Artykuły

Komedia dell'arte

Postacie współczesnej komedii dell'-arte są następujące: Inżynier, Pracująca Żona Inżyniera, Dziadek były Działacz i Rewolucjonista dziś na emeryturze, Dziewczę. Fabuła: konflikt rodzinny o podłożu społeczno-obyczajowym. Inżynier pochodzi ze wsi, Żona jest córką Działacza. Działacz ma sklerozę. Żona ma drobnomieszczańskie gusty i ambicje, co wyraża się w konsumpcyjnym stosunku do życia. Inżynier natomiast cierpi na maoizm i chciałby pozostać chłopem, choć jest inżynierem Dziadek nie wie dokładnie, co wokół niego się dzieje, i sądzi, że wszystko jest jak najlepiej. W dodatku obchodzi jubileusz. Powodem konfliktu jest kolejny drobnomieszczański wybryk Żony, która postanawia przyjąć Pomoc Domową. Traf chce, że owa Pomoc, czyli Dziewczę pochodzi z tej samej wsi co Inżynier. Pomysł Żony wywołuje furię Inżyniera. Dochodzi do zasadniczej dyskusji ideologicznej pomiędzy lewacko nastawionym Inżynierem popadającą w drobnomieszczaństwo Żoną. Dziewczę - naiwne i żądne tego świata - skłania się do poglądów Żony, ale przerażone furią Inżyniera., odchodzi. Inżynier też chce odejść, ale zawiera sojusz z Dziadkiem i postanawia zostać, aby go chronić przed Żoną, czyli Córką, która zeszła na manowce. Cień nadziei pozostawia wreszcie domysł, że Dziadek, który zdaje się chwilami całkiem rozsądnie myśli - wyjaśni Inżynierowi różnicę pomiędzy bogactwem a lewicowością, zaś różnica pomiędzy popytem i podażą skutecznie ukróci konsumpcyjne zapędy Żony.

Redliński twierdzi w programie "Czworokąta", że jego sztuka to traktat publicystyczny i namawia widza do głębszego zastanowienia nad treścią tego publicystyka. A mnie się wydaje, że to nie publicystyka, tylko czysty teatr. Wszystkie problemy społeczne, psychologiczne-ideowe, o których się tu wspomina, są zredukowane i sformalizowane, jedynie jako efektowne frazy w słownych utarczkach. Postacie i konflikty, jakie one ze sobą noszą, są przemienione w grę pozorów, uwikłane w schemat, gdzie byle co można by podłożyć. Od publicystyki jesteśmy daleko. Chyba że będzie to bardzo niedobra, oparta na pozornej problematyce publicystyka, pisana nie na zamówienie redaktora, który musi czymś wypełnić kolumnę.

Gra pozorów, jaką uprawia Redliński, jest taka sama, jak we "Wcześniaku". Tam konflikt jednostki i zbiorowości zredukowany był do Weltschmerzu i sporu o kwiatki na balkonie, tutaj zasadnicze problemy autentyczności postaw społecznych, stosunku do życia, do pracy, do innych ludzi zostają przewekslowane na ślepy tor nie powieści o człowieku, który drze dżinsowe ubranko jako symbol moralnego upadku. Przypomina to traktowanie coca-coli jako symbolu imperializmu.

A przecież zasadniczy problem, wokół którego mógł Redliński zbudować swoją sztukę, zamiast przemieniać ją w komedię dell'arte, naprawdę istnieje. Jest to problem społecznych napięć i konfliktów i na wsi, i w mieście, wśród robotników i chłopów, i młodej inteligencji, która wprost z tych warstw społecznych się wywodzi. Tylko że podstawowe problemy nie polegają na tym, czy inżynier zatraci swoje chłopskie obyczaje i czy córka robotnika będzie piła whisky czy żytniówkę. Tu chodzi o sprawy naprawdę poważne. O wprowadzenie na co dzień w życie haseł, które przywykliśmy traktować jak liturgiczne zwroty w nabożeństwach, jak odśpiewywane litanie, których treści i znaczenia już się nie zauważą.

Oczywiście, trudno wymagać od dramaturga, żeby zamiast komedii napisał socjologiczną rozprawę, przeciwnie - trzeba się cieszyć, że pisze właśnie satyryczną komedię, ale co z tego, kiedy jest to komedia czysto formalna, oparta na problemach pozornych i fałszywych. Redliński zaledwie zahaczył o problem tworzenia się postaw, tworzenia się całych grup - Dyrektorów, Prezesów, Naczelników, którzy są wewnątrz puści i zawieszeni w próżni, którzy działają, kierują, ale nad głębszym, ideowym sensem swojej działalności dawno przestali się zastanawiać. I tylko czasem budzą się nagle, zdumieni faktem, że w ich fabryce pracuje klasa robotnicza, a na wsi żyją chłopi. Ale to już temat na współczesną tragikomedię, a nie na teatralną zabawę.

Rzadko zdarza się, żeby dwa naraz teatry warszawskie dały dwie premiery polskich sztuk współczesnych, a już prawie nigdy nie bywa tak, żeby to były sztuki tego samego autora. Przydarzyło się to Redlińskiemu. Obie jego sztuki są jako tako zagrane, ludzie na nie chodzą, śmieją się. Dobrze, że Teatr Rozmaitości wystawił na swojej mokotowskiej scenie "Czworokąt", polskich sztuk nigdy nie za dużo, a pretensje, jakie powypisywałem, dotyczą nie tylko Redlińskiego, nie tylko on uprawia dzisiaj komedię dell'arte i uprawia ją lepiej od innych.

Teatr Rozmaitości w Warszawie. Edmund Redliński: "Czworokąt". Reżyseria: Marek Kostrzewski. Scenografia: Marcin Stajewski. Premiera 10.V.1977.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji