Artykuły

Mały krok w tył

"Orfeusz i Eurydyka" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Tadeusz Płatek w Gazecie Krakowskiej.

Pierwsza w tym roku premiera - ,Orfeusz i Eurydyka" Ch. W. Glucka w reżyserii Włodzimierza Nurkowskiego - jest argumentem dla tych, którzy twierdzą, że w krakowskiej Operze nie można spodziewać się nowatorskich, inspirujących inscenizacji.

Ja się do nich nie zaliczam. Pamiętam świetny ,Gwałt na Lukrecji". Pamiętam rozdmuchane ,Rigoletto", które oglądało się jednym tchem i które było doskonałym pretekstem do dyskusji. Wreszcie zdruzgotany przez krytykę miesiąc temu ,Straszny dwór" - widowisko lekkie, łatwe i przejemne, które krakowska publiczność już zdążyła polubić. Każde z wymienionych przedstawień budziło moje wątpliwości, widziałem jednak, że choć powoli, Opera w Krakowie nabiera kolorów, ciągle czymś zaskakuje.

Z tym większym rozczarowaniem oglądałem ,Orfeusza i Eurydykę". Spektakl był nużący, nielogiczny, a jeśli skłaniał do refleksji, to jedynie sarkastycznych. Trudno mi zrozumieć, dlaczego reżyser wręczył Orfeuszowi (Alicja Węgorzewska-Whiskerd) nowożytną harfę. Czy wyobrażał sobie, że heros mógłby ciągnąć tak ogromny i ciężki przedmiot do Hadesu?

Sam Orfeusz wydawał się troszkę zagubiony, przez cały czas w centrum sceny, w koło Macieju okrążany. Najpierw przez Amora (Katarzyna Oleś-Blacha wykonała swoją partię z lekkością i dowcipem), którego kostium wprawił część publiczności w osłupienie. Czy czerwona, wieczorowa (?) suknia i tegoż koloru szal, którym biednego Orfeusza Amor omotał, aby go następnie ,rozmotać", symbolizować miały usidlenie pod skrzydłami miłości? Jeśli tak, to dlaczego, przecież tej miłości miał aż nadto?

Choreografia była, delikatnie mówiąc, nieprzemyślana. Furie, zamiast wywoływać przerażenie, rozmywały się w chaotycznych gestach, a baletnice, podobnie jak Eurydyka (Joanna Tylkowska również musiała do znudzenia krążyć wokół Orfeusza) w strojach panny młodej, na nowo zdefiniowały pojęcie tautologii. Pozostałe kostiumy i scenografię przemilczę.

Choć wykonywanie Glucka na współczesnych instrumentach, przez muzyków wychowanych w estetyce romantyzmu, zawsze będzie kompromisem, orkiestra zdała egzamin. Piotr Sułkowski (dyrygent) utrzymał wysokie tempo i starał się wydobywać niuanse dynamiczne. Na uznanie zasługuje postawa Alicji Węgorzewskiej-Whiskerd, która mimo choroby zdecydowała się wystąpić, choć wiedziała, że będzie musiała zmierzyć się z partiami wykonywanymi na leżąco i siedząco.

,Orfeusz i Eurydyka" to niewielki krok w tył. Na tyle niewielki, by nie zabić we mnie nadziei na spektakle odkrywcze i kontrowersyjne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji