Artykuły

Kpiarz Bogusław Schaeffer

"Kaczo, byczo, indyczo" w reż. Edwarda Żentary w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Marta Pisera w Głosie Koszalińskim.

Widzowie potrzebują uśmiechu, chcą zapomnieć o problemach, o tym, co w codziennym życiu smutne, straszne, przygnębiające - tak Edward Żentara [na zdjęciu], aktor i dyrektor artystyczny BTD uzasadnia kolejną komediową propozycję koszalińskiego teatru. Ma rację... Na "Kaczo, byczo, indyczo" szłam raczej z obowiązku niż dla przyjemności. Ale z nadzieją, że ta sztuka i mnie rozpogodzi, że pozwoli zatrzymać się na chwilę w codziennej gonitwie. Gdy zaczęło się przedstawienie - spojrzałam na mężczyznę siedzącego po mojej lewej stronie. Ziewał. Kilkanaście minut później jego głowa bezwładnie opadła do przodu. Raz po raz budził go śmiech widowni. Pomyślałam: jest nas więcej...

Tymczasem na scenie wygłupiał się Edward Żentara. Trochę cyrku, trochę talk show... - komentowałam w myślach, patrząc na pierwsze sceny sztuki i... pogodniałam. To działa! - dziwiłam się samej sobie, i trochę wstyd mi było tej pierwszej, egoistycznej reakcji. Później już tylko z przyjemnością patrzyłam na Edwarda Żentarę szczerze rozbawionego. Albo wściekłego, gdy kłóci się z chamem, który usiadł na widowni i na głos rozmawiał przez telefon komórkowy. Cham przeszkadzał nam wszystkim - widzom, którzy przyszli obejrzeć komedię! Gdy usłyszeliśmy, że arogant wychodzi w końcu na imprezkę do koszalińskiej Fregaty, odetchnęliśmy z ulgą. Czyli... tak, jak chciał twórca sztuki - kpiarz i wirtuoz teatralnych scenariuszy Bogusław Schaeffer. Cham (w tej roli - Wojciech Rogowski) wrócił, niestety, na scenę wykłócać się o kurteczkę, którą zostawił w szatni, a którą ktoś mu ukradł...

Edward Żentara grał dalej. Prowadził prowizoryczny monolog, który sklejał kolejne sceny tej sztuki. Sceny bez żadnego kontekstu, bez wiodącego wątku. Zabawne po prostu. Sceny o teatrze, o aktorach (z uwzględnieniem wrażliwych artystów - homoseksualistów), także o pseudowidzach. Raz po raz pączkowały w nich żarty: dosadne, rubaszne, subtelne, finezyjne... W odpowiedzi na nie wybuchały salwy śmiechu lub chichoty, ktoś wył ze śmiechu, ktoś inny prychał... Było tak, jak zapowiadał przed spektaklem Edward Żentara - każdy widz, zależnie od wieku, swoich przeżyć, zainteresowań, indywidualnej wrażliwości, wybierał w tej sztuce sceny, na które chciał i potrafił reagować. Trudno było nie ulec ogólnemu rozbawieniu panującemu na widowni.

W "Kaczo, byczo, indyczo" B. Schaeffer przewidział miejsce dla dwóch aktorów i aktorki. Obok (dobrego w swej roli) E. Żentary i (znakomitego) W. Rogowskiego gra tu (też dobrze) Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska. Ocenę tej trójcy i reżyserii pozostawiam Państwu. Mnie ta sztuka odprężyła i rozbawiła, i nie przeszkadzała myśleć. A przecież o to chodzi w dobrej komedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji