Artykuły

Głos z widowni. Nudny rumak, ale...

DLA kogo są baśnie? Na to pytanie trzeba odpowiedzieć, zanim pójdzie się do Teatru "Wybrzeże" na nowe przedstawienie. "Wybrzeże" wyszykowało "Latającego rumaka" Jana Skotnickiego (i w jego reżyserii) na motywach baśni Bolesława Leśmiana. Otóż, moim zdaniem, baśnie nie są przeznaczone dla dzieci. Myślę oczywiście o tych baśniach, które nie zostały uładzone, złagodzone, uproszczone. A sądząc po reakcji młodej publiczności, baśnie na pewno nie nadają się dla naszych dzieci, wychowanych w latach osiemdziesiątych, przy pomocy telewizji i gier komputerowych. Być może zaczytują się w nich nieliczni podrastający wrażliwcy, którzy jednak prawdopodobnie nie wybiorą się do teatru, bo wolą obcować z baśnią sam na sam.

Pozostali dorośli - też nieliczni, bo chyba tylko ci, którzy z konieczności towarzyszyć będą swoim pociechom. I najmłodsi i starsi znudzą się nieco, tak, jak znudziła się publiczność premierowa. Dla dzieci przedstawienie było po prostu zbyt długie, szczególnie w pierwszym akcie. Kiedy już zobaczyły, jak latający rumak unosi się, dość niecierpliwie czekały przerwy, by pójść na pepsi i herbatniki do bufetu. Dorosłych pewnie rozczaruje to, że więcej w baśni Skotnickiego niż Leśmiana, zmęczą próby bawienia publiczności. Docenią za to aktorstwo, szczególnie i przede wszystkim - Jerzego Łapińskiego w roli króla, Andrzeja Szaciłły (marszałka), Henryka Sakowicza (Czyngiza). Jarosława Tyrańskiego (strażnik Pers).

NIE jest więc ten przydługi "Latający rumak" rewelacją. A jednak chętnie wysłałabym nań do teatru jak najwięcej dzieci i jak najwięcej dorosłych. Po to, by mogli podziwiać scenografię Adama Kiliana. Jest znakomita, bogata, a nie zagracająca sceny, optycznie jeszcze bardziej powiększająca ją. Ale też elementy stałe tej scenografii to pastelowe, czy wręcz białe tkaniny, którym barwy przydają reflektory. Minarety to cudowne ażurowe konstrukcje z białego sznurka. Inne elementy, to wspaniale grające cieniem, obleczone bawełnianą siatką obręcze pełniące różnorakie role. Wszystko to bardzo lekkie, zwiewne, subtelne, ułatwiające aktorom wykonywanie zadań i nie przyćmiewające ludzi. Za to kostiumy, skontrastowane kolorystycznie, stanowią prawdziwe szaleństwo pomysłów, dowcipu i ogromnego wyczucia - zarówno barwy jak i formy.

NIE sposób opisać wszystkich kostiumów. Każdy z nich to temat sam w sobie, pełen przepychu, a przecież rygorystycznie przestrzegający reguł dobrego smaku. Czarno-czerwony sułtan, lekarze w zielonych aksamitach, czarnoksiężnik w masce z iskrzącymi oczyma, piękny biały kostium Firuz Szacha, żółto-czarne stroje ministrów - zachwycają i bawią. Smaczku dodają im elementy rodem, nazwijmy to, z oprzyrządowania gospodarstwa domowego; wiklinowe koszyki do pieczywa, foremki do ciast, wietnamskie maty, trzepaczki, miotły, choinkowe bombki; zmieniając role, nabierają nowego wyrazu, zdobią i bawią.

TYTUŁOWY rumak zrobiony jest z wikliny na podobieństwo figury z karuzeli; jego skrzydła pełnią jednocześnie rolę drzwi, bezpiecznie chroniących "podróżnych" przed nieszczęśliwym wypadkiem. Szczytowe osiągnięcie w tej wspaniałej zabawie scenografa stanowi słoń - monstrum, będący zarazem potężnym okazem groźnego zwierzaka (ułagodzonego brązowym pluszem i błyszczącymi ozdobami) i potężnej machiny oblężniczej, miotającej ogniem.

Trzeba więc pójść na ten spektakl - nie na Leśmiana, atmosferę twórczości którego trudno tu wyczuć, nie na Skotnickiego, lecz na Kiliana, bo to jego przedstawienie, jego sukces.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji