Artykuły

Prowokator Głowacki

Oglądanie spektaklu, o który nieomal pokłócili się recenzenci, to prawdziwa frajda. "Czwarta siostra" Janusza Głowackiego prapremierowo pokazana we Wrocławiu, a potem wystawiona przez Teatr Powszechny w Warszawie żyje na scenie już kilka miesięcy. W Gdańsku dzięki Agencji "Kontakt" widzowie mogli obejrzeć tę "awanturę teatralną". Gorzka, obcesowa, drażniąca i ironiczna sztuka jednych porusza, a innych "wyrzuca" z teatru.

W siermiężnym moskiewskim mieszkaniu na żelaznym łóżku siedzi dwoje starych ludzi. Popijają wódkę, rozmawiają o życiu i o śmierci. Astronomiczna cena 600 dolarów za zniesienie zwłok właśnie zmarłej żony Generała (w tej roli znakomity Władysław Kowalski, również reżyser przedstawienia) jest istotnym motywem rozmowy. Babuszka (Elżbieta Kępińska - wyrazista, sugestywna) pociesza Generała. W końcu postanawiają sami znieść zmarłą. Ta scena na łóżku rozegrana jest perfekcyjnie. Tylko zapewne najstarsi widzowie pamiętają, że ta para świetnych aktorów grała kiedyś wspólnie w Teatrze "Wybrzeże".

Ta introdukcja wprowadza klimat "Czterech sióstr". Nostalgiczne, wyraźnie zaznaczone echa Czechowowskich "Trzech sióstr" będą stanowiły swoisty kontrapunkt do agresywnej, celowo wyostrzonej i przejaskrawionej współczesności. Głowacki, urodzony prowokator nie oszczędza mrocznej realności, w którą wpisał swą tragikomedię. Trzy siostry: Wiera (Katarzyna Herman - ostra, walcząca), Katia (Anna Moskal - delikatna, depresyjna, żyjąca w poczuciu winy, bo podkrada tygrysowi mięso) i Tania (Edyta Olszówka - dojrzewająca błyskawicznie i naiwna zarazem) poruszają się w świecie agresywnym i bezwzględnym, w którym króluje mafia, rządzi zdeprawowany polityk i kręci się amerykański reżyser. Tęsknotę za ładem (rzekomo istniał), poczucie godności (na wyrost) rozbijają siostrom realia dnia codziennego. Głowacki hula po moskiewskiej rzeczywistości z perwersyjnym upodobaniem. Jego bohaterowie klną, złorzeczą, posługują się językiem przymierającej głodem ulicy. Horror otaczającej rzeczywistości wchodzi do domu trzech sióstr ze wszystkich stron. Kola (niezły Krzysztof Szczerbiński) - przygarnięty przez Generała z litości biedak, robi w tej opowieści zdumiewającą karierę. Gra prostytutkę w filmie o dzieciach Moskwy. Wyjeżdża do Ameryki na rozdanie Oskarów, a potem drugi raz do "raju na ziemi" do brata Generała wysyła go Wiera. Wraca stamtąd całkowicie odmieniony. Przywozi skarb największy - walizkę pełną złota, którą zdobywa przez czysty przypadek. Kiedy dramaturgiczne zagmatwanie sięga zenitu, Głowacki przecina je serią z kałasznikowa. Drwina, gorzka ironia, groteskowe "wykrzywianie gęby" wszystko razem powinno dobić bohaterów i...widzów. Częściowo cel zostaje osiągnięty. Moskiewska współczesność u Głowackiego nie ma wartości, nie ma prawdy, nie ma moralności. Na pobojowisku pozostaje draństwo i ułuda.

Spektakl Teatru Powszechnego budzi nerwowe chichoty widowni, ale i przerażenie. Brzemienna, oszukana i upokorzona Wiera mówi "może kiedyś było okrutniej na świecie, ale głupiej na pewno nie". A głupota potrafi rodzić wszystko, co najgorsze.

Ponoć Głowacki nie miał nic do powiedzenia w tej sztuce. To czego rzekomo "nie miał", w przestrzeń tego spektakl wpisał świetnie reżyser Władysław Kowalski i potem zagrał - starego, oszukanego, przerażonego Generała. Tylko kto by się przejmował lękami starca, który już dawno jest passe'.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji