Artykuły

Niewidzialna reżyseria

Już 10 grudnia zobaczymy najnowszą sztukę Janusza Głowackiego "Czwarta siostra" w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Autor napisał ją specjalnie z myślą o Teatrze Polskim. Spektakl powstaje na deskach sceny kameralnej. W rolach głównych wystąpią wrocławskie aktorki: Kinga Preis, Aleksandra Popławska, Jolanta Zalewska.

AGNIESZKA CZAJKOWSKA: Sztuka Janusza Głowackiego w jakiś sposób nawiązuje do "Trzech sióstr" Czechowa. Kim jest u niego ta czwarta siostra?

AGNIESZKA GLIŃSKA: Czwarta siostra to jest taki twór wyobraźni autora, a naprawdę to jest po prostu jedna z postaci. Przybłęda, chłopiec przygarnięty z ulicy przez Generała, ojca trzech pozostałych dziewczyn. Wychowuje się z nimi i właściwie jest nikim. Jakoś się w tym domu zaadoptował, myje podłogi, sprząta, pomaga siostrom. Nie odzywa się i tak naprawdę nie wiadomo, kto to właściwie jest. A co się z nim potem dzieje, nie mogę powiedzieć. Trzeba zobaczyć sztukę.

- Co najbardziej cenisz w dramatach Głowackiego?

- Wszystkie jego sztuki w charakterystyczny sposób odwołują się do jakichś stałych motywów w literaturze. Na przykład, "Antygona w Nowym Jorku" odwołuje się do Antygony, ta sztuka do Czechowa. Odwołania u Głowackiego są bardzo specyficzne. Pisarz mówi o współczesnym świecie, korzystając ze znanych motywów. Głowacki zasłynął z bardzo dowcipnych i bardzo ironicznych felietonów i ja myślę, że to jest wyróżnik jego języka teatralnego. Jest nieprawdopodobnie ironiczny i bardzo celny w punktowaniu pewnych rzeczy i to sprawia, że jego sztuki maj ą tragifarsowy charakter. Są głębokie, a zarazem niezwykle śmieszne. Głowacki jest bystrym obserwatorem i przyłapuje ludzi "w idiotycznych okolicznościach przyrody". Nie możemy zapominać, że jest on współautorem scenariusza do "Rejsu", co daje obraz jego najwyższych możliwości.

- Jak Ci się pracowało z wrocławskimi aktorami?

- Zawsze, jak się przyjedzie w obce miejsce - a Wrocław był jednak dla mnie obcym miejscem pracy - to trzeba najpierw pokonać pierwszy próg. Zdobyć wzajemne zaufanie, poznać się. Oczywiście, zawsze jest to strasznie mozolna robota, ale niepozbawiona przyjemności w momencie, kiedy się zaczyna zauważać efekty. Tak było też tutaj. Był etap ciężkiej harówy, ale myślę, że opłacalny... Rezultat zmierza ku najlepszemu.

- A jak układa się współpraca z samym mistrzem Przegrodzkim?

- To jest zjawisko! Praca z nim to okazja do obserwowania fenomenu. W Polsce nie ma już takich aktorów. Po pierwsze, w Przegrodzkim genialne jest to, że on żyje tym, co robi. Dla reżysera to jest chyba największa frajd! pracować z aktorem, który "puszcza' sobie postać w krwiobieg - tak to na nazywam. W jego żyłach krąży krew Generała, a nie Igora Przegrodzkiego.

- Czy to, że jesteś aktorką, pomaga Ci w reżyserowaniu? Jesteś przez to bardziej wyrozumiała dla swoich aktorów czy może bardziej sroga?

- Nie wiem, czy jestem sroga czy nie. Nie myślę takimi kategoriami. Jeśli aktorskie wykształcenie I w ogóle mi w czymś pomaga, to wyrozumieniu aktora, jego potrzeb. Staram się być takim reżyserem, z jakim chciałabym pracować jako aktorka.

- Jak przeżywasz premiery? Nie śpisz, nie jesz? Jeden z aktorów opowiadał mi kiedyś, że nawet tak uznany reżyser jak Grzegorzewski za każdym razem ma tremę.

- Bardzo przeżywam. Jest taki moment przygotowań, właśnie w niego wkraczamy, w którym nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. W dniu premiery najpierw odczuwam pozorny spokój, a potem, im bliżej przedstawienia - tym gorzej. Zazwyczaj biegam po teatrze - po schodach, kulisach, zakamarkach. Słucham tego, co się dzieje na scenie, z głośników. Nigdy nie siedzę na widowni - nie jestem w stanie tego wytrzymać psychicznie.

- Joanna Szczepkowska w jednym z wywiadów o "Gołej babie", którą reżyserowałaś, powiedziała, że jesteś typem "reżysera, który wchodzi pod tekst i tam szuka swojej obecności jako twórca". Co to właściwie znaczy?

- Wyznaję taką zasadę, że najlepsza reżyseria to niewidzialna reżyseria. To jest tak, jak w filmie. Najbardziej przeszkadza niedobry montaż. W momencie, kiedy montaż jest widoczny, to jest niedobry. Podobnie jest z reżyserią w teatrze. Hołduję pewnej... trudno powiedzieć ascezie, ale skromności teatralnej. Lubię, jak na pierwszym planie jest aktor i sztuka, a nie reżyserskie pomysły.

- Często pojawiasz się w kolorowych pismach kobiecych, jak "Elle" czy "Twój Styl". Pisze się tam o Twoich spektaklach, udzielasz wywiadów. Robią Ci dobre zdjęcia...

- Żyjemy w takich czasach. Cóż ja mogę zrobić! Staram się eliminować te rzeczy. Nie pojawiam się w pismach brukowych - na szczęście nie ma tam na mnie zapotrzebowania. A pojawienie się w "Elle", czy to jest promocja? Każdy ma w tym swój interes. Nie sądzę, żeby jakąkolwiek promocją mojego przedstawienia było to, że moja twarz znajdzie się w piśmie kobiecym. Nie czerpię też z tego jakiejś nadzwyczajnej satysfakcji. Zazwyczaj są to rozmowy o pierdołach. Mądrości życia w tym na pewno się nie znajdzie.

- Następna sztuka, którą będziesz reżyserować?

- "Barbarzyńcy" Gorkiego. Wynalazłam tę sztukę po części przypadkowo i zachwyciłam się nią. Zaproponowałam ją dyrektorowi Teatru Współczesnego w Warszawie. Maciejowi Englertowi i wszystko jest na dobrej drodze. Zobaczymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji