Artykuły

Barchantki

Na "Czwartej siostrze" siedzi się jak na tureckim kazaniu. Autor ruga tych, co przyszli, nie tych, co przeskrobali, i rozśmiesza tym, czym powinien smucić. Jak mówią Rosjanie - qui pro quo.

Mimo zabawy tytułami o związkach z Czechowem lepiej od razu zapomnieć. Zbyt wiele tu gatunkowych łat i niezbornej scenicznej krzątaniny. Teatr Agnieszki Glińskiej, która wyreżyserowała ten sitcom, czyli komedyjkę ze śmiechem widzów w tle, jest składany ze skeczy i scenek na oczach publiczności. Pełno tu formalnych "brudów" i "szumów", które dezorientują. Bo z tego, że aktorzy i brygada techniczna przenoszą dekoracje w trakcie spektaklu, nie wynika nic. Nawet cud zmartwychwstania Miszy nie zaburza logiki zdarzeń, bo jej tu nie ma. Każdy może zdrowie psychiczne kupić w agencji reklamowej, a światopogląd w wypożyczalni kaset - twierdzi Głowacki.

Karykatury

Trzy siostry chcą do Ameryki, bo im nie wychodzi w Rosji. Jedna w ciąży, druga straciła cnotę, trzecia pije. Wszystkie samotne i bez talentu. Na początek przebierają za dziwkę sierotę Kolę, domowe popychadło. Ten gra dla amerykańskiej ekipy moskiewską prostytutkę, reżyser bierze Oscara za film, więc niby drogi przetarte. Tylko że nikt ich nie potrzebuje - ani Moskwa, ani Nowy Jork. Na scenie gigantyczny rwetes i zamieszanie, by te skecze i dramaty, pokazy gangsterskiej mody i kabarety pozapinać i poobjaśniać, a postaci brak! Są karykatury.

Generał (Igor Przegrodzki), ojciec trzech sióstr oraz przygarniętej sieroty męskiej, przez dwa akty pije i pilnuje, by goście zdejmowali buty. Nie ma czasu zagrać. Jurij (Miłogost Reczek) robi trzy głupie gesty: sadzi się na męża opatrznościowego, uprawia jak Clinton seks oralny i rozwodzi się z żoną. Nie ma czasu grać. Tania (Aleksandra Popławska) podskakuje jak pajacyk, rżnie się jak pajacyk, idzie za mąż jak pajacyk. Nie ma czasu grać. I tak można bez końca. Fabuła czy postaci - wszystko pokruszone i żałosne. Tygrys zjada nogę treserowi, bo Katia kradnie mięso - śmiech. Po śmierci Kostii Babuszka wchodzi w spółkę z bandytami, którzy go zabili - śmiech.

Nie, nie z siebie się śmiejemy. Żaden z sitcomów nie jest dziełem oryginalnym. Tworzą go stereotypy i "mocne" dowcipy - o Żydach, policjantach, złodziejach, mieszkańcach Wąchocka czy - jak u Głowackiego - Moskwy.

Anachroniczny sitcom

Wszystko tu znajdziecie - lanie po gębach, egzekucje gangsterów, radosny seks, nieudane miłości, modne ciuchy, chlanie wódy i depresję - oprócz mistyki i filozofii. To właśnie różni komediodramat Czechowa od sitcomu Głowackiego, że tam człowiek miał własny los, przeznacznie, pokusę, marzenie czy beznadzieję, której nie można odkupić ni zapłacić. Dlatego bohaterowie "Trzech sióstr" wzruszają, a bohaterów Głowackiego szukamy wśród starych znajomych z telewizji czy multipleksu. Nawet wszechogarniająca wszystkich depresja jest tu tylko ułomną ściągą z "Depresji gangstera". Jakże prawdziwie brzmi przy tej Moskwie cytatów Czechowowska nuda, nuda, nuda z "Płatonowa".

Sitcom w teatrze zawsze będzie anachroniczny. Scenariusze telewizyjne piszą zespoły zawodowców. Już wszystko wymyślili. Głowacki pisał sam, więc dał zbiór satyrycznych felietonów, a i to raczej w stylu "Na żywo" niż "Playboya". O tym, że jego najnowsza sztuka trafia w sedno współczesności, mogą powiedzieć tylko politycy związani z Anastazją P., zdymisjonowani generałowie wojny afgańskiej, bossowie mafii, soliści Teatru Bolszoj i jednonodzy treserzy tygrysów. Do końca nie zgadłem, dlaczego wszyscy powinni mieszkać w Moskwie. Nie sklejają się te żarciki. Można je ciąć w dowolnym miejscu, wchodzić, którędy się chce, wyjść, kiedy już nie da się bałamuctw wytrzymać.

Bal manekinów

Ale! Choć Glińska nie spięła literackiej materii - bo i jak - wsparła kilku aktorskich metamorfoz. Najpierw zdjęła z Kingi Preis nieznośną histerię, którą nasycił ją jeszcze w "Kasi z Heilbronnu" Jarocki. Jej Katia porywa emploi komicznym (scena zamroczenia alkoholowego). Preis gra twarzą "wielokrotną", wytwornym układaniem nóg, szasta gestami rąk, uparcie poszukuje pionu, siedząc niemal nieruchomo na krześle - majstersztyk! Urzeka witalność i swawola Aleksandry Popławskiej skaczącej po scenie jak konik polny i zamierającej po stracie Kostii jak manekin. Błyskotliwy jest (chwilę w samej bieliźnie) Mariusz Kiljan jako Kostia, bandyta-pechowiec. Mrozi krew w żyłach Babuszka (Krzesisława Dubiel), gdy pouczona przez gangsterską komórkę wybiera się prowadzić kilkunastotysięczną demonstrację na plac Czerwony.

Gdyby Głowacki napisał na koniec wieku "Operę za trzy grosze", ale napisał farsę bulwarową z cytatami w miejsce metafizyki, z grymasami zamiast filozofii i dowcipami uczniaków w miejsce puenty. Nawet muzyka - oprócz niemal Szukszynowskiego tercetu sióstr -jest tu mechaniczna. Więc w sumie jest tak, jakby spod tej nowojorskiej bielizny Calvina Kleina, którą nosi Kostia, wystawały ordynarne barchanowe gacie. I choć kałasznikow wniesiony na początku sztuki wypalił w finale, to jednak za mało na przyzwoity teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji