwit w wiekach późniejszych. Teatr Narodowy czyli pierwszy publiczny teatr zawodowy powstał w Polsce w 1765 r. i rozpoczął działalność 19 listopada w budynku zwanym Operalnią przy ul. Królewskiej w Warszawie. Zebrany na polecenie Króla zespół aktorów wystawił w tym dniu, również przez Króla zamówioną i opłaconą sumą 200 dukatów komedię Józefa Bielawskiego "Natręci". Sztuka została przez warszawiaków wyśmiana, w Operalni dokuczało widzom zimno i nie podobała się nowość, czyli opłaty za wstęp, a jednak ów niefortunny wieczór 19 listopada zainicjował narodziny instytucji niezwykle zasłużonej w dziejach kultury polskiej.
Rozumiał to już Wojciech Bogusławski, gdy w swoich "Dziejach teatru narodowego" pisał:
"Chwalebny zamiar, chwalebnie rozpoczął się dla kraju. Wszystkie niemal narody naypierwey obce dzieła wystawiały na scenę, nasz od własnych zaczynał. Naypierwsza komedyia "Natręci", lubo nieiakiem sztuki Moliera, Les Facheux, zdaie się bydź naśladowaniem, wszystkie atoli wchodzących w tę komedyię osób charaktery, zupełnie narodowe wystawiały obyczaie. Tę samą zaletę miały pierwiastkowe sztuki Bohomolca; a nawet i z obcych Autorów przerabiane, brały zawsze za cel poprawę domowych wad i śmieszności."
Po półtorarocznej działalności teatru w Operalni, którego głównym dostawcą tekstów był jezuita Franciszek Bohomolec, na kilka lat zamilkła scena narodowa.
Kolejną siedzibę znalazła w pałacu Radziwiłłów na Krakowskim Przedmieściu, ale dopiero w r. 1774.
Którą zatem z dwu dat uznawać za rzeczywisty początek - pytano jeszcze stosunkowo niedawno - premierę "Natrętów" czy może rok 1774, kiedy to na sejmie zapadła uchwała w sprawie monopoli teatralnych?
Spór na ten temat poprzedzający uroczyste obchody 200-lecia Teatru Narodowego rozstrzygnął Zbigniew Raszewski. W jego książce "Staroświecczyzna i postęp czasu" czytamy: Na pierwsze miejsce wysuwa się sprawa założycieli. Stoimy przecież wobec alternatywy Sejm (1774) czy Stanisław August (1765)? Przypatrzmy się najpierw sejmowi. W ostatnich latach przedrukowano diariusz tego sejmu, dzięki czemu dokładnie poznaliśmy jego przebieg. Od dawna wiedzieliśmy, że projekt monopolu państwowego miał wtedy zaciętych przeciwników. Teraz wiemy, że przegłosowano go, bo tak życzył sobie poseł rosyjski Stackelberg... Poprzedniego roku przeprowadził pierwszy rozbiór i właśnie skupił uwagę na paraliżowaniu wszelkich wysiłków zmierzających do reformy kraju. Krótka, ale ciekawa działalność teatru królewskiego pouczyła Rosjan, czym teatr polski mógł stać się w ręku "oświeconych"... Podporządkowanie teatru sejmowi stanowiło najpewniejszy sposób kontroli, bo za sprawą Stackelberga monopol dostał August Sułkowski, "najpowolniejsze narzędzie" jego planów. Wspólnikiem Sułkowskiego był Adam Poniński, współtwórca rozbioru.
Plan Stackelberga stanowił dywersję wobec działalności Stanisława Augusta, który wymyślił w Polsce teatr "oświecony"."
W innym miejscu tej samej pracy czytamy: ...Król chciał przerobić Polskę na ład zachodni, co należy do dziedziny polityki. Ale najbardziej chciał przerobić Polaków: z "Sarmatów" uważających się za coś lepszego od Europy - w Europejczyków dorównujących Zachodowi. Teatr uznał za najskuteczniejszy sposób szerzenia takiej ideologii, a wiemy, że nagiął go do swoich planów. I jeszcze jedno istotne spostrzeżenie Zbigniewa Raszewskiego: Czy Stanisław August miał program teatralny? Miał. Dostosować język polski do wymagań ówczesnego teatru na Zachodzie. Oto najważniejszy postulat wysuwany przez wszystkich "oświeconych". Jak wiadomo, Król przypisywał mu tak wielkie znaczenie, że osobiście "adiustował" najlepsze teksty... Czy program Króla był trwały? Trwały. Teatr Narodowy przetrwał rozbiory jako jedna z nielicznych instytucji Stanisławowskich, a blask, jaki nadał naszemu językowi w okresie naszej kadłubowej państwowości, zapewnił mu wyjątkowe stanowisko w całym kraju.
Jednym z bardziej życzliwie traktowanych przez Króla komediopisarzy polskiego oświecenia był Franciszek Zabłocki (1750-1821), autor niezwykle płodny, który w latach 1779-84 dostarczał teatrowi przeszło sześćdziesiąt sztuk. Cały dorobek tego pisarza obejmuje ok. 80 tekstów komedii, oper, dram historycznych, a wszystkie stanowiły wspaniale spolszczone przeróbki aż 30 autorów, głównie francuskich, choć i Szekspir nie był mu obcy. "Samochwał albo Amant Wilkołak" to nic innego, jak właśnie "Wesołe Kumoszki z Windsoru".
Zaczynał Zabłocki swoją działalność pisarską od tłumaczenia "Mizantropa" Moliera, potem były już bardzo polskie: "Amfitrio", "Doktor z musu" oraz "Sowizdrzał, rycerz z przypadku" Tomasza Corneille'a i "Wesele Figara" Beaumarchais, "Ojciec dobry" Diderota, a z pisarzy drugorzędnych - jak stwierdza Julian Krzyżanowski -
Romagnesi oraz Hauteroche - pierwszemu Zabłocki zawdzięczał "Dziewczynę sędzią", "Zabobonnika" i "Fircyka w zalotach", drugiemu "Doktora lubelskiego", "Gamrata" i przede wszystkim "Sarmatyzm". Warto jednak pamiętać, że w literaturze aż po wiek XIX inne obowiązywały zasady poetyki, a przerabianie wątków zaczerpniętych od pisarzy wcześniejszych stanowiło, dla Szekspira również, praktykę naturalną i powszechną zwłaszcza w pisarstwie przeznaczonym na sceny.
Takoż i o randze Zabłockiego w polskiej literaturze decyduje nawet nie ilość dokonanych przezeń przekładów i powodzenie jego komedii u publiczności, ale fakt, że - powtórzmy ocenę Juliusza Kleinera - .....był obok Krasickiego i Trembeckiego trzecim mistrzem języka, ponieważ umiał nadawać mu rozmaitość i żywość jak nikt inny w tej epoce, i jak nikt inny bawił się rymami -więc niekiedy blade oryginały dopiero pod jego ręką nabierały barw i życia". Ale pełną skalę swego politycznego temperamentu i talent satyryka objawił Zabłocki podczas sejmu czteroletniego, gdy jako działacz stronnictwa patriotycznego bez pardonu chłostał przeciwników w swoich paszkwilach prozą i wierszach. A oto jeden z nich:
"Jestem teraz w robocie pisania żywotów
Wszelkich naszych łajdaków, szelmów i huncfotów,
Jeśli mi w chęci mojej Bóg pobłogosławi,
To dzieło, spodziewam się ciekawych zabawi".
Po upadku powstania Kościuszkowskiego, w którym brał udział, Zabłocki został księdzem.
Po komedie Zabłockiego chętnie sięga teatr TV zapewniając im najlepsze obsady, przed paru laty np. fircykiem w zalotach był Andrzej Łapicki. Wkrótce zobaczymy na małych ekranach "Króla w kraju rozkoszy" w reż. Andrzeja Strzeleckiego.