Artykuły

Szyderczy Płatonow i czarująca Gabriela

SZTUKI Czechowa - zawsze chętne grywane przez ludzi teatru i wdzięcznie przyjmowane przez publiczność - kuszą inscenizatorów swoimi rozległymi możliwościami interpretacyjnymi. Wiadomo, że sam autor zwał je komediami, wystawiano je jednak i w ten sposób, że bardziej prowokowały do łez niż do śmiechu. Idealnym rozwiązaniem wydawałoby się zatem umiejętne utrzymanie tej dwoistości tonu, tak charakterystycznej dla autora "Wujaszka Wani" i tak wzbogacającej wszystkie jego utwory. Ale rozumiem również pokusy, które niesie tekst tego typu, toteż nie dziwię się Adamowi Hanuszkiewiczowi, że próbuje wypracować i na tym polu jakiś własny, odmienny styl Czechowowskiej interpretacji. W dodatku zgodny z dotychczasową linią repertuarową Teatru Narodowego, czyli z próbą odmłodzenia i odnowienia wielkiej światowej klasyki przez spojrzenie na nią okiem współczesnego widza. Bez obowiązkowego oglądania się na tzw. tradycje.

Już "Trzy siostry" szły wyraźnie w tym kierunku, jeszcze dalej poszedł "Platonów". Przed laty wystawiał go Hanuszkiewicz na scenie Teatru Dramatycznego z Gustawem Holoubkiem w roli tytułowej. Sama zamiana Holoubka na Zdzisława Wardejna mówi chyba wiele o kierunku najnowszej inscenizacji. Tym razem dramat o Płatonowie i jego otoczeniu okazał się nie tyle opowieścią o filozofującym Don Juanie, co wartkim satyrycznym skeczem o człowieku ostro widzącym własne niedoskonałości oraz małości i miałkość ludzi i spraw, w których przyszło mu żyć. Toteż Płatonow Wardejna bez przerwy prowokuje swoje otoczenie i wyszydza jego słabości, wyraźnie nim gardząc. Nie potrafi jednak i nawet nie próbuje mu się przeciwstawiać. Gra swoją rolę aż do tragicznego finału i w tej rozgrywce ze środowiskiem przegrywa własne życie.

Przyznaję, że ta ustawiczna "gra" głównego bohatera jednak mnie nie przekonała, choć rolę tę Wardejn może zaliczyć do swych scenicznych sukcesów. Po prostu maska kabotyna, którą nałożył Płatonowi, przesłoniła całkowicie człowieka, przez co przestał mnie on w ogóle interesować. Do końca nie uwierzyłam w jego niezwykłą osobowość, która mimo wszystko powinna przecież z niego emanować.

Bardziej żywe i prawdziwe okazały się wszystkie panie z tego kręgu, a nawet pozostali panowie, tak bezlitośnie prześmiani przez młodego Czechowa w tej jego debiutanckiej sztuce. O ileż dojrzalsze będą późniejsze sądy tego autora o ludziach, o ileż bogatsze jego obserwacje psychologiczne, dające właśnie ową tak trudną do uchwycenia mieszankę komedii i tragedii, charakterystyczną przecież dla każdego niemal życia ludzkiego. Toteż choć cały spektakl "Płatonowa" poprowadzony jest w Teatrze Narodowym zarówno przez reżysera, jak i aktorów niesłychanie konsekwentnie, i choć wiele scen zasługuje w nim na uwagę, a wiele ról na oklaski, przyznaję, że siedziałam na tym przedstawieniu nawet nie tyle obojętna - bo na szczęście I o to w teatrze Hanuszkiewicza trudno - co wręcz poirytowana. Zbyt ostra bowiem satyryczna kreska jakoś przecież zubożyła ten utwór, a przede wszystkim postać głównego bohatera. Toteż wolałam żywo i z przejęciem oklaskiwać np. pełną temperamentu generałową w wykonaniu Zofii Kucówny i wzruszającą w swej postaci żonę Płatonowa, czyli Ewę Ziętek.

TEN drażniący niedosyt wyniesiony z Narodowego wynagrodził mi spektakl obejrzany w kameralnej filii tego teatru, czyli w Teatrze Małym. Tym razem bowiem zamysł inscenizacyjny wydał mi się zgodny i z duchem tekstu, i z indywidualnością grających aktorów. A że pasjonują mnie w ogóle biografie wielkich ludzi - a więc i ich listy oczywiście również - "Ta Gabriela" musiała mnie zafascynować. Myślę jednak, że w tym wypadku nie będę w mniejszości, (lojalnie bowiem zaznaczam, że spektakl "Płatonowa" cieszy się w Warszawie bardzo dobrą sławą, co już mówi, że warto go zobaczyć, by skonfrontować obiegowe oceny z własnym sądem.)

"Ta Gabriela" - to utwór oparty o sztukę bliżej nikomu nieznanej ,,Tamry Karren i listy Gabrieli Zapolskiej, dobrane i opracowaneprzez Irenę Eichlerównę, która w tym spektaklu gra rolę sławnej naszej autorki. Partneruje jej Andrzej Łapinki, zarazem reżyser spektaklu, który jest nie tylko na scenie drugim mężem Zapolskiej, czyli malarzem Stanisławem Janowskim, lecz równocześnie pełni funkcję jak gdyby narratora lekko komentującego bieg burzliwego żywota pani Gabrieli.

Uroczy wieczór, namawiam wszystkich gorąco na wyprawę do Małego. A czytelników spoza Warszawy zachęcam do przeczytania wydanych przez Państwowy Instytut Wydawniczy w roku 1970 (2 opasłe tomy przeceniono na 30 zł!) "Listów Gabrieli Zapolskiej", bo jest to lektura nie tylko pouczająca, ale niesłychanie przy tym zajmująca. Eichlerówna wybrała z nich jedynie ten okres życia Zapolskiej, w którym związana ona była z Janowskim, ale choć małżeństwo to nie trwało długo i miało bardzo burzliwy przebieg - przecież korespondencja między małżonkami trwała aż do śmierci autorki w roku 1921. A więc także poprzez wszystkie ostatnie lata jej samotności, chorób, zawsze żywych utarczek z prasą i wydawcami, przez co listy te stały się kopalnią wiadomości o jej życiu zawodowym i prywatnym.

Irena Eichlerówna - z właściwym sobie poczuciem humoru - świetnie przekazała nam prawdę, a przynajmniej jej część, o życiu autorki "Moralności pani Dulskiej". Trzeba bowiem przyznać, że choć sztuki Zapolskiej cieszą się dotąd niesłabnącym powodzeniem na naszych scenach, to o ich autorce tzw. przeciętny widz wie niewiele, i właściwie zna ją tylko jako pisarkę. A przecież jej główną pasją życiową było aktorstwo. Występowała nawet na paryskiej scenie u głośnego Antoine'a i marzyła się jej światowa kariera Modrzejewskiej. Natomiast pisanie, zarówno poczytnych powieści jak dramatów czy artykułów i recenzji, było dla niej jedynie pewnym, choć żmudnym sposobem zarabiania na życie.

Eichlerównie udało się wiele istotnych prawd o tej ciekawej indywidualności przekazać. Piękna to rola, żywa i wielobarwna, świetnie uzupełniona dyskretnym partnerstwem Andrzeja Łapickiego. A że wciąż brak nam pozycji mówiących o sprawach bliskich każdemu człowiekowi - jak miłość, małżeństwo i codzienna praca - opowieść o Gabrieli Zapolskiej świetnie tę przykrą lukę wypełnia. Za co chwała teatrowi, reżyserowi i aktorom. A przede wszystkim - Irenie Eichlerównie, jej wielkiemu talentowi i nieprzeciętnej osobowości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji