Artykuły

Świadomość wolności

TEATR "Wybrzeże" w Gdańsku stał się ostatnio miejscem, w którym poruszone zostały doniosłe problemy polityczne i moralne za sprawą młodych wybrzeżowych dramaturgów. Mam na myśli Władysława Zawistowskiego i "Stąd do Ameryki" oraz debiut Krzysztofa Wójcickiego "Wolność dla Barabasza".

Dramat Wójcickiego ma konstrukcję moralitetową, świadomie wzorowaną na staroangielskim Everyman-Barabasz prowadzi z pozostałymi bohaterami, a także z widownią, dyskusję o istocie wolności. Począwszy od punktu wyjścia dramatu kiedy to okaże się, że Barabasz nie jest przeciętnym przestępcą. Jest więźniem politycznym. Przelewał krew w imię marzeń o wolności spod panowania Rzymu. Kiedy niewola zawładnie całością kultury narodu pozostaje już tylko: moralne zbydlęcenie, szaleństwo, marzenie zawierające niemożliwą nadzieję - albo... zemsta. To dylemat Irydiona Krasińskiego, to dylemat wszystkich "ludzi podziemia" mających do wyboru sztylet lub krzyż... Barabasz zaczyna od sztyletu. Niełatwo z niego zrezygnuje (chęć mordu na Piłacie), będzie szukał rozwiązań u Annasza i Kajfasza. Znajdzie tylko fałsz. Zaryzykuje: kontakt z uczniami Jezusa. Oni mu nie dowierzają i nie potrafią zwerbalizować tego co stanowi istotę ich wiary. Bowiem poruszają się w dwóch różnych planach. Bunt z pobudek politycznych i bunt-ofiara w imię miłości. Tu zacznie się pytanie, które postawi sobie Barabasz - czemu uzyskał wolność dzięki śmierci Jezusa?

Barabasz Wójcickiego jest nie tylko buntownikiem politycznym. Podrzutek i przybłęda, człowiek znikąd. Jego droga to ciągła walka o to by nie był określany przez sytuację, przez system, przez normy i kanony narzucone przez obce państwo. Ciągła walka o przezwyciężanie destrukcji, szukanie własnej podmiotowości. Trzeba, by człowiek, umiejscowiony w ciele, w społeczeństwie, w kulturze, języku (...) krótko - w systemie - nie był określany przez sytuację, ale mógł transcendować system i być podmiotem podmiotem, który mówi - twierdzi Emmanuel Levinas. Trzeba w takim razie przełamać nie tylko w sferze materialnej, ale głównie w sferze duchowej skutki okupacji rzymskiej zamykającej podporządkowany sobie świat w jednej całości, kluczowej zasadzie, w imię której uśmierca się każdą różnicę. To świat kamienny o niezmiennej strukturze. To narzucony Barabaszowi bagaż, z którym nie może się rozstać. Aż do momentu, gdy wymiar metafizyczny przybierze konkret osobowy. To związek z prostytutką Rachelą, która się nawróciła, sprawi, że pojawi się w nim mglista jeszcze nadzieja, o której pisze Tischner: "Marcel mówi, że nadzieja stwierdza swym istnieniem istnienie "żywej wieczności"". Czas nadziei jest tej natury, że w nim wykracza się ponad ruchliwość, w stronę wieczności. To jakby kolejne piętro ewolucji, nie od razu ona jednak nastąpi.

Najpierw będzie "prywatna furtka" w idylliczne szczęście z Rachelą przerwane brutalnie jej ukamienowaniem z rozkazu Piłata. Ten fakt spotęguje rozważania o innej śmierci, dzięki której ocalał, a której sensu nie może zrozumieć. Tym bardziej, że ona jest tak mało pociągająca, umęczone ciało, jak chce tego Wójcicki, "przybierające kształt rzymskiej litery V", przeraża.

Barabasz obroni swoją podmiotowość, stanie się "bytem, który mówi". Zapłaci za to cenę najwyższą, w chwili śmierci na krzyżu powie: "(...) pojawiasz się na chwilę, żeby cierpieć, żeby mnożyć cierpienie świata i odchodzisz w cierpieniu (...)". To nie jest łatwe wyznanie wiary i potwierdzenie własnej wolności. Moralitetowy Everyman-Barabasz jest postacią na tyle skomplikowaną, że koniec jego drogi nie kończy rozpoczętej dyskusji.

Wójcicki nie ustrzegł się tendencji charakterystycznej dla debiutantów, widocznej w chęci zawarcia w jednym utworze ogromnego bagażu problemowego. Można by szukać wpływów twórczości Karola Huberta Rostworowskiego (szczególnie "Judasza z Kariothu"), również motywów zaczerpniętych z "Mistrza i Małgorzaty" M. Bułhakowa (sceny z Piłatem). Jednak realizacja sceniczna autorstwa Andrzeja Markowicza uwolniła dramat od prostych skojarzeń i analogii. Szczególnie przyczyniły się do tego umiejętności scenograficzne reżysera przedstawienia znane w związku z jego realizacjami Witkacego.

Markowicz niczego "na siłę" nie próbował uwspółcześnić, unikał taniej aluzyjności. Elementy biblijne wpisane zostały w znakomicie zorganizowaną przestrzeń pulsującą zmianami: więzienie, pałac, dom publiczny. Na końcu wszystkie plany zostaną unieważnione, zostanie tylko przestrzeń sakralna - krzyż ustawiony na proscenium z rozpiętym Barabaszem mówiącym swój ostatni monolog. Obok przestrzeni również kolory, obok budowania klimatu przedstawienia, będą pełniły funkcję charakteryzowania wewnętrznych procesów zachodzących w postaciach: Barabasz - więzienna szarość, Rachela - obojętna na doczesność czerń, Piłat - krwawa purpura, Annasz i Kajfasz - cechujące bogactwo złoto.

Rangę gdańskiego przedstawienia, obok urody plastycznej i problematyki niesionej przez sam dramat, tworzy aktorstwo. W tym wypadku połowa sukcesu została odniesiona dzięki trafności w obsadzie. Barabasza rozstrzygającego skomplikowane problemy egzystencjalne, niejednoznacznego i dalekiego od łatwych wyborów znakomicie zagrał Mirosław Baka znany widowni kinowej nie tylko w naszym kraju z głównej roli w filmie Kieślowskiego "Krótki film o zabijaniu". Tak dobry efekt sceniczny uzyskał dzięki partnerstwu trzech kluczowych postaci: Doroty Kolak w roli Racheli, Jerzego Kiszkisa w roli Piłata i Haliny Winiarskiej kreującej Claudie Procule, nawróconą żołnę Piłata.

Zarówno w samym dramacie, jak i gdańskim przedstawieniu, w jego warstwie językowej, obok skomplikowanej tematyki, istnieje cała warstwa humoru rodem z Mrożka oswajająca poprzez śmiech misteryjną konwencję. To jakby wiara w słowa Dürrenmatta, który twierdzi, że współczesna tragedia jest niemożliwa, zwłaszcza w czasach gdy cela, stała się cyrkiem.

Postać Barabasza błyskawicznie przewija się przez Ewangelie w natłoku innych, pozostaje w cieniu pogardy lub obojętności. W spektaklu zrealizowanym przez Markowicza przechodzi ewolucję uzyskiwania świadomości wolności, dla której ponosi ofiarę cierpienia. Bez łatwych wyborów, z przerażeniem śmiercią, ze świadomością utraty osobistego szczęścia.

Wójcicki w jednym z wywiadów stwierdził, że chciałby jak Iredyński o przemocy, stale pisać jedną i tę samą sztukę o wolności. Wolności, której elementarnym doświadczeniem nie jest abstrakcja ale odczucie ludzkiego konkretu. Gdzie wszystko zaczyna się od spotkania człowieka, który obiecuje lub odmawia. To między innymi dylemat Barabasza.

Teatr "Wybrzeże" w Gdańsku (Scena Kameralna w Sopocie) - Krzysztof Wójcicki: Wolność dla Barabasza. Reż. Andrzej Markowicz, scen. Andrzej Markowicz, muz. Andrzej Głowiński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji