Artykuły

Kolacja na cztery ręce

W poniedziałkowy wieczór sylwestrowy Teatr Telewizji - Ośrodek Krakowski przedstawił słynną już sztukę Paula Barza, w przekładzie Jacka Burasa. Reżyserował Kazimierz Kutz, wystąpili: Janusz Gajos (Bach), Roman Wilhelmi (Handel), Jerzy Trela (Schmid). Opracowanie muzyczne: Joanna Wnuk-Nazarowa, utwory na klawesynie grała Bogumiła Gizbert-Studnicka.

Myślę, że było to najlepsze z dotychczasowych przedstawień tej sztuki w Polsce (a robi ona u nas w ciągu ostatnich lat pewną karierę sceniczną). Zastanawiam się, na czym polega jej szczególny urok, urzekła mnie bowiem w lekturze (druk w "Dialogu") na długo, zanim ją zobaczyłem. Zafrapowała mnie jej muzyczność (o czym pisałem już w "Próbach utrwalenia"), nie ta powierzchniowa eufoniczna muzykopodobność, ale szczególna precyzja, proporcjonalność, symetryczność literacko-scenicznej konstrukcji, rodzaj ruchu, typ dynamiki, sposób rozwijania motywów - które to cechy formalnie kojarzą mi się często z budową doskonałego utworu muzycznego. Ale nie tylko to. Dzięki ogromnemu talentowi pisarskiemu autora (i tłumacza) zdolności tworzenia postaci wyrazistych, żywych, budowania charakterów ludzkich w ruchu - porusza mnie także (uczuciowo?) żywa obecność twórców muzyki, która jest też istotną częścią i mojego życia, którą i ja żyję.

Gajos, Wilhelmi, Trela, kierowani mistrzowską ręką reżysera, znakomicie rozgrywają ten dramat- w formie komedii - wyimaginowanego spotkania dwóch tytanów muzyki: starcia, stopniowego odsłaniania i wzajemnego przetrawiania się ich charakterów. Niby w jakiejś niesamowitej barokowej sonacie triowej charaktery Bacha i Handla nieustannie dialogują - koncertują - w stałym wszelako odniesieniu do dyskretnego continuo służącego Schmida (który w określonych miejscach dochodzi też do pełniejszego głosu). Dominuje kreacja Bacha-Gajosa (jedna z najlepszych w karierze tego świetnego aktora). To zresztą wynika z tekstu: wszak Bach (admirowany też przez służącego) gra tu główną partię; jego rola długo i stopniowo rośnie: od niemal milczenia, poprzez zagęszczania skąpych słów-motywów, zawiązywanie tematów, aż do kulminacji w scenie ze szpadą.

Handel-Wilhelmi krąży i miota się w orbice Bacha, szarżując (to też wynika z tekstu), zmieniając pozy, miny, grając pozorami wobec prawdziwości charakteru swego partnera, osiągając w końcu wspólny poziom: szczerości-wyznania-prawdy.

"Kolacja..." to sztuka niezwykle kunsztowna, złożona, pełna niuansów psychologicznych' i podtekstów, skrząca się humorem słownym i sytuacyjnym, nieustannie też oscylująca między komedią a dramatem, między dowcipem, żartem a głębszym znaczeniem: wszak ta gra - muzyczna - toczy się nie o byle co, ale o sens i istotę muzyki.

A jak to wszystko zostało pysznie pokazane: kompozycją kadru, ujęciem, zbliżeniem, ruchem kamery, kolorem (myślę, że właśnie w wersji telewizyjnej sztuka Barza zyskuje najlepsze medium).

Również strona muzyczna - pokazanie samej muzyki - w tym spektaklu wydaje mi się najlepsza z możliwych: wybór z Wariacji Goldbergowskich, Alleluja z Mesjasza na klawesynie: w wersji cichej - Bacha i głośnej - Handla,; także kapitalna kontaminacja, synchronia stylów Bachowskiego i Handlowskiego...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji