Artykuły

Poszukiwanie tożsamości

Należy u nas Redliński do najczęściej wystawianych polskich dramaturgów współczesnych. Nie tak dawno jego "Awans" odbył triumfalny przemarsz przez polskie sceny, potem "Wcześniak" epatował stolicę, wreszcie "Czworokąt" wystawiły: Warszawa, Olsztyn i Bydgoszcz.

Wart przypomnieć, że parę lat temu "Awans" odniósł sukces i w bydgoskim teatrze. Ostatnia sztuka Redlińskiego, mimo pozorów zupełnej odmienności w stosunku do tej pierwszej, w istocie bardzo jest w swej wymowie do niej zbliżona.

Chodzi Redlińskiemu o charakterystyczny dla naszych czasów awans społecznych grup, ich przemieszanie się w wyniku industrializacji i tych wszystkich procesów cywilizacyjnych, które powodują zanik dawnych wzorców i rozpad tradycyjnych kultur. Jak w tej sytuacji człowiek XX wieku ma zachować tożsamość? Kiedyś było to nader proste, wystarczało po prostu przejmować wzorce od przodków. Ale jak pozostać autentycznym dzisiaj, gdy zachwiane zostały wszystkie wartości i wszystkie normy? Redliński nie wnika głębiej w to złożone zagadnienie, wprowadza po prostu na scenę ludzi, którzy reprezentują różne środowiska i każe im... dyskutować. Dla ułatwienia umieszcza wszystkich w jednej rodzinie.

W trakcie tej dyskusji wychodzi ma jaw, że właściwie wszyscy bohaterowie "Czworokąta" zatracili swą tożsamość. I ten inżynier chłopskiego pochodzenia, dawny Antek, teraz Toni, który mimo ze już od dawna wrósł w miejski grunt, ciągle programowo zbuntowany jest przeciw stylowi życia przyjętemu w mieście. Zasługuje na uznanie walcząc z drobnomieszczaństwem i snobizmem swej żony. ale trochę się ośmiesza, demonstrując swój bunt np. w ten sposób, że za nic w świecie nie chce pić whisky z lodem, a tylko czyściochę, i to jednym haustem. Oczywiście o wiele bardziej autentyczna jest jego żona, Ina, która -. choć córka robotniczego działacza - uznaje jedynie konsumpcyjny model życia. Aby się dobrze urządzić, wystudiowała sobie każdy gest i krok, nawet doktorat robi tylko po to, aby mieć lepszą towarzyską i zawodową pozycję. Drobnomieszczanka w każdym calu, zawsze trzyma się tego, co modne, co się aktualnie nosi lub trzyma w domu. (To według jej gustów scenografka bydgoskiego spektaklu, Anna Maria Rachel, urządziła stereotypowe modne wnętrze, w którym toczy się akcja). Co gorsza, Ina jest wzorem dla Beaty, dziewczyny świeżo przybyłej ze wsi, która tylko czyha na okazję, by zetrzeć z siebie wszelkie ślady chłopskiego pochodzenia i przedzierzgnąć się w taką samą mieszczkę. Nie jest już również sobą ojciec Iny, ów były działacz robotniczy i zasłużony bojownik o sprawiedliwość, dziś pozostający tylko w kręgu frazesów i wytartych komunałów z czasów młodości.

Szkoda, że w sztuce Redlińskiego wszyscy ci ludzie są zbyt jednowymiarowymi i bardzo uproszczeni. Są właściwie tylko nosicielami określonych cech i postaw jakby istnieli tylko po to, by wypełnić sztukę dyskusją - notabene mocno szeleszczącą papierem -- o tym, czy kultura chłopska i robotnicza ma jeszcze sens i rację bytu we współczesnym świecie. Cóż z tego, że autor tłumaczy się w programie spektaklu, iż "Czworokąt" "nie jest to sztuka teatralna w pełnym znaczeniu tych słów, nie o efekty artystyczne szło autorowi". Cóż to obchodzi widza, jaki były intencje autora i co właściwie zamierzał napisać. Widz przychodzi przecież do teatru, by oglądać dzieło artystyczne z prawdziwej zdarzenia, które by go poruszy zafascynowało czy nawet nim wstrząsnęło.

Na bydgoskiej scenie usiłowano stworzyć teatr, a nie udramatyzowaną publicystykę. Widoczne są dążenia do ożywienia wątłej akcji i poszukiwania głębi, której może u autora nie było. W tym celu bohaterowie, którzy przez część sztuki w sposób dość powierzchowny i niewolny od przerysowań demonstrowali swoje postawy i poglądy, ku końcowi urastają nagle do rangi osób dramatu. A więc przede wszystkim Dziadek, który w wykonaniu Adama Krajewicza nie jest nie tyle starym ramolem, co dostojnym i wzbudzającym szacunek starcem. Gdy Ina odkrywa wszystkie swoje karty, nie wiedząc, że starzec dysponuje pełną świadomością - to on jednym słowem potępienia sprawia, że ta pusta mieszczka zostaje jakby wytrącona ze swej pozy. Krystyna Bartkiewicz, grająca przez cały czas ostro, charakterystycznie, w końcowej scenie w sposób dyskretny, acz wymowny demonstruje jakby zatrzymanie kadru, ów moment refleksji, kiedy Ina jak gdyby zobaczyła siebie od zewnątrz i zrozumiała, jak bardzo zafałszowała swoje życie. Również Henryk Majcherek, który buduje swoją rolę niemniej ostro, satyrycznie, w zakończeniu umiejętnie wygrywa ów moment, kiedy Toni traci pozę, a zdobywa się na chwilę szczerości i prawdy wobec samego siebie. Ma to miejsce wówczas, gdy po rozmowie z Dziadkiem tylko dla niego decyduje się kontynuować zrujnowany związek małżeński. Czujemy, że odtąd Toni już nie będzie szarżował i zgrywał się na chłopa w zagrodzie.

Zasugerowanie przemiany, jaka być może zaszła w bohaterach, zaliczyć należy zarówno na plus wykonawcom, jak i reżyserowi spektaklu, Andrzejowi Waldenowi, który decydując się na realizację tej, wydawałoby się, dość powierzchownej satyry, potrafił jednak odejść od stereotypu rozwiązań i dostrzec w pozornie niezbyt wdzięcznym, komediowym materiale - zalążek dramatu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji