Artykuły

Chopin na Targówku

Legenda głosi, że nie­wiele brako­wało, by Cho­pin wybrał się do Ameryki. Autor scena­riusza, inspi­rowany po­mysłem Sta­nisława Dygata i Andrzeja Jareckiego, wyobraził sobie, że tak się stało. Ameryka, po której Chopin podróżuje, jest mniej więcej współczesna. Oczywiście nikt go tam nie zna, ale za to brzmienie nazwiska, wygląd, talent, przedstawicielom rozmaitych grup etnicznych z czymś się kojarzy. Dostrzega­ją w nim pozytywne ślady własnych nacji.

Spotkania z różnymi ludźmi i miejscami są pretekstem do inscenizowania piosenek o roz­maitej stylistyce: country, gospel, musical itd. Jak na Rampę, spektakl jest dosyć statyczny. Po­za tym, wszystko wygląda tak jak się można by­ło spodziewać. Piosenki są starannie wyćwiczo­ne, scenografia jest prosta, funkcjonalna i dowcipna. Również i tym razem Strzelecki wpadł na zabawny sposób komentowania własnego spektaklu. Wszystkie mówione i śpiewane te­ksty są autorstwa reżysera. Nie brakuje w nich inteligentnych spostrzeżeń i dobrych dowcipów. Kompozytorów muzyki jest kilku. Większość z nich to podmęczeni zawodowcy z drugiej ligi.

Spektakl jest dosyć zabawny, a w kilku miejscach, imponują wspaniałe pomysły reży­sera. Tylko pod koniec, gdy na scenie pojawia się postać Kościuszki, który do musicalowej beztroski stara się wprowadzić poważniejsze refleksje, zaleciało mentorstwem Hanuszkiewi­cza. Ale za moment reżyser każe wzruszone­mu Chopinowi zapłakać łzami w postaci ku­lek ugniecionych ze złotej folii i wszystko wra­ca do komediowej normy.

Widowisku trudno coś szczególnego zarzu­cić, ale odnoszę wrażenie, że zespół zamiera w rutynie. Więc raczej się nudziłem. Najlepsze z dotychczasowych spektakli Rampy zasadzały się na przewrotnym inscenizowaniu superprzebojów sprzed lat. Żadnego własnego hitu ten zespół nigdy nie wylansował. Jak na teatr mu­zyczny, to poważny mankament. Z każdego wi­dowiska powinno jednak coś pozostać. Taka zasada obowiązuje na świecie.

Oryginalnym piosenkom kompozytorów i autorów związanych z tym teatrem zawsze odrobiny czegoś brakuje. A najbardziej - sugestywnych artystycznie tekstów. Teksty Strzelec­kiego, choć zawsze sensowne, są jednak zbyt przegadane i pozbawione cienia autentycznej poezji. W dodatku, oprócz Anny Ścigalskiej, pozostałym aktorom Rampy tylko wydaje się, że śpiewają świetnie, w dowolnym stylu.

Gdyby w Rampie od czasu do czasu pojawia­li się jacyś naprawdę nowi, o mniej tradycyj­nych gustach, współtwórcy widowisk - byłoby ciekawiej i pożyteczniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji