Artykuły

Czuć kawałek mięsa

- Krzysztof Warlikowski znalazł we mnie coś, co nazwałabym "izolacją Kalibana". Zdaje się, że właśnie to kocha polska publiczność. Tam, skąd pochodzę, nigdy nie czułam się kochana - mówi RENATE JETT, austriacka aktorka i pieśniarka.

Z Renate Jett [na zdjęciu] rozmawia Remigiusz Grzela:

Jak często zadajesz sobie pytanie: dlaczego Polska? Austriacka aktorka mieszkająca w Szwajcarii, bez żadnych polskich korzeni od ośmiu lat gra w Polsce po polsku, nie znając języka.

- Od niedawna uczę się polskiego. Wcześniej uczyłam się monologów fonetycznie. Tak... nie mam polskich korzeni, ale wiesz, nigdy nie wiadomo. Przyjechałam na zaproszenie Krzysztofa Warlikowskiego, który obsadza mnie w swoich spektaklach. Jego i Małgosię Szczęśniak, scenografkę, poznałam w Niemczech, uważam, że to światowi ludzie. Szybko się zrozumieliśmy. Dlaczego Polska? Może podświadomie poczułam, że ktoś wyciąga do mnie rękę.

Innym motywem jest możliwość pracy nad tematem Holocaustu, przeszłości mojego i twojego kraju, a nawet przeszłości mojej rodziny. Moja babcia mieszkała w Braunau. Jej najbliższym sąsiadem był Hitler. Dom Hitlerów stał obok. Moja rodzina nie chciała, żeby dzieci zadawały pytania albo odwiedzały miejsca, w których mieszkali dziadkowie. Rodzice powiedzieli mi, że babcia umarła, chociaż wciąż żyła. Nie wiem, jakie było zdanie babci na temat Niemiec, ich roli, wojny, Holocaustu, bo nigdy jej nie spotkalam.

Czy twoja rodzina była antysemicka?

- Mogę się tylko domyślać. Mój ojciec był - nawet nie podświadomie, ale nieświadomie - antysemitą. Nie znając Żydów, żydowskiej kultury, niczego, co wiązałoby się z Żydami... Ale coś się zmieniło w ostatnich latach. Chyba przechodzi jakiś proces. Całkiem niedawno powiedział mi, że odwiedził Muzeum Żydowskie niedaleko miasta, w którym mieszka. To duży krok (...)

Powiedziałaś mi wczoraj, że to, co dzieje się wokół twojego udziału w spektaklach Warlikowskiego, wokół płyty i koncertu, nie przydarzyłoby ci się w żadnym innym kraju.

- Na pewno nie przydarzyłoby mi się to w Austrii, skąd pochodzę. Nie przydarzyłoby mi się to także w Niemczech ani w Szwajcarii. W żadnym kraju niemieckojęzycznym. Może przydarzyłoby mi się to gdzieś... w Hondurasie.

Dlaczego nie w kraju niemieckojęzycznym?

- Bo tutaj jest Krzysztof Warlikowski. On widzi we mnie coś, czego nie widzą inni.

W krajach niemieckojęzycznych proponowano mi raczej stereotypowe role. Krzysztof znalazł we mnie coś, co nazwałabym "izolacją Kalibana", czyli izolacją obcego z "Burzy" Szekspira. To pozwoliło mi zajrzeć głębiej w siebie. Zdaje się, że właśnie to kocha polska publiczność.

Tam, skąd pochodzę, nigdy nie czułam się kochana. Krzysztof daje mi takie poczucie. W Austrii wspaniale pracowało mi się na przykład z Martinem Kuśejem i Georgiem Taborim, ale nigdy nie czułam się w ten sposób.

Czy to, co znalazł w tobie Warlikowski, znałaś już wcześniej?

- Czy ja się tym stałam teraz, czy może zawsze taka byłam? I jedno, i drugie. Zaczął się we mnie proces. Nie wiem, czy muszę to kontynuować. Czasami chciałabym, żeby to się skończyło.

Odnoszę wrażenie, że gdy dłużej przebywasz w Polsce, masz jej dosyć, ale gdy potem jedziesz do Niemiec lub Szwajcarii, mówisz to samo. W Szwajcarii wręcz rzuciłaś teatr w środku kontraktu.

- Odeszłam, bo ten teatr nic dla mnie nie znaczył. Nie umiem tylko grać. Teatr musi mnie rozwijać.

Gdy graliście w Austrii "(A)pollonię", żaden z krytyków nie zauważył twojego udziału w spektaklu. Jedyna Austriaczka w polskim zespole śpiewająca wstrząsające songi, które w Polsce zauważyły wszystkie recenzje, we własnym kraju nie została nawet zauważona. Jak to tłumaczysz?

- To mnie nawet nie zdziwiło. We Francji reakcja ludzi na mnie była niesamowita. Zaskakujące dla mnie, bo śpiewanie jest wciąż jak wycieczka (...) Austriacy w ogóle nie zareagowali na mój występ, a przecież mnie znają, grywałam w Wiedniu. Wyjechałam, więc już tam nie istnieję (...)

Teraz śledzę w prasie dyskusję na temat Romana Polańskiego i wydaje mi się, że na świecie panuje tendencja: "Chcesz więcej, masz więcej, jesteś czymś więcej - nienawidzę cię". Nigdzie jednak nie spotkałam się z tym tak mocno jak w Austrii. Poczucie własnej wartości jest tam bardzo nadwyrężone historią. Może to się bierze z niepewności? To przechodziło przez pokolenia. Nie wywodzi się z życia jednego człowieka, tkwi głębiej.

Czujesz się Austriaczką?

- Nie. Nawet nie chcę tam mieszkać. Jednak nie wiem, gdzie chcę mieszkać. Teraz mieszkam w Szwajcarii i jestem trochę roztrzęsiona po tym wszystkim, co Szwajcarzy zrobili Polańskiemu. Nie rozumiem, jak państwo może coś takiego zrobić artyście, którego zaprasza po odbiór nagrody za życiowe osiągnięcia (...)

Dzisiaj już umiesz rozmawiać ze swoim ojcem?

- Teraz już mam odwagę. Mam też poczucie, że nasze rozmowy są głębsze, choć wciąż są o niczym. Przeszłość jak zadra siedzi głęboko. Każdy mój ruch był oceniany. Każde moje spojrzenie. Ale nie z perspektywy miłości. Kiedy nie masz prawa pytać o cokolwiek, to o co spytasz później? Nawet teraz mam problem z zadawaniem pytań, dostrzeganiem, co się za czymś kryje, szukaniem przyczyn. Myślę, że to ma związek ze strachem przed karą.

Kiedyś na Facebooku napisałaś: "Mój ojciec prosi, żebym dołączyła go do grona przyjaciół".

- Napisałam też, że zaakceptowałam go jako przyjaciela.

Szanuję jego życie i to, przez co musiał przejść. Myślę, że nie zadzwoniłabym do ojca, gdyby było mi źle. Rozmawiamy, ale te rozmowy są bardzo ograniczone. Mówi o wojnie, o przeszłości, ale powierzchownie.

Był w SS?

- Nie. Kiedy kończyła się wojna, miał raptem 17 lat. Nie chce mówić o tym, co się działo. Jednak wspominał, jak trafił do obozu przejściowego. Został złapany przez Amerykanów. To musiało być dla niego bardzo ciężkie.

Złapali go, bo był żołnierzem?

- Tak. Opowiadał, że dostał tam w twarz od jakiegoś Żyda. Twierdził, że od tamtego momentu znienawidził Żydów.

To jego wyjaśnienie. Twierdził też, że nie wiedział o Holocauście. Ale tak mówi wielu ludzi. Nie wiem, gdzie się uchowali, że nie wiedzieli. To irracjonalne.

Powiedziałam: "Słuchaj, tata, skoro już wiesz, co się tym ludziom przytrafiło, możesz zrozumieć furię tamtego człowieka. Musisz dowiedzieć się więcej, musisz otworzyć oczy i umysł". Latami kłóciliśmy się na ten temat, krzyczeliśmy na siebie(...)

Nad tematem Holocaustu pracowałaś wcześniej z wielkim dramaturgiem i reżyserem węgierskim Georgiem Taborim.

- Pracowałam z nim przez trzy i pół roku. To był jego wielki research. Zrobiliśmy między innymi spektakl "Bom Guilty" (Urodzić się winnym). Może też urodziłam się z poczuciem winy?

Byłam w Szwajcarii, gdy zamknęli Polańskiego. Całą noc oglądałam filmy wideo o nim i o morderstwie jego żony Sharon Tate. Widziałam kobiety, które brały udział w tym morderstwie. Jedna trenuje psy, inna robi koce dla ludzi żyjących na ulicy. Chcą w jakiś sposób się odkupić. Oczywiście nie mogą już zmienić tego, co się stało. Ale to trochę tak, jakby oddawały coś społeczeństwu.

Jednak jeśli ty coś odkupiasz, to raczej przeszłość swojej rodziny?

- Dla mnie badanie tej przeszłości to badanie samej siebie.

Myślisz, że twoja muzyka zaczyna się właśnie w tym miejscu?

- Muzyka jest jednym z niewielu bogactw, które pochodzą ze zdrowego źródła.

A jednak słowa twoich piosenek są brutalne.

- Są okrutne. Właśnie pracuję nad muzyką, którą napisałam 15 lat temu. Wciąż te same tematy - brak miłości, seksualność... Ale też nadzieja na miłość.

Śmierć? Prawie każda twoja piosenka opowiada o dziewczynie, która chce umrzeć.

- Po raz pierwszy chciałam umrzeć, kiedy miałam 12 lat. Wybrałam się nawet w miejsce, z którego chciałam skoczyć. Uratował mnie jakiś Turek. Zrozumiał, że jestem w dramatycznym momencie życia, i porozmawiał ze mną.

Jak dziś, kiedy jesteś dojrzałą kobietą, patrzysz na tę młodą dziewczynę, o której śpiewasz?

- Wciąż widzę ją bardzo zranioną. Niepewną. "Chciałam tylko czuć kawałek mięsa". To też jeden z moich tekstów - "Kawałek mięsa we wstydzie".

Co to znaczy?

- Że nigdy jako dziecko nie mogłam wyrazić, kim jestem, może mojego erotyzmu. Od razu pojawiał się nóż. Czuję to do dziś. Kiedy jestem naprawdę szczęśliwa, pojawia się coś, co to niszczy. Jak nóż.

Wciąż jest w tobie tamta dziewczynka?

- Czasem jest bardziej spokojna, ale najczęściej przytłacza mnie, dojrzałą, starszą kobietę (...)

Kiedy rozmawialiśmy po spektaklu "(A)pollonia", powiedziałaś, że śpiewałaś dla swojej matki.

- Nagle bardzo silnie poczułam jej obecność. Niedawno znów graliśmy "Oczyszczonych" we Wrocławiu. Zaczęłam monolog i naraz - pierwszy raz w życiu - pustka. Dziura, brak tekstu. Koszmar. Nagle pojawił się w moim umyśle obraz z przeszłości: ojciec i jego znajomy zabierają mnie w góry. Byłam bardzo mała, a ten znajomy trzymał mnie nad 500-metrową przepaścią. Mogę pokazać ci tę górę, mam zdjęcie, na którym przyciąga mnie z powrotem do siebie. W głowie pojawiło mi się to zdjęcie, ale też pewne uczucie. Przez cały spektakl trwałam w tej chwili. Powiedziałam ci, że zagrałem "(A)pollonię" dla mojej matki, bo ona była obecna we mnie. Poszłam za tym uczuciem. Głęboko. Poczułam jej zrozumienie. Czułam, jakbym przez cały spektakl była w szoku.

W jaki sposób powstawała muzyka do "(A)pollonii"? Wspólnie z Pawłem Mykietynem jesteś jej kompozytorką.

- Improwizowaliśmy razem. Kiedy przyjechałam do Polski pracować nad muzyką, to było w ubiegłym roku, trafiłam do ciemnej, głębokiej dziury. Jakbym wpadła w depresję. Aż nagle pojawiły się teksty piosenek, które mnie z niej wyciągnęły.

Kiedy przyjechałaś do Polski, żeby pracować nad muzyką do spektaklu, szukałaś oryginalnej muzyki z warszawskiego getta.

- Tak, szukaliśmy piosenek śpiewanych w getcie. Wybraliśmy "Ostatnią niedzielę". To piosenka, która w ogóle przeszła przez wiele momentów w historii, wiele kultur i przetrwała do dziś. Ma w sobie coś niewytłumaczalnego. Najpierw była samobójczym tangiem. Wiem, że był też zakaz śpiewania drugiego wersu. Muzyczna tajemnica.

Lubisz mieszkać w samochodzie?

- Mogę odjechać, kiedy chcę. Od 12 lat mam psa Soukie, dla niej wybrałam samochód. Nie podróżuję samolotami. Samochód daje wolność, pozwala zatrzymać się, gdzie chcesz. Mogę usiąść na słońcu bez szukania pretekstu.

Oczywiście, mam mieszkanie, ale to nie jest mój dom. Zawsze marzyłam o domu z ogrodem, ale nie udało mi się tego zrealizować. O ogród trzeba dbać. Lubię podróżować, ale czasem już sama nie wiem, gdzie jestem.

Śpiewasz: "Pozwól mi odejść, pozwól mi odejść [Let me go]".

- To piosenka o wykorzystywaniu.

A "równowaga jest zamrożona"?

- Lód, zimno.

"Ciała nie zapominają"? To również wers z twojej piosenki.

- Wszystko, co ci się przytrafiło, dobre i złe, jest zapisane w ciele. Ludzie próbują się wyleczyć alkoholem, pigułkami, narkotykami, bo nie umieją czytać ciała. Czytałam wiele książek terapeutycznych, chodziłam na terapię. Dzisiaj wiem, że są miejsca, których nie można wyleczyć.

Czy songi, które śpiewasz w "Oczyszczonych", też są śpiewane przez tę dziewczynkę z zimnego austriackiego domu?

- Dziecko jest bezbronne w rękach innych. Masz szczęście, jeśli są troskliwe. Jeśli nie masz szczęścia, nikt ci nie pomoże. Nie możesz powiedzieć: "Przepraszam, czy mógłbyś być delikatny, czy mógłbyś mnie nie bić?". Dziecko ma tylko oczy. Tak, byłam ofiarą.

0 tym zaśpiewasz na swoim warszawskim koncercie?

- Tak. Zaśpiewam o tej dziewczynce. Zaśpiewam swoje piosenki z "Oczyszczonych", z "(A)pollonii" i te, których nie znasz.

Również po niemiecku?

- Jedną piosenkę. To nie jest język, w którym chcę śpiewać. Brakowałoby mi dystansu do siebie.

Co jest przed tobą?

- Jadę do Paryża. Krzysztof zaproponował mi pracę w spektaklu "Tramwaj zwany pożądaniem" w teatrze Odeon z Isabelle Huppert i Andrzejem Chyrą. Potem chyba coś wyreżyseruję. Ktoś zaproponowało mi zrobienie spektaklu, którego tematemjest "after party" jako metafora życia. Sama myślę, że jestem już po imprezie. Z drugiej strony zawsze czuję się, jakbym stała na krawędzi świata.

Czujesz się jak hipiska?

(śmiech) - Przestałam palić zioło. Czasem czuję się jak hipiska. Czasem jak punk. Czasem jak dama.

***

Koncert Renatę Jett "Jett Live"23 października w warszawskim klubie Palladium, ul. Złota 7/9

***

Renate Jett jest bohaterką książki Remigiusza Grzeli "Hotel Europa. Rozmowy", która ukaże się wkrótce nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka

***

Renate Jett

- mieszkająca w Szwajcarii austriacka aktorka i pieśniarka (jej głos i interpretację porównuje się do Bjórk), jedna z najbardziej charyzmatycznych aktorek w zespole Krzysztofa Warlikowskiego. W Polsce w spektaklach Warlikowskiego stworzyła wiele wybitnych kreacji, m.in. Kalibana w "Burzy" Szekspira (za tę rolę dostała Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza), Meszulacha w "Dybuku" wg An-skiego i Hanny Krall. Uznanie krytyków zyskała też za monolog otwierający spektakl "Oczyszczeni" wg Sarah Kane i songi śpiewane w spektaklach "Oczyszczeni" i "(A)pollonia". Nie znając polskiego, ale pracując w polskim teatrze, uczyła się tekstów ról fonetycznie. Nagrała płytę wspólnie z Pawłem Mykietynem, a także przygotowała autorski projekt "Jett Live". Z Krzysztofem Warlikowskim pracowała też poza granicami kraju, m.in. w Niemczech i we Francji. Od lat z sukcesem reżyseruje. Powierzono jej m.in. reżyserię "Romea i Julii" Szekspira w Maputo w Mozambiku oraz "The Man Who" Petera Brooka i "Bachantek" Eurypidesa - oba spektakle w Grecji. Przez lata była asystentką legendarnego dramaturga i reżysera Georga Taboriego.

Całość w Wysokich Obcasach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji