POŻEGNANIE: Witold Gruca (1927-2009)
WITOLD GRUCA był jednym z najwybitniejszych tancerzy polskich okresu powojennego, choreografem, pedagogiem. Natura obdarzyła Go ogromnym talentem i pięknymi warunkami zewnętrznymi. Wszystkie Jego kreacje baletowe były jednocześnie wspaniałymi rolami dramatycznymi lub komediowymi. Kiedy wchodził na scenę, elektryzował widownię.
Natura obdarzyła Go ogromnym talentem i pięknymi warunkami zewnętrznymi. Wszystkie Jego kreacje baletowe były jednocześnie wspaniałymi rolami dramatycznymi lub komediowymi. Kiedy wchodził na scenę, elektryzował widownię.
Wcześnie zetknął się z teatrem i pokochał go na zawsze. W szkolnych przedstawieniach grywał główne role. W czasie okupacji zapisał się na kursy tańca klasycznego w Krakowie, gdzie pod przykrywką szkoły baletowej prowadzono konspiracyjny teatr dramatyczny. Jego osobowość kształtowali wielcy artyści: Zofia Jaroszewska, Maria Dulęba i Władysław Woźnik. Na tancerza kreowali Go Barbara Karczmarewicz i Leon Wójcikowski.
Po wojnie związał się z Teatrem Ziemi Opolskiej. Tam odnosił sukcesy jako aktor w teatrze dramatycznym. Karierę tancerza rozpoczynał w Operze Wrocławskiej. Potem został pierwszym solistą Opery Poznańskiej. Na tej scenie tańczył porywająco Pawia w "Pawiu i dziewczynie" oraz Arlekina w "Karnawale" Schumanna. Były to lata 40. Wtedy zaczęła się nasza znajomość, która przerodziła się w przyjaźń. W latach 50. zjechał do Warszawy. Jego rola Romea w balecie Prokofiewa "Romeo i Julia" u boku Barbary Bittnerówny na scenie Opery Warszawskiej przy Nowogrodzkiej postawiła Go w rzędzie najwybitniejszych tancerzy młodego pokolenia. Na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Vercelli otrzymali z Bittnerówną najwyższą nagrodę - Primo Premio Assoluto - oraz zaproszenie na występy zagraniczne. W Londynie tańczył przed rodziną królewską w Covent Garden.
Tańcząc, przemierzyli świat od Stanów Zjednoczonych po Związek Radziecki, wszędzie entuzjastycznie przyjmowani. Na kilka lat oboje pożegnali się z Operą Warszawską i stworzyli duet Bittnerówna - Gruca. Prezentowali minibalety oparte na nowoczesnych formach.
Kiedy Opera przeniosła się do Teatru Wielkiego, Witek tańczył olśniewająco Dyla Sowizdrzała, Pietruszkę, Fauna w "Popołudniu Fauna", Sancho w "Don Kichocie", Mefista w "Panu Twardowskim" i rewelacyjną, zupełnie inną od wszystkich partię Wdowy w "Córce źle strzeżonej". Stanowisko pierwszego tancerza już Mu nie wystarczyło. Został pierwszym choreografem Teatru Wielkiego. Nadal tańczył i przygotowywał układy choreograficzne do baletów i oper. Balety to: "Pan Twardowski" Różyckiego, "Stanisław i Anna Oświęcimowie" Karłowicza, "Wesele w Ojcowie" Kurpińskiego, a opery to m.in.: "Aida", "Halka" i "Straszny dwór". Na Scenie Kameralnej wystawił jako pierwszy "Mandragorę" Karola Szymanowskiego.
W 1997 r. w Teatrze Wielkim świętował 50-lecie pracy artystycznej i 70-lecie urodzin. Cały czas był czynny. Bez pracy nie mógł żyć.
Długie lata związany był z zespołem Gawęda, współpraca z młodymi ludźmi dawała Mu ogromną radość. Łączyły Go przyjacielskie więzy z Teatrem Żydowskim i Teatrem Syrena. Teatry całej Polski zapraszały Go do współpracy. Pracował dla telewizji i dla filmu. Zrealizował wraz z reżyserem Jackiem Szmidtem filmową wersję "Harnasi" Szymanowskiego. Zagrał w kilku filmach, m.in. w "Trzech krokach do miłości".
Mieszkał na Mokotowie. Często można było Go spotkać w okolicach al. Niepodległości na spacerze z ukochanym psem przybłędą, którego nazwał Merdek.
Ostatnie lata spędził w Domu Aktora w Skolimowie. Chory i zmieniony, poruszający się za pomocą balkonika zagrał ostatnią rolę w filmie Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór".
Żegnaj, kochany Wiciu!