"Wygnańcy"
Nie znałam wcześniej tej sztuki i dlatego wczorajsze z nią spotkanie było zaskoczeniem in minus. Nie dziwię się, że spotkała się ze złym przyjęciem za życia autora. On zaś - gdyby żył -powinien po rękach całować Kazimierza Kutza, iż z tej trącącej dziś myszką mieszaniny ibsenowsko - strindbergowskiej zrobił to, co oglądałam z zainteresowaniem, wręcz fascynacją. O mistrzowskim opanowaniu przez Kazimierza Kutza specyficznego instrumentu, jakim jest telewizja, nie ma się co rozwodzić. Podziwiam jego umiejętność porozumienia z aktorami, którzy tu dali po prostu koncerty gry tak bardzo ściszonej, tak intymnej.
Przed spektaklem Jerzy Koenig powiedział że będziemy mieli do czynienia z wielką literaturą w najlepszym wykonaniu. Uważam, że mieliśmy do czynienia z całkiem średnią literaturą, której wartości dodali dopiero reżyser i aktorzy: Anna Dymna, Dorota Pomykała, Halina Gryglaszewska. Krzysztof Globisz i Jerzy Grałek.