Artykuły

W kręgu butoh

Maat Festival dowiódł istotnej rzeczy. W gęstej siatce lepszych i gorszych festiwali wciąż znajdują się wolne przestrzenie, które warto zapełniać - I edycję Maat Festival w Lublinie podsumowuje Marta Zgierska.

"Nie interesuje mnie, jak ludzie się poruszają, ale co ich porusza". To znane słowa Piny Bausch, które stały się nieoficjalnym mottem pierwszej edycji Międzynarodowego Maat Festivalu, projektu, który niespodziewanie wyrósł w Lublinie obok cyklicznych spotkań tanecznych organizowanych przez Lubelski Teatr Tańca. Powołany do życia przez Tomasza Bazana festiwal nie konkuruje jednak z Międzynarodowymi Spotkaniami Teatrów Tańca czy Forami Tańca Współczesnego, a uzupełnia te wydarzenia, wypełnia niszę, której istnienie do niedawna wcale nie było tak oczywiste.

Maat Festival wyróżnia się wyraźnie zarysowanym zakresem tematycznym. Pierwsza edycja zatytułowana "Formy prowadzenia ciała" skupiona była wokół techniki tańca butoh. Ten niespełna kilkudziesięcioletni nurt tańca, wywodzący się z Japonii, cieszy się w Polsce coraz większą popularnością. Jest szczególnie atrakcyjny ze względu na swoją estetykę i formę wizualną, której celem jest stworzenie sytuacji emocjonalnej opartej na przepływie energii. Przedstawiane taneczne obrazy są jednostkowym odkrywaniem możliwości ciała, stają się wyrażeniem sensów nieprzekładalnych na fabułę czy intelektualną refleksję. Zmysłowe odczuwanie bliskości tancerza wzbogacone zostaje w indywidualnym odbiorze prywatnymi doświadczeniami widza. Poruszające obrazy, które pojawiają się w tańcu jako plastyczne przekształcenia ciał tancerzy, zazwyczaj zbliżają zarówno występujących, jak i widzów do sfery sacrum, wątków duchowych.

Festiwal stał się chwilowym zogniskowaniem dążeń polskiego środowiska do odkrywania butoh. Okazał się cennym zastrzykiem informacji niedostępnych w indywidualnych próbach poznawania danego zjawiska. Powodzenie możliwe było dzięki odpowiedniemu przygotowaniu programu. Występy japońskich i polskich twórców inspirujących się techniką butoh, zostały uzupełnione przez propozycje teoretyczno-naukowe: wykłady, spotkania z mistrzami, projekcje filmów i spektakli oraz przez cenne warsztaty praktyczne prowadzone przez mistrza Daisuke Yoshimoto.

Maat Festival pokazał, jak różnorodny może być język ruchu. W ciągu trzydniowych spotkań zaprezentowano cztery spektakle taneczne. Choć łatwo można sprowadzić je do wspólnego mianownika, ze względu na inspirację i nurt taneczny, jaki reprezentują, w każdym z nich mamy do czynienia z inną realizacją prowadzenia ciała.

Najbardziej zbliżonym do powszechnych wyobrażeń o butoh był występ Kan Katsura "Time machine". Strukturę pustej przestrzeni wyznaczają tu geometryczne kształty, utworzone przez padające na podłogę snopy światła. Każdy z kształtów tworzy wyodrębnioną mikroprzestrzeń, która dla tancerza jest miejscem kolejnego etapu poszukiwań ruchowych. Napięcie, które ogarnia Katsurę, najbardziej objawia się w ruchach dłoni oraz drganiach mimiki. Zmienny nastrój muzyki wyznacza emocje, które przepływają przez tancerza. "Time machine" jest choreografią bogatą w repetycje gestów - wskazywanie palcem ziemi przed sobą, obmycie twarzy, gryzienie, grymas krzyku. Tło muzyczne, niebieskie odcienie oświetlenia, a przede wszystkim punktowe reflektory, ostro zarysowujące kontury ciała, pogłębiają niewyrażalny werbalnie sens tych gestów, zmuszają do skupienia się na obrazie.

Katsura odżegnuje się od bezpośredniego wykładania sensów swoich spektakli, co zgadza się z ideą tańca butoh opartego na bezrefleksyjnym wyrażaniu siebie. Taniec opierać ma się na emocjonalnym, a nie rozumowym, odbiorze. Jednak artysta podając tytuł spektaklu "Time machine" i używając wyraźnych semantycznie znaków, jak wyświetlana na podłodze tarcza zegara, ukierunkowuje możliwe interpretacje. Prowokuje, by czas i przestrzeń odczytywać jako uwikłanie człowieka w system, by dostrzec w spektaklu metaforę upływającego życia.

Innym występem będącym refleksją nad wędrówką życia była choreografia polskiej tancerki butoh Sylwii Hanff "8 pustyń (dromenon)". Już w wyraźnym nakreśleniu przez autorkę nadrzędnej idei organizującej spektakl widać różnicę w konstruowaniu świata scenicznego. Konkretne sceny są pieczołowicie rozplanowane, układają się w spójny i estetyczny przekaz odwołujący się do rytuału przemian zaczerpniętego z myśli Azteków. Dopracowana choreografia w połączeniu z muzyką i nastrojowym oświetleniem, momentami wydaje się o ton zbyt tkliwa. Forma ciała nadaje ruchowi Hanff charakterystyczny, rozpoznawalny rys. W statycznych nogach tancerki kumuluje się napięcie ciała, natomiast rozładowanie objawia się w chwiejnych, drżących ruchach rąk i głowy. Taniec Hanff śledzi się z przyjemnością, jednak części publiczności brakuje w nim siły oddziaływania, która to dopiero pozwala zapomnieć się i oddać przekazywanym obrazom.

Druga z polskich artystek Anita Wach, choć obraca się w kręgu tańca współczesnego, nie przez przypadek zaprezentowała projekt "Inch 1,5". Jej występ, formalnie najdalszy od estetyki butoh, w istocie zbliżał się bardziej do występu japońskich mistrzów niż spektakl Sylwii Hanff. O wiele ważniejszym czynnikiem od zewnętrznej formy (Wach jako jedyna nie posiadała białego makijażu, charakterystycznego elementu w tańcu butoh), okazało się wyeksponowanie, jako jedynego elementu, ruchu tancerza i natężenie emocji, które temu towarzyszą. Wach, podobnie jak japońscy mistrzowie, korzysta z mocnego światła padającego z góry, który na ciele tancerza rysuje ostre cienie. Tym samym, w połączeniu z odkrywczym ruchem, wydobyte zostają surrealistyczne kształty, które stają się na scenie chwilowym, symultanicznym istnieniem.

"Inch 1,5" rozłamuje się na trzy części. Pierwszym etapem jest długie, przesycone wewnętrzną walką i napięciem osiąganie pozycji wertykalnej. Poszczególne części ciała wydają się walczyć o swoją niezależność, wyodrębnienie. Dominującą pozycję zdobywają nogi, odznaczające się w ostrym świetle. Powstanie tancerki z ziemi przynosi zmianę w charakterze jej ruchu. Znika maksymalizowane wcześniej napięcie, tym samym pojawia się rozprężenie wśród publiczności, to moment spektaklu, który najmniej się pamięta. Ostatnim etapem jest powrót do początkowego stadium, wielokrotnie blokowany w sekwencjach powtarzania tych samych, niedokończonych ruchów.

Swoiste odczłowieczenie dokonuje się tu podobnie, jak w improwizacjach Daisuke Yoshimoto, który w swoim występie poprzez doskonale wypracowane ruchy pleców, kreuje nowe, zaskakujące życie. Występ japońskiego mistrza wyraźnie odcina się na tle wcześniejszych wydarzeń. W swojej improwizacji przełamuje on ich niejednoznacznie zdefiniowaną, ale wyraźnie dominującą chęć bezpośredniego zbliżenia się do sacrum. Yoshimoto do tańca butoh wprowadza na szeroką skalę elementy sfery profanum, dopiero poprzez nie tancerz chce dojść do głębszego doświadczenia. Na scenie migocą sprzeczne rejestry. Dobitnym przykładem jest tutaj wykorzystanie sedesu. Choć w tańcu jest zupełnie wyabstrahowany od swojej pierwotnej funkcji, to w odbiorze swoją formą wciąż prowokuje do najprostszych skojarzeń. Jako kontrast, tuż obok, wciąż obserwujemy przejmujące ciało 68-letniego tancerza, który bezustannie wydobywa z pełną mocą i energią każde drgnienie mięśni.

Improwizacja Yoshimoto silnie oscyluje wobec tematu kobiecości. Już wstęp do tańca, szamotanina z nagą kobietą, w mroku przecinanym światłem latarki, akcentuje tę problematykę. Namiętna, erotyczna kobiecość rozpływa się w dalszej części w proste, stereotypowe atrybuty kojarzone z kobiecą codziennością, ich wspólnym mianownikiem jest kolor czerwieni. Występ japońskiego mistrza pokazał, że butoh jest bardzo pojemnym nurtem tańca. Twórczość poszczególnych tancerzy może różnić się nie tylko szczegółami ruchowymi, ale także może realizować diametralnie różny sposób dochodzenia do wewnętrznej prawdy.

Organizatorzy spotkań z powodzeniem wykonali swoje założenia. Koncentracja nad poszukiwaniami indywidualnego języka ciała we współczesnych działaniach artystycznych, pozwoliła wkroczyć w zupełnie inną sferę twórczości. Pierwsza edycja Maat miała inny charakter niż najpopularniejsze festiwale teatru tańca, gdzie najczęściej pojedyncze propozycje tego typu, nikną pośród innych realizacji z kanonu tańca współczesnego.

Maat Festival dowiódł istotnej rzeczy. W gęstej siatce lepszych i gorszych festiwali wciąż znajdują się wolne przestrzenie, które warto zapełniać. Dzięki zaproszeniu mistrzów butoh Daisuke Yoshimoto i Kan Katsura poprzeczka została już na samym początku ustawiona bardzo wysoko. Choć wszystkie wydarzenia odbywały się w kameralnym gronie, to nie ulega wątpliwości, że istnieje konkretne środowisko zainteresowane poszukiwaniami ruchowymi. Potencjał festiwalu jest duży i oby na bazie tegorocznych doświadczeń wyrosły kolejne edycje, zakrojone na znacznie szerszą skalę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji