Artykuły

Beniowski

Udając się do Teatru Narodowego na przedstawienie re­żyserowane przez Adama Ha­nuszkiewicza, na długo przed spektaklem przeżywa się ów dreszczyk emocji, poprzedza­jący wszystkie nadzwyczajne wydarzenia, o których wiemy, że nie zawiodą naszego ocze­kiwania i pozwolą wziąć udział w czymś nadzwyczajnym, je­dynym w swoim rodzaju, w jeszcze jednej życiowej przy­godzie. Ktoś wyraził się, że Hanuszkiewicz jest reżyserem kipiącym od pomysłów. Ładne to i gładkie zdanie, ale spły­cające pracę reżysera.

Hanuszkiewicz jest twórcą, każda sztuka wyreżyserowana przez niego nabiera nowych wartości sce­nicznych, dramaturgicznych, arty­stycznych. Jest twórcą obdarzo­nym rzadkim talentem: umiejętnością ukazywania człowiekowi współczesnemu każdego dzieła w sposób współczesny, trafiania przez układ tekstu, reżyserię, grę aktorską w psychikę dzisiejszego człowieka, w jego serce. Ten nad­zwyczajny talent Hanuszkiewicza potwierdził się już w wielu sztu­kach: w "Hamlecie", "Norwidzie", w "Panu Tadeuszu", i teraz peł­nym blaskiem zajaśniał w "Be­niowskim".

Dzięki Hanuszkiewiczowi Teatr Narodowy stał się w pełni tego słowa znaczeniu teatrem narodowym, oddziałującym i

wychowującym, przypominającym i odkrywają­cym jeszcze raz, od nowa, ina­czej i pełniej dzieła, które w historii myśli narodowej były zawsze diamentami czystej wody. Rzadka to dziś okazja przeżywać w teatrze wzrusze­nia zbiorowo, w głębokiej ci­szy, w której chce się uciszyć własne serce, bo za głośno ko­łacze i może zagłuszyć słowa biegnące ze sceny. A tak prze­cież odbiera się "Beniowskiego"!

"Beniowski" Juliusza Sło­wackiego jest poematem, do którego zostały wplecione fragmenty z ,,Księdza Marka", "Zawiszy Czarnego", "Poema­tów Piotra Dantyszka" i z "Marii Stuart", fragmenty li­stów poety i teksty norwidow­skie. Całość tekstu ułożył, a następnie wyreżyserował Adam Hanuszkiewicz, scenografię zaprojektował Marian Kołodziej, muzykę dobrał i ułożył Andrzej Kurylewicz, a układ pojedynków opracował Waldemar Wilhelm.

Słowacki pisząc "Beniowskiego" miał na celu nie tylko ukazanie dziejów krewkiego szlachcica, młodego i dzielnego, nie tylko rozprawienie się przy tej okazji z krytykami (ileż zabawnych aluzji, które i dzisiaj są aktualne), ale przede wszystkim mówienie o Polsce o Narodzie... To "mówienie" o Polsce i Narodzie napisane cud­nymi strofami wiersza zawiera w sobie najpiękniejszy i bodajże największy ładunek romantyzmu. To cały Słowacki, przepojony miłoś­cią do ojczyzny, cierpiący Jej cierpieniem, a jednak mimo nie sprzyjających warunków politycz­nych, w jakich znalazł się nasz kraj, mimo ucisku, w jakim żył naród, nadzieja, wiara (mistycz­na), jaka tkwiła w sercu poety miała tak wielką siłę, tak potężną wymowę, że i dziś wstrząsa ser­cem współczesnego człowieka.

Taka to już siła tkwi w na­szych poetach romantyzmu, takie ukochanie Ojczyzny! Piękną oprawę dał przed­stawieniu Marian Kołodziej, który rzucił na scenę dywan ogromny i piękny jak łąka, a błękitny horyzont, na którym step daleki, przeciął ogromnym pasem słuckim, spływają­cym łukiem ku ziemi. Wspaniała dekoracja, która znako­micie potrafiła oddać nastrój poematu!

No i sama gra aktorów: Maurycym Beniowskim jest Daniel Olbrychski i jest taki, jaki był Beniowski Słowackiego - "do tańca i do różań­ca", do szabli i do dziewczyny. Olbrychski w roli Beniowskie­go dał pokaz najlepszej gry aktorskiej, wycyzelowanej, a jednocześnie jakże prostej, na­turalnej, swobodnej, a jednak pełnej temperamentu i humo­ru. Wśród ogromnej plejady aktorek i aktorów można wy­mienić najlepszych wśród do­brych, cały bowiem zespół grał znakomicie. Interesującą kreację Księdza Marka stwo­rzył Mariusz Dmochowski, Anielą była Joanna Sobieska, a Ludwiką Ewa Wawrzoń, Zofia Kucówna jako Matka Boska Poczajowska zagrała wzruszający epizod. W szeregu następujących po sobie scenach było wiele zasługujących na specjalne podkreślenie, między innymi kapitalna wprost scena walki Beniow­skiego z Tatarami i ataku ka­walerii (na krakowskich laj­konikach), scena baletowa z gołębiami Adam Hanuszkie­wicz był tym, który wiązał słowem scenę ze sceną, ko­mentował, dowcipkował, a na­wet i ironizował. I trzeba przyznać, że ta potężna orkie­stra aktorów, ta ogromna, przepiękna muzyka słów mu­siała mieć swego utalentowa­nego dyrygenta właśnie w osobie Hanuszkiewicza.

Była także i muzyka naj­prawdziwsza, chopinowska, mozartowska, dyskretnie ilustrująca sceny, była także jak zwykle melodyjna, łatwo wpa­dająca w ucho muzyka same­go Andrzeja Kurylewicza. Jest to piękne, niezapomnia­ne przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji