Tkacze
Każda z pięciu scen wałbrzyskich "Tkaczy" rozpoczyna się pozostającym w pamięci wysmakowanym malarsko (doskonałe światła ) żywym obrazem. Cale zresztą przedstawienie jest plastycznie bardzo piękne. Jednak demonstracyjne odejście od wpisanej w materię literacką sztuki Hauptmanna poetyki naturalizmu ku estetyzacji i teatralizacji świata scenicznego przynosi wyraźne osłabienie napięcia dramatycznego spektaklu. Poza utrzymaną w dobrym tempie sceną w salonie Dreissiggera (rola fabrykanta interesująco i sprawnie zagrana przez Tadeusza Sokołowskiego) w przedstawieniu sporo jest dłużyzn, niepotrzebnej, czysto przy tym zewnętrznej, deklamacyjnej celebry tekstu. W "Tkaczach" gra cały, w części z adeptów złożony, zespół teatru wałbrzyskiego i obecności na scenie półprofesjonalistów nie sposób niestety nie zauważyć. Miejmy nadzieję, że te niedoskonałości znikną w planowanej przez Wowo Bielickiego drugiej, niemieckojęzycznej wersji przedstawienia. Przygotowane ma być we współpracy z teatrem w Zittau, którego aktorzy zagrają role przedstawicieli władzy i kapitału (tkaczy śląskich grać będą artyści z Wałbrzycha). Jest to ciekawy pomysł: pozwoli w naturalny sposób wydobyć ważną w sztuce Hauptmanna problematykę językową (tkacze posługują się ludowym dialektem, warstwy wyższe - literacką niemczyzną), której polski przekład Wilhelma Szewczyka zdaje się zupełnie nie dostrzegać.