Artykuły

Piąty żywioł

Na zamówienie Jacka Wekslera, dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, Janusz Głowacki napisał nową sztukę. Tytuł "Czwarta siostra" przywodzi na myśl "Trzy siostry" Czechowa. Faktycznie, gorzka tragikomedia Głowackiego zawiera sporo odniesień do realiów rosyjskich, a konkretniej - współczesnej Moskwy. Prapremierę utworu przygotowała Agnieszka Glińska, utalentowana młoda inscenizatorka, dla której jest to zarazem debiut reżyserski na scenie rodzinnego Wrocławia. Gorąco polecam to przedstawienie. Odebrałem je jako sukces dramaturga i inscenizatorki. Natomiast wkrótce, 18 grudnia, poznamy warszawską wersję sztuki przygotowywaną w Teatrze Powszechnym przez Władysława Kowalskiego.

Wkrótce po publikacji "Czwartej siostry" rozległy się głosy nieukontentowania. Jeden z młodych krytyków, Jacek Wakar w "Życiu", nową sztukę Głowackiego uznał za "marne naśladownictwo Czechowa". Trudno o większe nieporozumienie.

Pretensję do autora "Czwartej siostry", że nie jest kontynuatorem Czechowa, uważam za równie pozbawioną sensu, jak zawartą w tym samym artykule supozycję, że jako Sofokles Głowacki jest w porządku.

"Czwarta siostra" to nie pozbawiona cierpkiej ironii synteza naszej rzeczywistości u schyłku XX wieku. Na przykładzie życia przeciętnej rodziny w Moskwie Janusz Głowacki stawia najbardziej elementarne pytania o sens naszej egzystencji na tym, jak chciał Diderot, najlepszym ze światów. Wydźwięk pytań jest uniwersalny, a absurdalny obraz Moskwy, opętanej "piątym żywiołem" pieniądza i mitem Stanów Zjednoczonych jako raju na ziemi, ma wymiar zarówno swojski, jak i globalny.

Głowacki sięga niekiedy po efekty nazbyt może jaskrawe, choć m doświadczenie lat ostatnich uczy, że prawie nie ma takiego nonsensu, który za lat kilka nie stanie się gdzieś w świecie obowiązującą normą. Świat, jak wiemy, nie zmierza wyłącznie w dobrą stronę i tylko czekać, jak na telewizyjnych ekranach zagoszczą reklamy kuloodpornych kamizelek dla niemowląt. Można się z tak akcentowaną oceną zjawisk spierać, nie wolno jej lekceważyć.

Tekst doskonale zdał egzamin sceny. Agnieszka Glińska z matematyczną precyzją znalazła wspólny mianownik dla wielu różnorodnych wątków. Żadna z kwestii "Czwartej siostry" nie zabrzmiała nazbyt infantylnie bądź fałszywie. Aktorzy, odtwarzający kilkanaście osobnych, wyraźnie zindywidualizowanych postaci, umieli wiarygodnie oswoić rozsiane tu i ówdzie kwestie publicystycznej, eseistycznej czy satyrycznej natury. Kinga Preis przykuwa uwagę osobowością neurotycznej Katii. Jolanta Zalewska w roli Wiery kilkoma ruchami potrafi udowodnić, że faktycznie posiada większy talent taneczny niż wciąż pląsająca, przymuszana do lekcji Tania (Aleksandra Popławska), co niech posłuży za przykład reżyserskiej troski o szczegół. Dariusz Majchrzak bez trudu poradził sobie zarówno z rolą Koli, jak i fałszywej prostytutki Soni Oniszczenko. Tyleż wesołości co grozy dostarcza zakrapiana wódeczką rozmowa Babuszki (Krzesiława Dubielówna) z Generałem (Igor Przegrodzki) na łóżku, na którym spoczywa zmarła żona niegdysiejszego bohatera Berlina i Kabulu.

Łóżko staje się tu zresztą poręcznym miejscem, w którym ogniskują się wszystkie zasadnicze wątki utworu. Tu się człowieka poczyna, tu on się rodzi, tu umiera śmiercią naturalną, lub waląc się nań po "omyłkowym" ugodzeniu kulą, jak gangster Kostia (Mariusz Kiljan). I tylko najnaturalniejsza pretensja Generała, że wracając do domu wolałby nie zastawać w łóżku obcych, martwych ludzi, brzmi, nie wiedzieć czemu, niestosownie. Takie życie, taki świat i taki spektakl. Brutalnie szczery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji