Artykuły

Rany cywilizacji

SOBOTNIA premiera Teatru "Wy­brzeże" w Sopocie - na scenie Tea­tru Kameralnego - była miłą niespodzianką. Zobaczyliśmy prapremierę, polską sztuki młodego szwajcarskiego dramaturga Markusa Kobeli (w tłumacze­niu Danuty Żmij-Zielińskiej), który specjalnie przybył, aby uczestniczyć w swym polskim debiucie. Prapremiera przyjęta była bardzo ciepło, a scenicz­nej akcji towarzyszył szmerek rozbawienia i częste brawa dla aktorów.

Scenografowie Łucja i Bru­no Sobczakowie, zgodnie z tekstem, ukazują nam wnętrze mieszkalne - rzecz dzieje się współcześnie, w Szwajcarii, w chłopskiej podgórskiej siedzi­bie. Pole do popisów mają Sobczakowie w scenach kolej­nych przepoczwarzeń bohate­rów, kiedy ubierają ich w dowcipne, parodystyczne ko­stiumy. Tytułowy "Peepshow u Holzerów" oglądamy właś­nie my, widzowie, bowiem okno sceny jest jednocześnie oknem mieszkania. To pomysł reżysera Mirosława Borka - bardzo trafny, bo adresujący wprost do nas problemy sztu­ki. Jej tamat przypomina "Awans" Redlińskiego. Oto Holzerowie postanawiają wy­ciągnąć wnioski z cywilizacyjnych przemian - i też zacząć zarabiać na turystyce. Stają się - podglądaną przez okno - atrakcją, odgrywając przedstawienia z "prawdziwe­go życia". Kobeli ukazuje proces sprzedawania swojskości jako egzotyki bardzo celnie, a jego diagnoza odznacza się klinicznym okrucieństwem. Nie trzeba zresztą jechać aż do Szwajcarii, żeby ujrzeć górali odgrywających na co dzień te­go typu spektakle, w duchu ryczących ze śmiechu z na­trętnych i tępych ceprów...

Mirosław Bork, reżyser fi­lmowy, autor błyskotliwej gorzkiej komedii "Konsul", znalazł idealną obsadę aktorów. Pię­cioosobowy zespół umiejętnie balansuje między naturalnoś­cią wziętą z życia, a groteską i okrutnym nieraz humorem rodem z teatru absurdu. Prze­de wszystkim brawa należą się Andrzejowi Nowińskiemu za - niemą! - rolę Dziadka. To kreacja stworzona z praw­dy zachowań ludzi starych i niesprawnych - ale pozbawiona dosłownego naśladownic­twa, a operująca syntezą. Ro­la ta jest dowcipna, zaskaku­jąca, a w scenie końcowej głęboko wzruszająca. Ufność i bezbronność tego scenicznego Dziadka mówi o tym, co tak często - już w życiu - od­suwamy i lekceważymy. Brzmi to bardzo serio, ale i autor i reżyser bawią nas do łez, aby w końcu ukazać nam cenę zniszczenia, jaką niesie przystosowanie i zaradność w drodze do sukcesu materialne­go. Muzyka Zbigniewa Karneckiego sygnalizuje te napięcia.

Sceniczną parą małżeńską są Elżbieta Goetel i Jerzy Ła­piński. Złączeni są siłą przy­zwyczajenia i automatyzmem zachowań, napędzanym rytua­łem połajanek i małych złośli­wości. Zmiana trybu życia, nowe wydarzenia sprawiają, że pęka fasada pozorów. Ko­bieta pragnie prawdy, mężczyznę ona przeraża i reaguje agresją. Dorota Kolak jako Anna (ich córka) ukazuje ewolucję od nieco gapowatego rozmarzenia i młodzieńczego nie­pokoju, poprzez rozpaczliwy bunt, aż po tępy cyniczny spokój. Hans Junior Jacka Godka, ukazany jest z dużą vis comica, jako pędzący do sukcesu prostak, bojący się okrucha prawdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji