Artykuły

Słonimski to widział już w 1930 roku

Gdy Słonimski w r. 1930 napisał "Lekarza bezdomnego", który tegoż roku został wystawiony w Warszawie, "hitleryzm i rasizm, upostaciowane w osobie Stefana Wernera, z krwi mieszanego Węgro-Niemca, co mu nie przeszkadza być polskim rasistą - były wówczas tematem do żartów, zanim stały się w obecnych Niemczech groźną rzeczywistością". Pisał te słowa Boy po wznowieniu sztuki w r. 1933.

W roku 1930 przestroga, jaką Słonimski dawał w swej sztuce, nie była jeszcze zrozumiana przez ogół. W r. 1933 groza Hitlera wisiała już nad światem i nagle ta sama sztuka trafiła do wszystkich. Boy w swojej recenzji przepraszał autora, iż spierał się z nim w r. 1930. W 1933 roku przyznawał, zwłaszcza jeśli chodzi o starszego syna Profesora, że karykatura dwóch młodzieńców nie była wcale przesadzona. Boy nie wiedział jeszcze wtedy tego, co my wiemy dzisiaj, że i karykatura młodszego syna też wcale nie była tak bardzo przesadzona.

Słonimski ostrzega zresztą przed faszyzmem nie tylko niemieckiego wyrobu. Interesują go przede wszystkim faszyści domowego chowu. Autor "Kronik Tygodniowych" widział niebezpieczeństwo we wszelkich nacjonalizmach i ostrym swym piórem dobierał się do wielu bolączek owych czasów. W osobie drugiego syna doktora Wernera, Jerzego, wykazał do czego może doprowadzić bezsens, bezmyślność otępionego sloganami komunisty.

Zdumiewające, że po obejrzeniu tej samej sztuki w "Ognisku Polskim" w roku 1974 - widzi się ile aktualności w niej jeszcze zostało. Oczywiście, bogatsi i mądrzejsi o tych czterdzieści lat doświadczeń, patrzymy na nią inaczej. Dla nas to nie nowina, my to wszystko już wiemy, ale skąd o tym wiedział Słonimski w tym stosunkowo spokojnym jeszcze i pięknym roku 1930? W tym wspaniałym poecie, świetnym satyryku, mądrym kronikarzu jest jakaś zdolność prorocza. Wykazał to również w "Rodzinie", która jest lepszą i dojrzalszą sztuką od "Lekarza bezdomnego" bez którego jednak nie byłoby "Rodziny".

Patrząc dziś na tę sztukę trzeba pamiętać kiedy ona była napisana. Śmiałe uwagi, druzgocące opinie były wtedy czymś zaskakująco nowym - dziś wiele z nich jest już truizmami. Dowcip, słynny dowcip Słonimskiego bawi nadal i na premierze w "Ognisku Polskim" co chwila wybuchał śmiech. Można by cytować wiele powiedzonek, które bawiły publiczność. Mimo tej dobrej zabawy, nie ona jest najważniejsza w sztuce. Tak samo jak niezbyt ważna jest sama intryga komedii. Historia z prawdziwym czy fałszywym Rembrandtem nie jest najmocniejszą stroną sztuki. Ważny jest rozbiór charakterów i wnioski jakie wyciąga autor.

Dobry, zwyczajnie dobry dr Werner ("Jest we mnie coś co nie pozwala mi przejść spokojnie koło człowieka krzywdzonego"), ten symbol liberalnej inteligencji, jest najsympatyczniejszą postacią sztuki. Kult dobroci, charakterystyczny dla Słonimskiego, jest tym cenniejszy, ponieważ wiemy, że nie wynika on z braku zębów i pazurów autora. I jakże to znowu prorocze, że właśnie ten typ uczciwego inteligenta-humanisty zostaje starty na miazgę w zderzeniu faszyzmu z komunizmem.

Obaj synowie stoją na dwóch biegunach politycznych, nienawidzą się i walczą z sobą. Ale ile jest w nich podobieństwa! Historia pokazała jak blisko siebie stoją faszyzmy wszelkiego koloru - białego, czarnego, czerwonego. Słonimski sugeruje to wyraźnie i tym znowu wyprzedza swą epokę. Nie chcę przez to wszystko powiedzieć, że jest to najlepsza sztuka autora "Sądu nad Don Kichotem" - jest to sztuka jeszcze młodzieńcza. Ale te wszystkie aspekty, które poruszyłam, czynią ją dostatecznie interesującą i aktualną, aby warto ją było wznowić i zobaczyć.

Leopold Kielanowski wydobył z niej te wszystkie zachowane walory, a przez wiele skrótów wyrządził przysługę nie tylko przedstawieniu, ale i autorowi (obecnemu zresztą na premierze). Dał przedstawienie zwarte i konsekwentne. Chwilami zabawne (zwłaszcza, gdy premierowe tempo nabierze popremierowego rozpędu), chwilami każące się zamyślić.

Ojca "bezdomnego lekarza" z melancholijnym wdziękiem, świadomego przegranej, gra Bogdan Urbanowicz. Bardzo jest przekonywający i zachęca, aby głębiej wniknąć w dramat jego przeżyć. Obaj jego synalkowie tak są przez autora niesympatycznie pomyślani, że trudno w ocenie ich odtwórców być bezstronnym. Stefan, typ aroganckiego korporanta- rasisty, powinien może pokrzykiwać i sztywno się nosić, ale wydaje mi się, że Robert Oleksowicz - o ile robił to celowo - przesolił. Wyglądał za to wspaniale - wypisz wymaluj jak tuż przed pojedynkiem, albo wyrżnięciem żydowskiego kolegi w mordę.

Młodemu adeptowi ZASP-u Bogusławowi Kucharkowi niełatwo było zadebiutować na "dorosłej" scenie w niewdzięcznej roli syna komunisty. Z dostatecznym przekonaniem wygłaszał partyjne slogany, a jeśli nikogo nie przekonał - wina to pewnie postaci. Czekamy na jakąś bardziej rozgrzewającą rolę tego, zdaje się, ciepłego aktora.

Jedną z najsympatyczniejszych postaci komedii jest Żyd lichwiarz, Dawid. Dziwny to lichwiarz-przyjaciel, który bliższy jest profesorowi-dłużnikowi niż jego właśni synowie, który broni jego interesów, kupuje mu bilety na koncert, gotuje mu rybkę po żydowsku i tylko od czasu do czasu, szczególnie gdy mu młodzieńcy zbyt boleśnie dokuczą - grozi, bardzo nieprzekonywająco, wyprawowaniem swoich należności.

Roman Ratschka stworzył rozkoszną, wzruszającą i zabawną postać tego przedziwnego lichwiarza-filozofa. Dał mu dostateczną dawkę żydowskości, nie wpadając w tak łatwy szmonces. Do domowego "establishmentu" profesora Wernera należy jeszcze para służby. Stara, skrzywdzona przez bezdusznych polityków (Stefana i Jurka) i przez nie mniej bezduszne prawo Wiktoria była bardzo zabawna w wykonaniu Teodozji Lisiewicz. Aktorka za sam wygląd dostała oklaski przy pierwszym wejściu na scenę. Nie wydawała się bardzo skrzywdzoną - przeciwnie, aresztowanie wyraźnie ją uhonorowało i ustawiło na wyższym szczeblu podwórkowego towarzystwa. Ciekawe, że nawet ta zdawałoby się potrzebująca pomocy szlachetnego doktora istota odtrąca go, stawiając go w jeszcze dotkliwszym osamotnieniu.

Jej siostrzeniec, Florek, typowy warszawski cwaniak, coś pośredniego pomiędzy służącym a fryzjerczykiem, proletariusz o arystokratycznych ciągotach w wykonaniu Jerzego Jarosza to postać, którą będziemy pamiętać. Był nie tylko zabawny, nie tylko wyczyniał przedziwne rzeczy ruchliwymi wargami i nie mniej ruchliwymi dłońmi - ale był naprawdę rozkosznie warszawski - nawet jeśli był bardziej warszawski niż sama Warszawa. Ten stosunkowo nowy nasz nabytek teatralny dowiódł nie po raz pierwszy, że ma niekłamaną "vis comica". A tego nam trzeba.

Józef Opieński, jako przyszły teść Stefana, profesor sztuki i wielki bufon, zamaszystą postacią i takimż głosem pasował do roli jak ulał i pełno go było, gdy był na scenie. Danuta Michniewicz, była - tak jak rola wymagała - ładna, zalotna i niedopowiedziana.

Ciekawą sylwetkę rosyjskiego "uchodźcy" Triepoffa stworzył Andrzej Kamiński. Poruszył nas jako przerażona, osaczona papierkami ofiara biurokracji (i rewolucji). Poważnym policjantem był Feluś Stawiński.

Wielką przyjemność sprawiła oprawa sceniczna Jana Smosarskiego, któremu udało się naszą małą scenkę przemienić w elegancki i wytworny gabinet pana profesora. Że organizacja spoczywała w rękach Olgi Lisiewiczowej - nie trzeba chyba powtarzać.

Po premierze miałam krótką rozmowę z gościem z zagranicy, historykiem, który od zaledwie kilku lat jest na emigracji i jego uwaga wydała mi się ciekawa i warta powtórzenia. Powiedział, że sztuka Słonimskiego w dużej mierze skierowana jest do londyńskiej emigracyjnej publiczności - właśnie tej co wychodziła z premierowego przedstawienia. Bowiem byli to w ogromnej większości ludzie, którzy w czasach, gdy Słonimski pisał "Lekarza bezdomnego" byli przeciwni obu stronom; faszystom i komunistom. Obecne przedstawienie jest jak gdyby oddaniem im hołdu za tę postawę liberalno-demokratyczną, którą do dzisiaj zachowali.

Chciałabym, aby tak rzeczywiście było.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji