Artykuły

Światełko w tunelu

"Wujaszek Wania" w reż. Lwa Dodina z Małego Akademickiego Teatru Dramatycznego w Sankt Petersburgu w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Mówi się, że spośród wszystkich dramatów Czechowa "Wujaszek Wania" jest najsmutniejszy, najbardziej przygnębiający. Może i jest, ale zarazem autor ten jest poetą nadziei. Ów smutek zaś wynikający z samotności człowieka ma u Czechowa specjalny wymiar. Autor, pochylając się nad człowiekiem i jego samotnością, mówi doń, że jeśli życie zostało mu dane, to należy robić wszystko, aby żyć. "Trzeba żyć, trzeba żyć" - mówią bohaterki "Trzech sióstr", a Sonia w finale "Wujaszka Wani" powiada: "trzeba pracować, pracować". Praca jako inspiracja, jako pewien akt twórczości człowieka, jako zagospodarowanie tej przestrzeni, która została nam dana.

Dodin [na zdjęciu] zinterpretował "Wujaszka Wanię" właśnie poprzez ową nadzieję. Owszem, widzimy bohaterów mających poczucie nieudanego, nudnego życia, przechodzących przez ból, łzy, zdradę, rozczarowania, chwile beznadziei. Ale gdy już mają ten etap za sobą, gdy przezwyciężą dojmującą tęsknotę za lepszym życiem - wracają do swego codziennego rytmu zajęć, widząc w nim jednak sens. Wujaszek Wania rozłoży na stole księgi rachunkowe i liczydło, Sonia pochyli głowę nad papierami... Światełko w tunelu. Nadzieja. Nic nie zostało odebrane ani zamknięte raz na zawsze. Obok rozpaczy i tęsknoty jest przecież miłość i przyjaźń. To prawda, że sąsiaduje z bólem, ale jest.

Spektakl Dodina zrealizowany jest w konwencji nieodbiegającej od tradycyjnego wystawiania Czechowa. I bardzo dobrze. Przejrzyście i konsekwentnie prowadzonej myśli reżysera nic tu nie przeszkadza. Wszystkie sceny są jasne, czytelne. Relacje zachodzące między postaciami także.

Szkoda tylko, że obsadzony w tytułowej roli Siergiej Kuryszew gra jak gdyby przeciwieństwo Czechowskiego wujaszka Wani. Bohater Kuryszewa pije od świtu do nocy i od nocy do świtu, tekst wypowiada wzmocnionym głosem w dość agresywnym tonie, ironizuje i jest w znakomitej kondycji fizycznej (choć powinien być załamany, bo w krótkim czasie spadło nań kilka bolesnych spraw). Poza tym nie zmienia swego zachowania od pierwszej sceny aż po finał, mimo że po drodze zdarzyło się tak wiele, co przecież diametralnie wpłynęło na stan ducha tej postaci.

Wujaszek Wania u Czechowa zbudowany jest niejako w opozycji charakterologicznej do zaprzyjaźnionego z nim lekarza Michała Astrowa (w tej roli Piotr Siemak). Astrow, w przeciwieństwie do Wani, jest energiczny, błyskotliwy, pewny siebie, obdarzony dyskretną ironią. Owszem, też przeżywa frustrację wynikającą z samotności, ale nie podda się tej niszczącej sile. Jest psychicznie dużo silniejszy aniżeli Wania. To wyraziście i przekonywająco prowadzona postać.

Ale najlepsza rola w przedstawieniu należy do Kseni Rappoport. Aktorka gra Helenę, rozkapryszoną dobrobytem młodą żonę profesora Sierebriakowa (w tej roli Igor Iwanow). Helena ma stymulujący wpływ na zachowanie wujaszka Wani i Astrowa, konkurujących o jej względy. Świetna, nasycona dyskretnym humorem scena Heleny z Astrowem, kiedy on pokazuje jej plany zagospodarowania lasów, a ona nic z tego nie rozumie, bo myśli jej zajęte są czym innym: chce porozmawiać z Astrowem o zakochanej w nim Soni (gra ją Jelena Kalinina) - to majstersztyk aktorski. Choć z ust aktorki przez dłuższy czas nie pada ani jedno słowo, to subtelny rysunek gestu i mimiki mówi wiele. Scena słusznie nagrodzona brawami.

"Wujaszek Wania" Antona Czechowa, reż. Lew Dodin, scen. Dawid Borowski, Mały Akademicki Teatr Dramatyczny w Sankt Petersburgu (gościnnie w Teatrze Narodowym, Warszawa).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji