"Hamlet IV" - próba obrony
"Hamlet" Wajdy nie zachwycił warszawskiej krytyki. Został uznany za przedstawienie puste, o niczym, wielkie lustra zaś - główny element scenografii - za "śliczną" dekorację o wątpliwej funkcji metaforycznej (rzekomo odbija się w nich nicość Melpomeny). O gustach trudno dyskutować, a jednak opinie te wydają się krzywdzące. "Hamlet" Wajdy pod każdym względem jest przedstawieniem bardzo interesującym i warto poświęcić mu chwilę uwagi.
Akcja krakowskiego przedstawienia rozgrywa się na tyłach sceny Teatru Starego, w autentycznej, choć dawno już nie używanej garderobie teatralnej. Obok brudnego okna wychodzącego na plac Szczepański stoi czerwona, pluszowa kanapa i parawan, za którym przebierają się zwykle aktorzy. Na wprost niewielkiej widowni toaletka z lustrem służąca do charakteryzacji, na jej blacie scenariusz "Hamleta" i program. Przez krótki korytarz, którego ściany wyłożone są ogromnymi lustrami, można dostrzec scenę, światła rampy i kilka pierwszych rzędów pustych foteli widowni. Za chwilę pewnie wejdą tu aktorzy, by przygotować się do przedstawienia. Czekamy. Przenikliwy chłód wiejący od sceny powoduje lekki dreszcz. Niepostrzeżenie zaczyna działać urok teatru. To w Krakowie.
Warszawskiej publiczności garderobę zbudowano z dykty i pracowicie przybrudzono prowadzące donikąd okno. Może dlatego nie uległa czarowi i nie zauważyła, że pozwolono jej - jak Alicji z Krainy Czarów - przejść na drugą stronę lustra?
"Taflą lustrzaną" dzielącą dwa światy jest właśnie owo przejście między sceną a garderobą. Podział przestrzeni jest podziałem wartościującym. Na scenie, w świetle rampy odegrany zostanie dramat polityczny. Tu pojawi się marionetkowy dwór królewski - świat kłamstwa, obłudy, pustego gestu, mistyfikacji i fikcji o wiele groźniejszej niż ta, którą tworzy teatr. To świat intryg i oszustw rządzony przez skrytobójców i uzurpatorów, w którym Hamlet zmuszony będzie udawać obłęd. Wszystko tu jest grą, zabawą z konwencją, wartości są umowne i można się nimi dowolnie posługiwać.
I tak czas żałoby po zmarłym królu zamieni się w czas wesela, miłość Ofelii i Hamleta nazwie się grą pozorów, honorowy pojedynek Laertesa z Hamletem okaże się haniebną, zdradziecką sztuczką. Tutaj również trupa wędrownych aktorów w kolorowych kostiumach odegra "Zabójstwo Gonzagi".
Po drugiej stronie tego "lustra", w garderobie, w której się znajdujemy, trwa bezustanny proces demistyfikacji. Przede wszystkim nie pozwala się nam zapomnieć, że jesteśmy w teatrze. Aktorzy - zarówno Hamlet, jak potem wędrowna trupa i Fortynbras - wejdą do garderoby we współczesnych ubraniach. Krzyżanowska przebierze się za parawanem w czarny kostium księcia Danii. Czasami, siedząc przed lustrem, powtarzać będzie tekst ze scenariusza, a jej dialog z Peszkiem (pierwszym Aktorem) dotyczący gry aktorskiej (wspólnie wypowiadane), dobrze znane maksymy sugeruje, że studiowali u tego samego Mistrza. W tej przestrzeni Hamlet nie musi udawać obłędu, nie udaje również Ofelia - jest naprawdę szalona z rozpaczy. Tu, w garderobie zostanie obnażony i skompromitowany pseudometaforyczny sposób wypowiadania się Poloniusza i tutaj, na monitorze dającym "podgląd" na scenę, wyjdzie na jaw zbrodnia króla: zobaczymy twarz Klaudiusza schwytanego w "pułapkę teatru".
Kluczem do tego przedstawienia jest niewątpliwie studium o "Hamlecie" Stanisława Wyspiańskiego. Roztrząsa w nim autor między innymi problem kondycji aktora i relacji zachodzących między nim a rolą, którą gra. Dowodzi, że wraz z przebraniem dokonuje się metamorfoza i aktor, będąc jednocześnie sobą, żyje życiem kreowanej przez siebie postaci, podlega jej emocjom i jej sposobowi myślenia. JEST tą postacią i czar ten zdejmie z niego dopiero koniec przedstawienia: Natychmiast zdjąłem kapelusz i pocałowałem ją w rękę. Ją - Lady Makbet. Nikt nie jest w stanie mi wyperswadować, że to nie była Lady Makbet, ale Modrzejewska.
Wajda podejmuje tę myśl. Pokazuje nam Krzyżanowską w garderobie, zmagającą się z rolą Hamleta, powtarzającą tekst, czytającą scenariusz. Pokazuje jednocześnie Hamleta zmagającego się z rolą, którą przyszło mu grać na królewskim dworze: jego napięcie i trwogę, jego trud sprostania zadaniu. Być albo nie być
- brzmi jednocześnie jak tekst naprędce powtarzany przed wejściem na scenę, jak być czy nie być dalej Hamletem (uciec z teatru, wyzwolić się od tej postaci czy wytrwać do końca) i wreszcie ten ostatni, Szekspirowski sens wielkiego monologu. Jest więc "Hamlet" Wajdy próbą opisu i podsumowania kondycji aktora. Problem to niebagatelny dla współczesnego środowiska twórczego, tego samego przecież, które podczas stanu wojennego swoje poczucie odpowiedzialności za rolę odgrywaną dla i wobec społeczeństwa wyraziło słynnym "bojkotem".
W swoim wnikliwym studium Wyspiański wykazuje również, że konsekwencją wprowadzenia przez Szekspira "teatru w teatrze" jest pokazanie owego starego, przedszekspirowskiego teatru ze wszystkimi jego właściwościami i nawyknieniami niby artystycznymi, teatru, który w czasach Szekspira już jest nieco demode. Tu chyba znajdziemy odpowiedź na trapiące krytyków pytanie: O czym jest przedstawienie Wajdy?
Polski teatr ostatnich lat z konieczności był teatrem politycznym, a raczej "politykującym". Aktualność, polityczność i doraźność są jednak bardziej cechami kabaretu niż teatru, ten ostatni zaczął więc nieco podupadać, nie mogąc ciągle nadążyć za swoim czasem. Takie przedstawienie jak "Antygona" Wajdy powinno przecież powstać już 14 grudnia 81 r. Ale nie mogło. Teatr potrzebuje czasu, dystansu, dlatego zdyszana "Antygona" wbiegła na scenę dopiero w 84 roku i oczywiście wiele na tym straciła. Co gorsza, publiczność przyzwyczaiła się do teatru politycznego i oczekuje go, tymczasem teatr z coraz większym trudem zaspokaja jej gusta. Powstają przedstawienia podsumowujące, rozrachunkowe, oraz laurki "ku czci" - i wciąż mówi się o coraz głębszym kryzysie teatru. Czas przełamać tę - świetną niegdyś - tradycję. W sztuce potrzeba nowych form (jak pisze Czechow).
W "Hamlecie" Wajdy ta niewidzialna lustrzana tafla oddzielająca scenę od garderoby jest jednocześnie granicą między teatrem minionym i obecnym. Na scenie, jak już się rzekło, rozgrywa się dramat polityczny. Kiedy przebrzmią ostatnie słowa Szekspirowskiego dramatu i Fortynbras każe strzelać z dział, by oddać cześć poległemu Hamletowi, z pustej widowni przed sceną, stamtąd właśnie, rozlegną się oklaski. To, zasłużony aplauz dla minionego teatru w oklaskach przechodzącego teraz do historii. My - publiczność przywiązana do niego - chętnie zamienilibyśmy się miejscami z tą publicznością sprzed sceny. To jednak zupełnie inne czasy, siedzimy w garderobie i dla nas spektakl jeszcze się nie skończył. Fortynbras- aktor wezwany z innego teatru, jak pisze Wajda, zakłada na scenie kostium Hamleta. Znowu wchodzi para królewska i zaczyna się przedstawienie, które urywa się właściwie w pół gestu. Nie dowiemy się więc, jaki teatr proponuje Wajda w miejsce tego, który mija. Wajda pewnie też tego nie wie. Teatr nie musi przecież dawać gotowej recepty. Może natomiast - i taka była jego funkcja przed okresem politycznej dosłowności - stawiać pytania. Czy jest coś złego w tym, że tym razem pyta on o swój przyszły kształt? Ma chyba do tego prawo, a w naszym interesie leży, żeby jak najszybciej na to pytanie odpowiedzieć.