Artykuły

"Dziady" z Krakowa

W literaturze światowej dość jest wielkich kart geniu­szu artystycznego. Nie­wiele jednak da się znaleźć poezji o takim stężeniu uczuć i wzruszeń. Można się zżymać na to nieustanne odprawianie polskich zaduszek, na to wie­czne pielgrzymowanie Polaków po drogach historii i narodo­wego losu, nie można jednak - nie będąc głuchym - nie zasłuchać się w tym przejmującym wołaniu poety. Tak na­syconym miłością kraju i tak skupionym na cierpieniu czło­wieka.

Przecież w naszym świecie coraz bardziej zracjonalizowa­nym, doświadczanym wcale nie romantycznie przez historię najnowszą, muszą się rodzić znaki zapytania, winna się budzić refleksja, chłodna re­fleksja nad ową banią egzal­tacji. I tu właśnie, w tym miejscu, w tym zderzeniu po­staw odbiorców musi się zna­leźć reżyser, który wytropi genialną antycypację poezji "Dziadów" od owego "ja i ojczyzna to jedno", ku ludzko­ści, ku uniwersalizmowi.

Tymi właśnie tropami poszła inscenizacja Konrada Swinar­skiego, chcącego ogarnąć jak najwięcej z dramatu Mickie­wicza i dotrzeć do znaczeń, któ­re są ogólnym doświadczeniem, do uniwersalnej myśli ludzkiej.

Popróbowała inscenizację Swinarskiego przenieść tele­wizja na swój ekran. Było to niepospolite spotkanie teatru z milionową widownią. A prze­cież, a przecież, raz jeszcze przekonujemy się o względno­ści zjawisk tego świata. Wydawałoby się, że ekran telewi­zyjny, iż cała wyrafinowana technika zapisu TV. winna wspierać, ba, nawet górować nad formą ekspresji tradycyj­nego teatru. Tak jednak nie jest. Owa bowiem przewaga może zaistnieć tylko wówczas, gdy sztuka służy z góry zaplanowanej inscenizacji tele­wizyjnej. Próby zaś przeniesie­nia przedstawienia z klasycz­nej sceny na ekran kończą się co najwyżej, półzwycięstwami.

Stanęliśmy właśnie przed takim egzaminem, wyznaczonym spektaklem owianym legendą. Kto wie czy nie największą w powojennej historii polskie­go teatru. Intensywność tej le­gendy nabrała jeszcze głębi, by nie powiedzieć sensacji, na skutek tragicznej śmierci Kon­rada Swinarskiego. Jego "Dzia­dy" wezbrały, powiedziałbym, mocą testamentu artystyczne­go. To dobrze mieć w archi­wum teatru takie malowidła, które długo żyją i służą zmieniającym się generacjom widzów.

Tylko... No właśnie, tylko, że przedstawienia teatru klasycz­nego nic nie może zastąpić. Telewizja może go tylko przy­bliżyć. Jej spektakl, zubożo­ny o magiczne powietrze sce­ny, jest tylko jak odbicie świa­tła. Co powiedziawszy dodaję, że nie należy żałować tego doświadczenia. Więcej, był to obowiązek wobec naszej kultury. Spełnili go świetnie akto­rzy Teatru Starego w Krakowie i reżyser telewizyjnej wersji Laco Adamik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji