Artykuły

Zmowa nadgorliwości

PRZEDSTAWIENIE to było sygnalizo­wane od dłuższego czasu, można po­wiedzieć, że miało przygotowany te­ren. A jednak zdaje się, że za­szły pewne niespodzianki w od­biorze, przynajmniej pewne przesunięcia akcentów, którym nie zapobiegł niezbyt ciekawie podany wstęp, nie sprzyjający skupieniu na nim uwagi. Mo­wa tu o przedstawieniu sztuki Michała Bułhakowa "Molier czyli zmowa świętoszków" w reżyserii Macieja Wojtyszki. Mo­żna powiedzieć, w dużym uproszczeniu, że w telewizyjnym od­biorze na pierwsze miejsce wy­sunął się Molier jakby trochę spychając Bułhakowa, jego dra­maty i porachunki. Wynikło to po prostu z tego, że o Molierze wie się więcej. Nie tak dawno emitowany był w telewizji se­rial o Molierze, gdzie dosyć szczegółowo przedstawione były jego perypetie romansowe i ro­dzinne z paniami Bejart, jego kłopoty teatralne i twórcze oraz stosunki z królem. Trzy lata te­mu wyszła książka Georgesa Mongrediena "Prywatne życie Moliera" w poczytnej serii biograficznej "Artyści". Można powiedzieć, że w biografii Moliera jesteśmy zadomowieni. Tymczasem życie Bułhakowa, jego uparta walka o niezależność i przetrwanie jako pisarza i człowieka są ciągle znane nielicznym. Książka Andrzeja Drawicza, która przybliży autentycznie postać i dramat pisarza czeka na wydanie. Wiele jest tu do odrobienia.

Ze sztuk Bułhakowa widzieliśmy na ekranie telewizyjnym "Dni Turbinów" ale także rzecz o Puszkinie ("Ostatnie dni. Puszkin"), który to dramat bardziej już korespondował z "Molierem czyli zmowa świętoszków", przede wszystkim ze względu na owe pełne napięcia stosunki między poetą a carem. Bo właśnie stosunki między pisarzem i władcą są głównym tematem "Zmowy świętoszków". Ale przecież za osobistymi i obywatelskimi perypetiami Moliera na dworze Ludwika XIV krył się dramat samego Bułhakowa, jego przejścia właśnie z tą sztuką, jego stosunki ze Stalinem. "Zmowa świętoszków" powstała w 1929 roku i do śmierci Bułhakowa w 1940 roku nie doczekała się zezwolenia na wystawienie, choć na krótko wprawdzie w 1931 roku cenzura uchyliła zakaz. Ta huśtawka łaski i niełaski była najbardziej wyrafinowanym sposobem dręczenia pisarza.

Można powiedzieć, że Ludwik XIV, przynajmniej ten z serialu, prowadził bardziej dyplomatyczną politykę z Molierem, bo ostatecznie zgodził się na wystawienie trzech aktów "Świętoszka", sztuki najbardziej ostrej społecznie, czynił także pewne gesty pojednawcze przyjmując, na przykład, rolę ojca chrzestnego syna Moliera, Ludwika.

W sztuce i przedstawieniu ; sprawa inaczej wygląda. Odnosimy wrażenie, że Ludwik i Molier spotykają się po raz pierwszy i ostatni. Czyżby za tą sce­ną kryły się z kolei osobiste doświadczenia Bułhakowa, jego wizyta na Kremlu? Ale właśnie tu dotykamy sprawy, którą po­ruszyłem na początku. Otóż mi­mo całej arogancji Ludwik ze sztuki Bułhakowa w konsek­wentnej interpretacji Ignacego Gogolewskiego ani rusz jakoś nie chce się nam nałożyć na po­stać bliższą historycznie, o któ­rej wiemy też coś niecoś, choć­by z wierszy innego prześladowanego poety Mandelsztama. Ludwik Gogolewskiego wydaje się rokokowym playboyem. (Inaczej sprawa wyglądała np. z postaciąIwana Groźnego z filmu Eisensteina, którego adres był także współczesny). Gogo­lewski pozostaje jednak chyba tu wierny całemu stylowi sztu­ki, która uchodzi za najbardziej tradycyjną spośród wszystkich przez Bułhakowa napisanych, jest przede wszystkim francuska - zresztą według obiegowych pojęć o tym, co to francuskie. Można powiedzieć, że na tym zasadza się styl "Zmowy świę­toszków" - na pomieszaniu się i przenikaniu tego co "francu­skie" i tego co bułhakowskie. Jak to wyszło w przedstawie­niu Wojtyszki? Otóż bardziej przekonująco wypadła ta warstwa "francuska", molierowska, to co jest humorystyczne w spo­sób bardziej ukryty lub jawny. Nie dziwi to u inscenizatora "Smoka" Szwarca.

Można iść w tym rozumowa­niu dalej i powiedzieć, że owa druga ciemna i demoniczna warstwa przedstawienia też właściwie była podszyta humo­rem, czy przynajmniej sarkaz­mem. Ale czy na tym dystansie i niezależności humorystycznej nie polega siła i urok najwybit­niejszego dzieła Bułhakowa, ja­kim jest "Mistrz i Małgorzata"? Trzeba było mieć w pamięci tę powieść oglądając "Zmowę świętoszków".

Obie warstwy przedstawienia, ową jasną, jakby humorystyczną i ciemną, "demoniczną" najle­piej połączył w swojej grze Ta­deusz Łomnicki. Zaś rolę przewrotnego "demona", nie pozba­wionego momentów humory­stycznych wziął na siebie Jan Matyjaszkiewicz jako Arcybi­skup. Mogła utkwić w pamięci scena spowiedzi, kiedy to przy konfesjonale nastąpiło zderze­nie dwóch znakomitych twarzy aktorskich, ale jakże odmiennych stylów gry - Haliny Mi­kołajskiej i właśnie Matyjaszkiewicza. Ale chyba ten ostatni bardziej był bliski intencjom re­żysera przedstawienia - Wojtyszki.

Z kolei wyczuwało się, że Wojtyszko dorwał się do tego, co mu najbardziej leży w koń­cowej części przedstawienia, w inscenizacji "Chorego z uroje­nia". Podczas przedstawienia tej sztuki chory Molier rozstaje się z tym światem. Ale do końca utrzymuje uśmiech na twarzy, do końca bawi publiczność farsowymi zagraniami, kpi z losu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji