Artykuły

Trampolina w świat

- Chcemy pod koniec kwartału tego roku przedstawić opinii publicznej koncepcję prowadzenia Opery na Zamku - mówi nowy dyrektor naczelny Opery w Szczecinie, MAREK SZTARK.

Trudno być dyrektorem Opery na Zamku, zwłaszcza teraz, w pierwszych tygodniach pełnienia funkcji?

- Jest to bardzo duża instytucja kultury, która składa się z wielu warstw organizacyjnych, grup zawodowych, środowisk, podziałów pionowych i poziomych, sprzecznych interesów... Ogarnięcie wszystkiego wymaga czasu i rozwagi. To również duże przedsiębiorstwo...

Choć w porównaniu z innymi teatrami operowymi w Polsce - niezbyt duże.

- Oczywiście, ale dla mnie to zupełnie nowe doświadczenie zawodowe. Z jednej strony muszę rozpoznać przeszłość tego teatru, jednocześnie podejmować wiele bieżących decyzji, np. związanych ze zbliżającą się premierą "Opowieści Hoffmana".

A skoro napomknął już pan o sprawach artystycznych: kiedy nowa dyrekcja przygotuje w całości firmowany przez siebie repertuar?

- Rozmawiamy 24 stycznia - jest to pierwszy dzień pracy nowego dyrektora artystycznego Jacka Kraszewskiego, któremu powierzyłem dwa zadania: skonsolidowanie i wzmocnienie zespołów, tak by mogły realizować przedstawienia już istniejące oraz te, które się dopiero pojawią na afiszu oraz zaplanowanie sezonu 2005-2006 nie później niż do końca marca br. Chcemy pod koniec kwartału tego roku przedstawić opinii publicznej koncepcję prowadzenia Opery na Zamku. Zamierzam wprowadzić zmiany organizacyjne, może też mentalne... Przedstawimy także sposoby finansowania placówki i plany repertuarowe.

A czy już dzisiaj może pan przybliżyć koncepcję zarządzania Operą na Zamku?

- Sądzę, że jedynym sposobem kierowania nowoczesnymi instytucjami kultury jest metoda zarządzania projektami. Podporządkowanie wizji artystycznej i organizacyjnej jednej osobie było kiedyś dobre, obecnie widzę szansę rozwoju w otwarciu teatru na różnych twórców (również tych, którzy są w naszych stałych zespołach). Myślę, że ważne jest wyzwolenie w tym miejscu nowych energii. Zdaję sobie sprawę, że teatr wymaga dyktatorskiej ręki i bardzo konkretnej wizji, ale chcę, by był otwarty również dla tych, którzy dotąd nie mogli (lub nie potrafili) się przebić przez dotychczasowy styl pracy i sposób zarządzania Operą.

To dobrze, że się pan stara wyjść poza pewien hermetyzm instytucji, ale przecież Opera na Zamku od dawna korzysta z możliwości współpracy transgranicznej i angażuje solistów gościnnych; czy mówi więc pan o nowej jakości otwarcia się tego teatru na świat?

- Te dwie drogi, o których pan mówi, są przecież oczywiste. To, że jesteśmy w tym miejscu Europy, wymaga współpracy międzynarodowej. Gdy stawiam igłę cyrkla w Szczecinie i zataczam krąg, to sięga on dalej niż Greifswald czy nawet przedmieścia Berlina z jednej, a do Trójmiasta z drugiej strony. Taki widzę obszar oddziaływania Opery na Zamku - nie zapominajmy też o Skandynawii, o fakcie, że jesteśmy regionem nadbałtyckim... Jeśli zaś idzie o solistów gościnnych, to nie ma dwóch zdań, że muszą tu występować artyści z innych teatrów i ośrodków nie tylko zresztą polskich. Wielu wysokiej klasy śpiewaków nie jest przecież związanych etatowo z żadnym teatrem - angażują się do konkretnych przedstawień operowych.

Wielu z nich już miałem okazję poznać i nie wyobrażam sobie, aby teatr operowy mógł bazować wyłącznie na stałych zespołach i pracownikach etatowych... Chciałbym stworzyć taki projekt, aby Opera na Zamku stała się m.in. trampoliną do poważnej kariery artystycznej dla młodych śpiewaków, nie tylko polskich.

W Szczecinie rozpoczynali karierę cenieni dzisiaj w Polsce artyści -Romana Jakubowska-Handke, Iwona Hossa czy Mikołaj Zalasiński, ale wynikło to raczej z przypadku niż ze świadomego budowania repertuaru m.in. wokół, potencjału tego czy innego solisty. Świadomie konstruowany projekt wymaga wszakże odpowiednich środków, a Opera na Zamku jest od dawna najsłabiej dotowanym teatrem muzycznym w Polsce.

- Muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się, iż artyści tego teatru tak marnie zarabiają. Niestety, budżet, który został przekazany na ten rok, nie gwarantuje stałych podwyżek, ale będę walczył o zmianę struktury budżetu na tyle, by w następnych sezonach uratować godność artystów, którzy tutaj występują. Z pewnością trzeba wprowadzić inny sposób pozyskiwania środków pozabudżetowych, m.in. temu ma służyć wpomniana przeze mnie polityka projektów. Każdy artysta, który będzie chciał - korzystając z potencjału naszego teatru - wykreować wartościowe przedsięwzięcie, które ma szansę pozyskać środki i dobrze się sprzedać - ma u nas duże pole do popisu!

To efektowne ogólniki, ale - jeśli idzie np. o sponsoring - czy dostrzega pan jakieś niewykorzystane w Szczecinie możliwości? O sponsora strategicznego czy grupę kapitałową wokół jakiejś instytucji kultury jest w tym mieście niezwykle trudno...

- Nie wolno od sponsorów wymagać finansowania doraźnych potrzeb teatru. Najczęściej jednak bywa tak, że jak brakuje nam pieniędzy na jakiś nocleg czy pokrycie innych kosztów, to na gwałt, niemal w ostatniej chwili szukamy 5 czy 10 tysięcy złotych... To nie jest sponsoring kultury, lecz ratownictwo! Nie ma wtedy czasu na odpowiednie zaplanowanie związku sponsora z instytucją i rzeczywistej wymiany korzyści. Chciałbym przygotować przynajmniej dwa projekty sponsoringowe, które będą gwarantowały obu stronom wymierne efekty. Nie powinno to być doraźne sfinansowanie, załatanie jakiejś

dziury, ale współkreowanie przez sponsora projektu i możliwość połączenia jego wizerunku z wizerunkiem Opery przez dłuższy okres.

A skoro jesteśmy przy wizerunku teatru: czy pańskim zdaniem dobrze wpływają nań gościnne spektakle na scenie Opery, które ze sztuką operową nie mają nic wspólnego?

- Chciałbym to jak najszybciej zmienić! Nie może być tak, że salę wynajmuje każdy, kto zapłaci. Potem się wmawia tysiącom uczniów w szkołach, że idą do Opery, podczas gdy oglądają przedstawienie miałkiej wartości, na którą nie mamy żadnego wpływu, gdyż tylko wynajęliśmy salę. Gościnne występy także kreują nasz wizerunek i nie mogą to być przedsięwzięcia przypadkowe.

Na zakończenie chciałbym wspomnieć o dyrektorach artystycznych -poprzednim i nowym. Warcisław Kunc zyskał sporą sympatię publiczności - czy współpraca z nim będzie kontynuowana? Z kolei nowy szef artystyczny - Jacek Kraszewski dyrektorował już w szczecińskiej Operze i Operetce, czy więc istotnie gwarantuje nową jakość w wizerunku artystycznym teatru?

- Bardzo szanuję dokonania Warcisława Kunca i chciałbym, by był obecny w szczecińskiej Operze, zresztą jest kierownikiem muzycznym najnowszej premiery - "Opowieści Hoffmana". Pana Kraszewskiego znam i rozumiemy się bardzo dobrze, a to niezwykle istotne we współpracy dyrektora i jego zastępcy. Dyrektor artystyczny ma podpisaną umowę na półtora sezonu - myślę, że będzie to wystarczający test dla naszej współpracy i tego, jak będzie ona odbierana przez publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji