"Policja" w Teatrze 7.15
W Paryżu szaleje zaraza. Wyginęła już cała ludność. Na szczelnie izolowanej wyspie ocalał tylko garnizon żandarmerii i policji. Biedacy nudzą się: nie ma kogo śledzić, przymykać. Trzeba zmienić tryb życia, do którego, przywykli od lat. Z przyzwyczajenia i nudów szukają fikcji, ażeby w nowych warunkach kontynuować dawną pracę. Stwarzają nowe paragrafy, jeden śledzi drugiego, aresztują się nawzajem i skazują. Aż wreszcie i tu dostanie się zaraza, ażeby położyć kres owej przedziwnej komedii...
Taka jest treść jednego z końcowych rozdziałów powieści Brunona Jasieńskiego "Palę Paryż": a rzuca się w oczy zaskakująca analogia pomiędzy powyższym fragmentem, a założeniami, które - naturalnie w swoisty, oryginalny sposób - rozwija Sławomir Mrożek, w swoim dramacie ze sfer żandarmerii "Policja".
I tu również policja (jako że w całym kraju nie ma już nawet jednego przestępcy) znalazła się w fatalnej sytuacji i robi karkołomne wysiłki i doprowadzone do absurdu wolty, ażeby - ratując się od bezrobocia - uzasadnić konieczność swego istnienia. I tu również autor znajduje wyborną płaszczyznę, na której rozgrywać się będą zabawne konflikty między władzą a społeczeństwem.
Jasieński zrozumiał jednak, że materiał, który zmasował jako ostry pamflet przeciwko drylowi i mentalności palicjantów (tych naturalnie z karykatury!), wystarczy mu na rozbudowanie jednego tylko rozdziału powieści. Tego wyczucia nie miał natomiast Mrożek, który mimo swojej bogatej pomysłowości nie zdołał wypełnić 3-aktowego spektaklu tematem, nadającym się raczej na jeden pełny skecz.
Cierpi na tym struktura dramatyczna sztuki, której całość pryska chwilami i pęka. Jednakże rysy jej maskują świetne, pełne nonszalancji paradoksy, aforyzmy i sentencję oraz zaskakujące, doprowadzone do absurdu sytuacje, potraktowane z tak właściwym dla Mrożka humorem.
Nie wszyscy bierzemy na serio założenia Mrożka. Również i reżyser ROMAN SYKAŁA nie potraktował na serio wskazówek, jakie autor umieścił we wstępie do swojej sztuki, że: "Grać powinien przede wszystkim nagi tekst, podany możliwie jak najdokładniej, z podanym dobitnie sensem logicznym zdania i scen".
Sykała ubarwił sztukę, ujął ją raczej groteskowo, jako żart sceniczny dla dorosłego widza, a do tego samego stylu nagiął również cały zespół, w którym brylują przede wszystkim WŁODZIMIERZ KWASKOWSK1 i M. ST. KAMIŃSKI.
Kwaskowski jako naczelnik więzienia tworzy wyborną w swojej zewnętrznej charakteryzacji postać typowego zupaka policyjnego. Jednocześnie, pogłębiając psychologiczne podłoże, pokazuje tępego głupca zmielonego bez reszty przez dryl policyjny. Przez wszystkie poczynania jego przebija jedne: zwierzęca niemal wola utrzymania się przy żłobie.
W osobie Kamińskiego witamy nowy, doskonały nabytek Teatru 7.15. Rozgrywająca się w kilku wymiarach psychologicznych i emocjonalnych rola sierżanta policji - prowokatora, znalazła w nim wnikliwego interpretatora... W każdej ze swoich metamorfoz był szczery i przekonywający.
Tego samego nie można powiedzieć o T. SABARZE, który jako wiezień-spiskowiec. a potem adiutant, rozgrywa swoje kwestie na dwóch diametralnie różnych płaszczyznach. Sabara bardzo giętki w swojej dialektyce i sofistyce jako więzień, gorzej czuł się natomiast w akcie III w mundurze oficera.
Niewiele materiału otrzymała dla siebie JADWIGA ANDRZEJEWSKA jako żona sierżanta. Wykorzystała go jednak jak najpełniej. W roli generała wystąpił TADEUSZ SZMIDT. Dekoracje MARIANA STAŃCZAKA - przyjemne i pomysłowe - nawiązują do stylu rysunków Mrożka, które tak dobrze znamy z różnych tygodników.
Słowem Teatr 7.15 zainaugurował nowy sezon pozycją niebanalną, a zrealizowaną bardzo interesująco. Czy jednak znajdzie ona oddźwięk wśród szerszej publiczności łódzkiej? To już jest rzecz inna.