Artykuły

Z mojej loży. Paniusia Wamp *)

Czytam długo w noc listy pewnej aktorki i pisarki, zmarłej przed ponad pół wiekiem, dwa grube tomy, listów ponad tysiąc.

Zdumiewająca lektura. Intrygi teatralne i plotki zza kulis, użerki z wydawcami, ciasny światek garderób aktorki średniej miary, autorki nadzwyczaj nierównej - "Paniusi", jak lubiła się podpisywać w listach do swoich kochanków - autoportret kobiety, po trosze zdeklasowanej i skandalizującej, a jednocześnie będącej wybitną indywidualnością i fascynującą kobietą. Gabriela Zapolska była splotem sprzeczności, wyzwolona, a instynktownie ciągnąca do małżeńskiego jarzma, zbuntowana, prawie socjalizująca, a spragniona mieszczańskiej stabilizacji, mieszczańskiego dostatku. I jej listy są wewnętrznie sprzeczne z pozoru powierzchowne, płaskie, ograniczone do spraw bieżących, pozbawione polotu czy intymnych śmiałości - zdawałoby się: po co je było w ogóle ogłaszać drukiem, kompromitują tylko autorkę "Moralności pani Dulskiej"

Takie pierwsze wrażenie jest fałszywe, zupełnie fałszywe. Zapolska miała wykształcenie ograniczone i kulturę literacką niewielką; a listy pisała w pośpiechu, głównie do swoich kochanków. Niemniej, te listy odsłaniają kobietę namiętną, o czułym rezonansie erotycznym (chociaż w listach dyskretną), kobietę, przy tym, o budzącej szacunek namiętności pracy. Co tłumaczy bez reszty czemu jej listy - potraktowane pogardliwie przez besserwisserów - są czytane... I czemu ostatnio stały się podstawą, kanwą sceniczną aż dwu przedstawień wartościowych, zwracających uwagę swą oryginalnością, zaprezentowanych prawie jednocześnie w Warszawie i w Krakowie.

Bunt i konformizm. Śmiałość obyczajowa i wstydliwe uleganie niemal kołtuńskim rygorom. Sprawy babskie i niekłamany tragizm życia. Romanse z literatury brukowej i romanse głęboko ludzkie, o dramatycznych zwrotach i załamaniach. Żona porucznika kawalerzysty, od którego uciekła, i kochanka literata, który jej zrobił dziecko. Potem gorący stosunek ze Stefanem Laurysiewiczem, inżynierem, którego w listach stale nazywa Dziudusiem, Dziudaskiem, Dziudeczkiem, Dziudasińskim a nawet "Dudkiem kundlowatym" - a potem dwaj główni przyjaciele: literat Ludwik Szczepański (młodszy od niej o lat 15) i malarz Stanisław Janowski (młodszy od niej o łat 9). Jeden był "drogim Lulu", drugi "drogą Laleczką". W pierwszych miesiącach 1899 roku pisała do obu - niemal tego samego dnia - dość podobne listy, jakby była Przybyszewskim w spódnicy. Wtenczas Ludwik Szczepański - nazwany przez nią "anemicznym dekadentem" - kochał ją mocno, chociaż pożycie ich było zmienne i burzliwe. Janowskiego poślubiła, ale szczęścia z nim długo nie zaznała.

W Warszawie, w Teatrze Małym, posługując się jakąś sztuką o Zapolskiej, zagrała "Tę Gabrielę" Irena Eichlerówna. Mówi słowami z listów Zapolskiej oraz słowami narratora-mężczyzny, który został jej mężem. Do takiego dwugłosu dobrała sobie Andrzeja Łapickiego, i nie mogła lepiej trafić. Łapicki czuje tę epokę, w której rozkwitły talenty i miłości Zapolskiej, i jest stylowy w każdym calu. I prawdziwy. A sama heroina, Eichlerówna? Mówi cudownie cudzy tekst, nie przestając być sobą. Ale sobą jakby z tamtej dawnej epoki kobiet fatalnych i poetów dekadenckich. Tak więc, będąc "tylko" Eichlerówną, jest zarazem ogromnie "zapolska", co jest miarą jej kreacji aktorskiej, jak miarą autorską Zapolskiej jest, że termin "dulszczyzna" to jej dzieło.

W Krakowie inaczej. W Krakowie na scenie Teatru Kameralnego znana artystka dramatyczna i świetna estradowa, Marta Stebnicka oprowadza po "Wystawie ku czci Zapolskiej" - i najpierw rzeczywiście objaśnia eksponaty zaimprowizowanej wystawy, przybliża Zapolską widzom, opowiadając jej życiorys i charakteryzując jej otoczenie. Temat narzucają dwie fotografie po dwu bokach sceny: z jednej strony Szczepański, z drugiej Janowski.

W antrakcie publiczność ogląda, zaskoczona, wystawę, komentuje i czeka dalszego ciągu.

I po przerwie na scenę wchodzi - Zapolska: Stebnicka w kostiumie z fin de siecle'u, wcielona w postać, której urywkami listów mówi. Aż do odejścia w mrok. To jest urzekające. Bardzo stylowe i bardzo krakowskie. A więc prawdziwe. Bo chociaż Zapolska długo mieszkała we Lwowie i tam została pochowana, była jednak związana przede wszystkim z Krakowem, tak samo jak Szczepański, w tamtych latach założyciel i pierwszy redaktor sławnego "Życia". Wprawdzie Zapolska nazwała Kraków "gniazdem pijanych pluskiew" i pisała w liście do Szczepańskiego: "nie wiem, jak ty myślałeś tutaj wydawać pismo irtystyczne! A toż to szaleństwo"... ale Krakowowi mówił gorzkie słowa nawet człowiek tak z nim związany jak Wyspiański.

W Warszawie "Tę Gabrielę" wyreżyserował delikatnie Łapicki. Scenariusz krakowskiej "Wystawy" opracowała Joanna Olczak, a reżysersko współpracował Piotr Skrzyneczki z Piwnicy. Porównanie obu przedstawień ma swój smak: może by się je dało ułatwić widzom warszawskim?

Aha, jeszcze jedno. Zofia Sieradzka napisała w "Teatrze": "Co za satysfakcja móc na prasowej premierze obserwować Jaszcza, syna owego Lulu". Dla mnie oglądanie tych widowisk i słuchanie ich tekstów było też osobliwym przeżyciem.

*) Fragment większej całości.

[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji