Artykuły

Sen o dewizach na zamku

Pisarz o bystrym oku i celnym piórze może zobaczyć Polskę dzisiejszą - i wczorajszą - wszędzie, wszystko jedno na jakim odcinku życia: przy biurku urzędnika i w fabryce, na ulicy i w szkole, na zabawie i przy pracy, w knajpie i na pogrzebie, w domu i na wczasach, na derbach i w pałacu. Jarosław Abramow jest pisarzem o bystrym oku i celnym piórze, w "Derbach w pałacu" spojrzał na rzeczywistość polską zamkniętą w murach dawnego magnackiego zamku - to niby Łańcut, niby Nieborów. W zamku jest zarząd pegeerowski z wyśmienitą stadniną rasowych koni. Konie co najlepsze sprzedaje się za dewizy, zamek ma służyć jako hotel i zabytek - także za dewizy - dla cudzoziemców. Wszystkie realia są prawdziwe, nawet autentyczne. I prawdziwe jest to, co się pośród nich dzieje. Odnajdujemy w tym kawał naszego życia, naszej niesfałszowanej rzeczywistości. To na pewno duży walor tej "sztuki współczesnej", a właściwie komedii Abramowa.

Największą siłą Abramowa jest język, dialog, słowo, a więc to, co najważniejsze w sztuce dramatycznej. Abramow ma świetny słuch dla dzisiejszej polszczyzny. Rozróżnia wszystkie jej tony i półtony, frazy i akordy. Wie, jaką gamę komu przydzielić. Język i nieomylnie charakteryzuje każdą z jego postaci, wszystko o niej mówi. Stary hrabiowski kamerdyner używa stylowej, i uroczystej mowy lokajskiej, która w zestawieniu z dzisiejszymi sytuacjami stwarza kapitalne efekty komiczne. Bronisław Pawlik w tej roli zbiera - wraz z autorem - raz po raz oklaski przy otwartej kurtynie - w pełni zasłużone, jest znakomity. Dwaj aktywiści, którzy - każdy według swego mniemania - chcieliby w różny sposób jak najkorzystniej urządzić zamek, mówią jak... aktywiści. Abramow stworzył tu żywych, pozytywnych bohaterów i zasugerował przy tym różnice pokoleń - wojennego i powojennego, różnice - w pojmowaniu życia i pracy. Grają ich z powodzeniem Wieńczysław Gliński i Zdzisław Maklakiewicz. Młoda stażystka Alicja mówi gwarą młodzieżową, Irena Szczurowska w tej roli nie ustrzegła się pewnej szarży, lepsza była jako Czarna Dama ze snu. Pyszni są w swym autentyzmie dwaj murarze - Tadeusz Pluciński i Jerzy Turek. Inne tony brzmią u b. sanacyjnego Wachmistrza (Leon Pietraszkiewicz) a inne w urzędowym przemówieniu naczelnika (Krzysztof Kumor). I wreszcie hrabia-emigrant, którego gra ze swobodą i swadą towarzyska Władysław Hańcza, ma też swój odrębny, charakterystyczny język.

Ci wszyscy ludzie potraktowani z dobrotliwą, niemal czułą ironią obracają się w bardzo realnej rzeczywistości. Ale Abramów lubi poetykę, którą sam nazwał "naturalistyczną groteską". W tej poetyce napisał "Anioła na dworcu" i tam zgubił się w niej nawet pod koniec w niejasnej poincie. W "Derbach w pałacu" ten nadrealizm tłumaczy się normalnie, należy do rojeń sennych bohatera. We śnie wszystko jest możliwe, ale sen wyrasta z elementów rzeczywistości, wyolbrzymia je i wyjaskrawia, można powiedzieć, że jest także realistyczny. Tyle tylko, że w komedii Abramowa w toku akcji nie wiemy, kiedy urywa się rzeczywistość i zaczyna sen, dopiero pod koniec dowiadujemy się o tym i to jest pewną niespodzianką dla widza. W sztuce, czy też w jej pierwotnym tekście drukowanym w "Dialogu", wszystko dzieje się w jednej, niezmienionej dekoracji - to realistyczne wnętrze starej sali pałacowej przepysznie stworzył w teatrze Otto Axer. Ale reżyser Ludwik Rene, który zresztą poprowadził przedstawienie ze smakiem i dowcipem, część snu związaną z ukazaniem się Czarnej Damy wyodrębnił w inną rzeczywistość, dał jej inne dekoracje - ze snu, surrealistycznie transponujące tę samą salę. Ponieważ dotyczy to tylko części snu, nastąpiło pewne pomieszanie materii i zwichnięcie nastroju. Na dobitek i w części realnej znalazły się różne nierealne dodatki. Np. drzwi do parku same się otwierają. Albo: kiedy Alicja mówi o przyszłym ślubie, w sztuce otula się w muślin firanki niby w suknię ślubną, ma to potem swoją reminiscencję we śnie, kiedy w podobnym stroju ukazuje się Czarna Dama; w przedstawieniu natomiast spada "z nieba" welon ślubny, który Alicja przymierza i potem już welon ten nie wraca. A może reżyser chciał w ten sposób zaznaczyć, od którego momentu zaczyna się sen? Ale w takim razie również nie udało mu się tego zrobić w sposób przekonywający.

Mimo tych zastrzeżeń, przedstawienie trzeba uznać za bardzo udane. Jest zabawne, interesujące. Sztuka z pewnością obejdzie całą Polskę jak "Anioł na dworcu". A Jarosław Abramów w "Derbach w pałacu" dał dowód, że wyrósł na pisarza dramatycznego co się zowie, z prawdziwego zdarzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji