Artykuły

Hamlet i Czarna Kucharka

Trójmiejskie teatry: "Dada von Bzdulów" i "Stajnia Pegaza" 21 stycznia wystąpiły wspólnie na deskach Teatru Miejskiego w Gdyni (w ramach "Dnia Pięknego Towarzystwa"). Zaprezentowały spektakle nagrodzone podczas grudniowych Łódzkich Spotkań Teatralnych. Obydwie grupy prezentują odmienne stylistyki teatru poszukującego. Jeżeli grupę Leszka Bzdyla można uznać za teatr ruchu (obok Teatru Ekspresji, Gdańskiego Teatru Tańca czy Akademii Ruchu), to "Stajnię Pegaza" - za kontynuatora tradycji alternatywnego ruchu teatrów studenckich z lat 70., jak Teatr Provisorium czy Teatr Ósmego Dnia. "Dada" epatuje cielesnością, ruchem, tańcem, gestem i mimiką. Natomiast minimalizm, prostota, oszczędność i czystość formalna "Stajni" pozwala na wykreowanie scenicznego świata przy pomocy zaledwie kilku elementów.

CZŁOWIEK, który kłamał, na przykład Heiner Muller w wykonaniu Dada Młodszego (teatr składa się z dwóch zespołów) to opowieść o przekleństwie niesienia ciążącym na człowieku - kryzysie twórczym i miłości niemożliwej. Oglądamy na scenie projekcję umysłu Autora (Leszek Bzdyl), w którego głowie tłuką się niedoszłe dzieła-bohaterowie, sytuacje, dialogi. Walka psychiczna oddawana jest przez zmagania fizyczne. Bo też twórczość, jaką pokazuje nam gdański teatr to mordercza, wymagająca ofiar cielesnych, praca. Autor, w białym rzeźnickim fartuchu, pieczętuje krwawymi dłońmi kolejne kartki papieru, które łapczywie zbiera nagi Hamlet (Wojciech Kolesiński) i wciera w siebie domagając się urzeczywistnienia. Krwawe ślady na ciele mają go powołać do życia, stać się siłą sprawczą - powtórzeniem boskiego aktu kreacyjnego. Hamlet funkcjonuje więc w przedstawieniu jako ludzka "tabula rasa" - naga, pusta forma czekająca na wypełnienie treścią. Nie jest to jednak takie proste. Artysta-demiurg (dodatkowo nękany przez Zumalistkę - Milenę Rewińską) kreuje swe dzieła z własnej krwi i w pocie czoła. Postaci, które z niego wypełzają, budzą się kolejno z uśpienia, prowadzą swoisty flirt-walkę między sobą i z własnym stwórcą. Ich taneczne etiudy stanowią formę "przymiarek" do scen. Szczególnie sugestywny i piękny jest moment tańca pięciu Ofelii (Bożena Zezula, Danuta Klejdysz, Anna Steller, Anna Nowek i Magda Chrzan), w której następuje eksplozja kobiecości, zmysłowości i erotyzmu. Odziane w lekkie atłasowe koszulki, ukryte za grubym superkobiecym makijażem-maską tańczą w rytm ostrej, rockowej muzyki; są agresywne i wampiryczne, aby po chwili stać się czułymi, spragnionymi miłości kobietkami.

Osnuty na dramatach Heinera Mullera spektakl bliski jest filmowi Antonioniego-Wendersa Po tamtej stronie chmur, w którym reżyser poszukuje w ludziach tworzywa do kolejnego dzieła. Film opowiada też o niespełnieniu w miłości, o niemożności posiadania drugiego człowieka, chłodzie i obcości, jakie oddzielają pozornie bliskie sobie osoby. Najbardziej charakterystyczna wydaje mi się scena pieszczot bez dotyku. Jej odpowiednik w gdyńskim spektaklu to scena z ławkami, przez które kochankowie próbują do siebie dotrzeć, poczuć swoje ciepło, usłyszeć stukanie...

Drugą część wieczoru wypełnił, premierowy dla Trójmiasta spektakl "Stajni Pegaza". Oskar-zm na motywach Blaszanego bębenka Guntera Grassa przy pomocy ascetycznych środków opowiada historię wiecznego chłopca z bębenkiem. Za całą scenografię wystarcza okrągły, rozsuwany stół, który staje się bębenkiem, drzewem, a w końcu łożem śmierci - tunelem prowadzącym na drugą stronę. Pojawiają się jedynie niezbędne rekwizyty: słoik z palcem siostry Dorothei, skrzynka z cebulami (którymi aktorzy tłuką się w piersi wołając "moja wina", aby po chwili zrzucić je między nogami obrazowo robiąc "siusiu") oraz biały welon-całun.

Ten krótki, bo trwający około pół godziny, spektakl mówi o życiu naznaczonym przemijaniem, o "zabłąkaniu w umieranie", o rozdarciu między życiem a śmiercią. Te przeciwstawne pierwiastki uosabiają dwie postaci: babka Anna Koljaczkowa ze swymi spódnicami - oazą bezpieczeństwa i spokoju oraz tajemnicza Czarna Kucharka z dziecięcej piosenki, która przychodzi, aby ukarać za winy: "Tyś jest winien, tyś jest winien, a najwięcej ty". W przedstawieniu sopockiego teatru bezwzględnie króluje ta druga. Na zawołanie: "Czy jest tu Czarna Kucharka?" postaci reagują jak na strzał z pistoletu. Oskar tresuje swoich rodziców i krewnych (których kwestie wypowiadają na zmianę), każe im biegać, skakać... Ta zabawa ma w sobie coś z okrucieństwa "gier i zabaw dziecięcych" Bursy. To zabawa niebezpieczna, umierają bowiem, we właściwy Grassowi, groteskowy sposób, wszyscy bohaterowie. Na końcu sam Oskar spotyka się twarzą w twarz z przekleństwem swojego życia:

"Czarna szła zawsze za mną Kucharka.

Teraz przede mną wyrasta, czarna.

Słowa jak płaszcza

wywracają się na nice, czarna.

Czarną płaci walutą..."

Młodzi aktorzy świetnie radzą sobie z tymi szkicowymi rolami. Zarówno Aleksandra Rutkowska, Izabela Wojnowska, Małgorzata Ułasik, jak i ("rodzynek" w żeńskim zespole) niają postaci osobowością, nadają im charakter (często umyślnie przerysowując) i ożywiają je. Wszyscy imponują sprawnością wokalną i ruchową.

Ewa Ignaczak stworzyła spektakl urzekający prostotą i skrótem znaków scenicznych. W zadziwiający sposób oddała klimat i nastrój prozy Grassa oraz istotę losów Oskara. Mam wrażenie, że spojrzała na całą powieść z perspektywy ostatniego rozdziału, a właściwie akapitu streszczającego żywot bohatera: "Urodziłem się pod żarówkami. (...), rozśpiewywałem szkło (...), obchodzę dziś trzydzieste urodziny i nadal boję się Czarnej Kucharki - amen". Trójmiejskie teatry off-owe są w świetnej formie. Zastanawia mnie dominacja pierwiastka żeńskiego w obydwu teatrach... Być może to przypadek, a może coś więcej (nie jestem, Boże broń, feministką!)...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji