Artysta barokowy
- Większość prac Kołodzieja była wręcz monumentalna. Jednocześnie mogły spokojnie funkcjonować jako dzieło samo w sobie, choć zawsze odnosiły się w jakiś sposób do dramatu. W twórczości Mariana Kołodzieja zawsze uderzało mnie to, że tworzył poza współczesną mu, a przez te lata zmieniającą się, stylistyką, pozostawał zawsze wierny swojej, łatwo rozpoznawalnej stylistyce. Coś takiego cechuje wyłącznie artystów wybitnych - mówi prof. Anna Kuligowska-Korzeniewska Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Rozmowa o Marianie Kołodzieju z teatrolog prof. Anną Kuligowską-Korzeniewską [na zdjęciu]:
Mirosław Baran: Zna pani profesor spektakle teatralne ze scenografią Mariana Kołodzieja?
Anna Kuligowska-Korzeniewska: - Widziałam wiele jego scenografii, zarówno w Warszawie, gdzie Marian Kołodziej często pracował, jak i w gdańskim Teatrze Wybrzeże. Zapamiętałam szczególnie dwie. Pierwsza z nich to scenografia do przedstawienia "Termopile polskie" Tadeusza Micińskiego w reżyserii nieżyjącego już Marka Okopińskiego [premiera w 1970 roku w Teatrze Wybrzeże - red.]. Do dziś pamiętam ich duszną, mroczną, przytłaczającą atmosferę, rodzaj porażającej groteski. Druga praca to oczywiście "Tragedia o bogaczu i Łazarzu" w reżyserii Tadeusza Minca [premiera 1968 w Wybrzeżu - red.]. To niesamowita, monumentalna, efektowna scenografia, która musiała pozostać w pamięci każdemu, kto ją zobaczył. Tu należy użyć zwrotu "barokowość", którym często określano teatralną twórczość Mariana Kołodzieja. Jego scenografie zawsze były eklektyczne, ale same w sobie niezwykle spójne.
Oglądając zdjęcia ze spektakli ze scenografiami Kołodzieja od razu zwracam uwagę na ich totalność. Obecnie praktycznie nie spotyka się takich dzieł.
- Faktycznie. Większość prac Kołodzieja była wręcz monumentalna. Jednocześnie mogły spokojnie funkcjonować jako dzieło samo w sobie, choć zawsze odnosiły się w jakiś sposób do dramatu. Choć stanowiły jeden z elementów przedstawienia, były jednocześnie odrębne. W twórczości Mariana Kołodzieja zawsze uderzało mnie to, że tworzył totalnie poza współczesną mu - a przez te lata zmieniającą się - stylistyką, pozostawał zawsze wierny swojej, łatwo rozpoznawalnej stylistyce. Coś takiego cechuje wyłącznie artystów wybitnych. Ale nie oszukujmy się - całe dekady świetności Teatru Wybrzeże w Gdańsku to w ogromnym stopniu zasługa Mariana Kołodzieja. Pamiętam też, jakim ogromnym szokiem było dla mnie pierwsze zetknięcie z jego pracami plastycznymi. W pewien sposób stanowiły przeciwieństwo jego scenografii: utrzymane przede wszystkim w szarościach, niezwykle osobiste. Kołodziej poruszał w nich temat obozowy, wspominał koszmar Auschwitz. Po tym, jak znałam jego scenografie, uderzyła mnie ich prostota.
Poznała pani Mariana Kołodzieja osobiście?
- Tak, ale stało się to dość późno, jak Kołodziej był już bardzo chory i praktycznie nie tworzył. Pamiętam jego żonę Halinę Słojewską, która przy każdym spotkaniu powtarzała "Marian czuje się już lepiej". Powinniśmy jednak zapamiętać go jako wielkiego artystę. Bo niewątpliwie takim był.
* Prof. Anna Kuligowska-Korzeniewska - historyk teatru, wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie oraz Uniwersytetu Łódzkiego.