Artykuły

"Szewcy" - sztuka na wszystkie sezony

KOLEJNE premiery "Szewców" Stanisława Ignacego Witkiewicza, a było ich sporo, wywoływały wprawdzie na burze, ale raczej powodzie recenzenckich rozważań. Dramat ukończony w roku 1934, a pisany przez lat siedem, jest, jak twierdzi francuski witkiewiczolog Daniel C. Gerould, prosty i przejrzysty w swojej linii narracyjnej. A więc ułatwienie dla reżysera, choć ułatwienie zwodnicze. "Szewcy" wyrastają z konkretnej sytuacji społeczno-politycznej i kulturowej - polskiej i europejskiej, która konkretyzowała się właśnie w latach powstawania tego utworu. Witkacy równolegle rozwijał swoje teorie filozoficzne i estetyczne, i formułował swoje oceny, jakbyśmy dziś określili, politologa. To wszystko jest w sztuce obecne choć nie zawsze przez realizatorów zauważane.

"Szewcy" najpełniejszym życiem cieszyliby się zapewne, w latach między wojennych. Niestety dramat ten trwał w letargu długo, bo nawet drukiem ukazał się dopiero po wojnie, a przecież prawdziwa realizacja sztuki dokonuje się dopiero na scenie. W roku 1957 "Szewcy" przemknęli przez scenę Teatru "Wybrzeże", natychmiast zdjęci przez cenzurę. W osiem lat później odbyła się premiera tego utworu, w studenckim wówczas "Kalamburze", przygotowana przez Włodzimierza Hermana l dopiero w roku 1971 dzięki Maciejowi Prusowi sztuka pojawiła się na scenach teatrów dramatycznych, najpierw w Kaliszu, a następnie w warszawskim "Ateneum". Potem poszło łatwiej i "Szewcy" już sznureczkiem wędrowali przez sceny polskie. O powodzeniu przedstawień w znacznym stopniu decydowały polityczne aluzje, warstwa polityczno-wizjonerska utworu, ale także i jego walory teatralne, mocno podkreślane przez recenzentów i zaznaczone przez Geroulda. Tak było z przedstawieniem Jerzego Jarockiego w krakowskim Teatrze Kameralnym. Reżyser mniej licząc się z oczekiwaniami widowni wykorzystał ogromne - jak podkreślano - możliwości dla wirtuozerskich działań inscenizatora i aktorów.

W inscenizacji warszawskiej Macieja Prusa z roku 1971 dostrzeżono tendencje do eksponowania dramatu politycznego, przypisując niezbyt trafnie reżyserowi skłonność da aktualizacji. Rzecz w tym, że diabliki aluzyjności hasają po tekście i wychylają swoje rogate łebki ze wszystkich zakamarków sceny. Nie zabrakło ich także w obecnej realizacji scenicznej. Wprawdzie rządy "szewców" skończyły się, erotyzm-przybiera formy mniej wysublimowane i wulgarniejsze, przestał straszyć Golem-Hiperrobociarz, którego Prus przepędził razem z Towarzyszem Abramowskim i Towarzyszem X. Wydawałoby się, że reżyser opierając się pokusom aktualizacji i aluzyjności może spokojniej dotrzeć do głębszych warstw utworu. Sukces okazał się połowiczny.

Niby wszystko dzieje się według recepty autora. Tytułowych szewców, zżera nuda i niemożność przybierające różne odcienie zależnie od sytuacji. Klną więc suterenianą egzystencję, choć suterena jest przestronna i przypomina raczej pustą halę fabryczną. 'Przymknięci przez Scuryego i efektownie zawieszeni na linach wyją z ochoty do pracy, której im zabroniono. Wreszcie pławiąc się w luksusach władzy osiągają dno niemożności. Żałosny amant i politykiem Scuryy skowyczy na łańcuchu zżerany pożądaniem księżny Iriny - co niezbyt przekonywająco w tej roli pozoruje Jarosław Gajewski. Najwięcej temperamentu i zamieszania w dość ospale chwilami rozwijającą się akcję, wnosi księżna Irina - Bożeny Miller-Małeckiej. Jest to rola zagrana efektownie, ale i powierzchownie, choć artystka niewątpliwie prowokuje swoich partnerów do aktorskiej aktywności. Dziarscy Chłopcy w szelkach i bez koszul prezentują efektowne bicepsy. Ociężali i pozornie buńczuczni. Chłopi łatwo dają się przepędzić ze sceny, na której, z braku Hiperrobociarz i duetu dygnitarzy, hasa dość żałośnie pokazany w swojej pajacowatej kontuszowatości Puczymorda (Mirosław Guzowski). Jeśli to aluzja - to dość tania. No i oczywiście Chochoł Tomasza Kalczyńskiego pokazuiący spod wiechcia słomy zadowolone oblicze.

Finał zawieszony w pustce i przez to niepokojący. Wynikałoby z takiego zakończenia spektaklu, że racie miał Gerould określając "Szewców" jako "sztukę o śmierci mocy twórczej niezbędnej do przetrwania jednostki i społeczeństwa". A może, wbrew zamiarom reżysera - to już nie diablik, ale szatan aluzji wykrzywią się zza kulis. A kysz!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji