Artykuły

Kto pozwoli Europie pożądać?

O Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Dialog" we Wrocławiu i "V (F) ICD - 10. Transformacje" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Renate Klett we "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Wrocław. Co dwa lata w październiku odbywa się we Wrocławiu festiwal teatralny "Dialog", będący jednym z najważniejszych festiwali w Europie. W tym roku festiwal po raz piąty prezentuje doborowy zestaw spektakli wybrany przez swą założycielkę oraz dyrektora Krystynę Meissner, której przyszłość wydaje się niepewna. A to dlatego, że dyrektor artystyczna Wrocławskiego Teatru Współczesnego pod koniec sezonu ma pożegnać się z tymże teatrem, mimo że jej kontrakt kończy się dopiero z rokiem 2011. Jako oficjalny powód wymienia się zadłużenie teatru, powstałe za sprawą obciętych środków na realizacje, co nie stało się bez wiedzy władz miasta. Podejrzane jest, co tak naprawdę się za tym kryje, a sposób postępowania z Wielką Damą polskiego teatru jest skandaliczny. Ministerstwo Kultury chce się wstawić za zachowaniem festiwalu z Meissner jako dyrektorem, ale nikt nie wie, kiedy i gdzie odbędzie się kolejny "Dialog".

Tegoroczny program prezentuje uderzająco liczną grupę klasyków, a za temat obrał sobie zło. Festiwal otworzył w budynku opery szekspirowski "Troilus i Kresyda" w wersji Luka Percevala z Münchner Kammerspiele, w którym sarkastyczną wesołość wywołują monomaniczni bohaterowie wojny, maszyny do walki i badacze miłości. Z Holandii przywieziono imponujące i sprawdzone na wielu festiwalach "Tragedie rzymskie" (mieszanka składająca się z "Koriolana", "Juliusza Cezara", "Antoniusza i Kleopatry"), z Austrii wspaniały spektakl "Riesenbutzbach. Stała kolonia". Litwa reprezentowana była przez swych obu najsłynniejszych reżyserów, których nazwiska jednakże straciły w ostatnim czasie nieco swój blask.

Oskaras Korsuunovas pokazuje swego wystylizowanego "Hamleta" w starej formie. "Hamlet" jest tu przede wszystkim sztuką o wampirze, jakim jest teatr oraz o jego uwodzicielskich sztuczkach. Na początku aktorzy siedzą przy długich stołach charakteryzatorskich z lustrami i halogenami, pytając siebie jak i nas: "kim jesteś?" Przedstawienie nie udziela właściwie odpowiedzi na to pytanie, chce przede wszystkim zaskoczyć, z pełną świadomością efektu stawia na szybkie rytmy i halucynacyjną atmosferę utkaną z nastrojów światła i dźwięku. Aktorzy grają brawurowo, pomysły na obrazy zapierają dech w piersiach: duch zawinięty w całun podnosi się z katafalku, aby dręczyć Hamleta, albo "Pułapka na myszy", spektakl w spektaklu, podczas którego aktorzy są jednocześnie odtwórcami oraz widownią. Finałowa rozgrywka toczy się nie za pomocą szpady, lecz czerwonej farby chlapanej na nagie torsy. Można te pomysły zbyć jako rodzaj teatru "światła i dźwięku" i zarzucić mu, że w przypadku "Hamleta" ciekawość gapia nie wystarczy - jednakże ciężko odrzucić, gdyż jest to realizacja bardzo dobra (przynajmniej w pierwszej części, w drugiej para wyraźnie uciekła z Korsunovasa).

Eimuntas Nerkosius w swych najlepszych czasach wyreżyserował zimnego jak lód "Hamleta", genialne "Trzy siostry" lub jeszcze wcześniej odważnie dysydencki "Kwadrat". Od boleśnie wielu lat robi już tylko konfekcję. "Idiota" Dostojewskiego nie jest tu również wyjątkiem: rozedrgane przedstawienie, bieganina, pajacowanie, permanentne podekscytowanie zamiast wyobraźni. Dowodem na to, iż wspomnienie również może przetrwać próbę czasu, jest ponowne spotkanie ze spektaklem "Woyzeck na wyżynie Highverld", efektem legendarnej pierwszej współpracy Williama Kentridge'a i Handspring Puppet Company. Południowoafrykański "Woyzeck", powstały w roku 1992 i przyjęty entuzjastycznie na całym świecie, z udziałem ludzi, lalek i kreskówek jest wciąż świeży i zaskakujący jak pierwszego dnia.

Również rosyjski reżyser Dmitry Krymov znajduje swoje własne, nieporównywalne uniwersum teatralne, w którym "Opus No. 7" przywołuje pamięć pewnego zdarzenia niczym z dalekiej krainy. Z czarnych grudek farby rzucanych na białą ścianę powstają sylwetki ludzkie; po rozerwaniu ściany tysiące skrawków papieru rozprzestrzeniają się po scenie i na widowni. Kilka z nich otrzymuje konkretną twarz oraz historię, stare zdjęcia i ustawione w rządku dziecięce buciki, terkoczące radiowe głosy i rozwiane wokalizy kojarzą się ze śmiercią i Holokaustem. Scena ta jest niczym requiem dla straconych, czułe i pełne melancholii jak również wypełnione wielkim smutkiem. Druga część opowiada o Szostakowiczu i jego wymuszonym dopasowaniu do władzy sowieckiej, przedstawionej jako gigantyczna żeńska lalka ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Kompozytora przepędza się i poniża, a order przyznany jego osobie przewierca mu serce. Obie części spina reżyserska ręka wybitnego artysty.

Jednak najbardziej niezwykłe i najlepsze przedstawienie również tego roku pochodzi z Polski. Podczas gdy na poprzednim "Dialogu" były to "Anioły w Ameryce" Warlikowskiego, które zostawiły w tyle inne spektakle, tak tym razem trofeum należy się jego koledze Grzegorzowi Jarzynie za "T.E.O.R.E.M.A.T.", sceniczną adaptację filmu Pasoliniego "Teoremat", opisujący w trzech tuzinach scen tęsknotę ciała i duszy za wybawieniem, zespoleniem, odgraniczeniem. Pierwsza scena z padre padrone przy biurku, jego żoną przy oknie, bratem i siostrą, którzy szczotkują sobie wzajemnie włosy i służącą nakrywającą do stołu, podczas gdy w tle grzmią groźnie władcze dzwony kościelne, grana jest z drobnymi modyfikacjami trzy razy pod rząd. Kiedy następnie pojawia się tajemniczy przybysz, dzwony ucichają a budzi się ciało - obcy każdego z nich uwalnia ku pożądaniu i ku rozpaczy a następnie znika tak nagle jak się pojawił. Jarzyna znajduje czułe, ale również komiczne obrazy w scenach uwodzenia, nie zdradza tajemnicy nieznajomego, z lekkością reżyseruje stan zawieszenia zbudowany na zalęknionym życzeniu i blasku marzenia. Czy cuda się zdarzają, pytani są przechodnie w wyświetlonym fragmencie filmu. W teatrze tak. To właśnie jeden z nich.

Wycieczka do Bydgoszczy na premierę drugiego projektu polskiego w ramach "After the Fall", wielkiego przedsięwzięcia Instytutu Goethego, który zamówił siedemnaście sztuk teatralnych na rocznicę upadku muru. Skomplikowany tytuł "V (F) ICD - 10. Transformacje" odnosi się do międzynarodowej statystycznej klasyfikacji chorób, dział zaburzenia psychiczne/zaburzenia zachowań. Autor Artur Pałyga, który przez wiele lat pracował z upośledzonymi psychicznie jak i fizycznie, opisuje historyczne przemiany społeczeństwa z perspektywy tychże ludzi. Lesiu, który jest niewidomy i głuchoniemy, wyczuwa zmiany zmysłem węchu: nowe ulice, kiełbasę, skórzane torby, wszystko pachnie inaczej niż kiedyś, kiedy było więcej much i więcej zapachów. Teresa ze skrajnie komunistycznej rodziny załamuje się psychicznie widząc, jak jej ojciec drze na kawałki swą legitymację partyjną: moment ten rujnuje jej tożsamość, ucieka więc w przerażające urojenia. Kiedy Karol słucha radia, przemawia do niego Matka Boska, a Jerzy, choleryk, zwalcza nowe społeczeństwo zupełnie tak, jak robił to z poprzednim.

Siedem życiorysów-szkiców zagęszcza się ze sceny na scenę. We wspaniałej inscenizacji Pawła Łysaka natykamy się nie tylko na wariatów, ale również na ludzi jedynych w swoim rodzaju. Czasem można się z nimi utożsamić, innym razem nie - jak w życiu. Stwierdzenie "Kiedyś był system, teraz jest wolność" oznacza tu: "Kiedyś byłeś, gdzieś na skraju świata, w czarnej dziurze i przecież wciąż w niej tkwisz".

Przekład z niemieckiego: Iwona Nowacka

na zdjęciu: "V (F) ICD - 10. Transformacje" w reż. Pawła Łysaka, Teatr Polski w Bydgoszczy

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji