Artykuły

Barwna noc Brunona

"Noc wielkiego sezonu" w reż. Krzysztof Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Reżyser Krzysztof Babicki świat schulzowski - czyli swoją adaptację tej prozy - rozpisał na pięć głównych postaci: Józefa, Ojca, Matkę, Brata i Adelę. Dał im bardzo wyraziste rysy, nie tylko osobowościowe, psychiczne i filozoficzne, także poprzez kostiumy i charakteryzacje. Józef (Krzysztof Olchawa) to Bruno Schulz - te same włosy, linia ust, miny, pozy jak ze znanych fotografii i rysunków, z autoportretów, nawet spodnie i buty bardzo podobne do tych z fotografii na schodach domu przy ul. Floriańskiej w Drohobyczu. Ale Matka (Grażyna Jakubecka) jest już inna niż prawdziwa Hendel-Henrietta z domu Kuhmerker i ta z kart prozy Schulza albo z rysunkowego portretu - w spektaklu Babickiego okazuje się ukrytym wampem. Takoż i bardzo zmysłowy jest Ojciec (Andrzej Golejewski); ruchliwy, pragnący, a nie jakby się wydawało "za Schulzem" - nobliwy dziwak, rozpadający się starzec zapadnięty w siebie, w sklep i bele materiału. Brat (Mikołaj Roznerski) - to z kolei jakiś głos rozsądku, lecz z konieczności najmniej w tym niebanalnym towarzystwie wyrazisty. Pokojówka Adela (Hanka Brulińska) za to wyrazista jest nad wyraz i znakomicie - jako wcielenie erotycznego niepokoju, kuszenia, zabawy płcią. Tak właśnie Krzysztof Babicki, nie bojąc się scen śmiałych, pokazuje tę przez Brunona Schulza opisywaną rodzinę, jej dom i jej sklep, tę "prowincję osobliwą" i jej czas "genialnej epoki": że żywioł życia realizuje się poprzez fantastyczną i nieuniknioną biologię par i trójkątów, wzajemne prowokacje i dominacje, osobnicze, płciowe, rodzinne, grupowe, pokoleniowe w takim samym stopniu jak przez szukanie tego, co wyrasta poza tę zmysłowość i realność, co transcendentne, co filozoficzne, ontyczne, ostateczne, przez tropienie tego co przybliża do zagadki Czasu, Trwania i Przemijania. Bruno Schulz - czyli orgia form i treści życia jak zaklęcie, które ma oswoić strach przed śmiercią?

(...)

Babicki jest przekonany, że Schulz przeczuł wielkie tragedie XX wieku, że coś bezwzględnie zmiecie świat, w którym się narodził i żył, lecz nie jest to przewodnia myśl spektaklu. Chociaż słyszymy nagle, że nie ma już sklepów cynamonowych, domyślamy się, że w cieniu w głębi sceny czai się nasyp kolejowy z torami - i kiedy zapadnie kurtyna, dobiegnie nas odgłos tego strasznego pociągu.

(...)

Babicki czaruje scenami, do których chce się wracać tym bardziej, że są samoistne, piękne, sycą się prozą Schulza i na swój sposób z nią konkurują. Ale nie wszystko przekonuje. Zapętlenie sztuki i życia stwarza trudne problemy. Spektakl kończy się powrotem frazy o odpowiedzialności za sny, ale teraz Oficer wyjmuje z kabury pistolet i powoli zbliża do głowy Józefa. Wiemy, zbyt dobrze wiemy, że tak zginął Schulz. Zaraz opadnie kurtyna i sala zapadnie się w ciemność. Ale skoro tak bardzo teatr wyobraźni przeplata się z teatrem życia, to jak oklaskiwać śmierć?

***

Całość artykułu w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji