"Odprawa posłów greckich" w Toruniu
Wielka Sala ratusza toruńskiego. Belkowany strop zdobiony polichromią. Na ścianach galeria portretów dawnych burmistrzów i rajców. Nad portretami tarcze herbowe toruńskich patrycjuszy. Przez kilka wieków w Wielkiej Sali odbywały się uroczystości miejskie. Tutaj wybierano radą miejską i ławę sądową. Tutaj wybitni przedstawiciele miasta i ziem okolicznych składali przysięgi na wierność królowi. W tej sali każdy król, który po raz pierwszy do miasta Torunia przyjeżdżał, na specjalnym podwyższeniu, pod baldachimem, spożywał publicznie posiłek. W roku 1645 w Wielkiej Sali odbyło się Colloquium Charitativum, czyli synod generalny, zwołany z inicjatywy ówcześnie panującego monarchy, Władysława IV, mający na celu pogodzenie wyznań: katolickiego, kalwińskiego, luterańskiego i braci czeskich, Wielka Sala, zwana Mieszczańską, była świadkiem ogromnej potęgi i niezawisłości toruńskich mieszczan. Była również świadkiem wydarzeń bardziej prozaicznych i mniej podniosłych. W dni powszednie w jej pomieszczeniach sukiennicy rozkładali swoje kramy, a w niedziele odbywały się tu zabawy, gry towarzyskie oraz turnieje rycerskie. Dnia 24 czerwca w Wielkiej Sali aktorzy białostockiego Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki odegrali "Odprawę posłów greckich" Jana Kochanowskiego.
Jest niecała godzina do rozpoczęcia spektaklu. Artyści przebierają się wśród muzealnych eksponatów. Ostatnia, krótka próba muzyczna. Janusz Pawluk, zastępca dyrektora, sprawdza, czy krzesła stoją równo, czy dekoracje są na swoim miejscu. Tak zawsze robił przed spektaklami Andrzej Witkowski. Pawluk niejako mechanicznie powtarza te gospodarskie gesty. Witkowski leży od świtu w szpitalu. Podłączony do kroplówki, otoczony namiotem tlenowym. Walczy ze śmiercią.
Specyficzna jest publiczność toruńskiego festiwalu. Na spektaklu "Odprawy", gdzie ilość miejsc jest ograniczona, znaczną część widowni stanowią członkowie jury, recenzenci teatralni, dyrektorzy teatrów, aktorzy. Starają się siadać jak najbliżej trzech nieregularnych, drewnianych podestów, wokół których ustawiono krzesła. Scenografia spektaklu nie przesłania świetności sali. Wydaje się stanowić jej integralną część. Niektórzy widzowie usiedli na parapetach okiennych, inni chcą przystawić bliżej krzesła. Nie pozwolono na to. Spektakl ma bowiem ściśle wytyczoną geometrię. Wszystkie przejścia między krzesłami mają spełnić swoją funkcję w przedstawieniu.
Jest upał i ciężka psychicznie atmosfera spektaklu bez reżysera. Nadzieja, że w przyszłości można go będzie zagrać w przytomności twórcy, ale i przeczucie, iż stanie się to niemożliwe. Jedna z aktorek mdleje, odwożą ją na Pogotowie; wraca. Spektakl rozpoczyna się. Poprzez cichnący gwar sadowiącej się publiczności coraz wyraźniej słychać śpiewane przez aktorkę słowa pieśni: "Kto ma swego chleba ile człeku trzeba / może nic nie dbać o wielkie dochody". W Prologu tekst mówiony jest przez aktorów ubranych normalnie, tak jak my, widzowie. W sali ratuszowej staropolszczyzna Prologu brzmi naturalnie. A oto wchodzi Aleksander. Jest również chorus. Tragedia już się dzieje.
Siła przedstawienia Andrzeja Witkowskiego leży między innymi w tym, że nadał on patetycznemu tekstowi Jana Kochanowskiego wyraz dramatyczny. Dramat wybiega poza czas nieszczęsnych Priamidów i Polskę XVI-wieczną. Nabiera w spektaklu wymiarów uniwersalnych. W Wielkiej Sali ratusza toruńskiego odbywa się msza, msza obywatelska. Tekst, piękna muzyka, uroczyste wnętrze sali, prostota i elegancja strojów - czynią dostojeństwo obrzędu, sprzyjają jego rytmowi. Pewne znaczenie ma tu również publiczność spektaklu. Większość widzów doskonale zna tekst dramatu Kochanowskiego i dzieje bohaterów Homera. Zna przebieg akcji. Ich satysfakcja płynie stąd, że obrzęd został dopełniony właściwie, że znów poruszył w nich te zakamarki duszy i te tęsknoty, które na co dzień nie znajdują ujścia. W obrzędzie czas historyczny zostaje zatrzymany. Istotny jest czas mityczny, jednakowo ważny wszędzie. Dramat Kochanowskiego, oparty na "Iliadzie" Homera, nosi w sobie znamię mitu, mitu kultury europejskiej, wywodzącej się ze świata starożytnych Greków. Mitu - wiary w racjonalizm człowieka, w jego powinność obywatelską, wyrażającą się w myśleniu i działaniu na rzecz wspólnoty.
Pierwsze oklaski. Przerywają spektakl w bodajże najbardziej znanym miejscu sztuki. Mężczyźni z Priamem na czele idą na naradę. Naprzeciw nich kobiety - chorus grecki. To one, matki, żony, siostry, proszą i przestrzegają: "Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie, / a ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie" pamiętajcie "nie tak swe własne rzeczy / jako wszystek ludzki mieć rodzaj na pieczy". W Toruniu, którego mieszkańcy wnieśli tak wiele dorobku do kultury narodowej, w ratuszu, którego przeszło 700-letnia historia świadczy o wielkiej trosce o dobro ogółu, tekst ten brzmi niezwykle wiarygodnie. Jest przestrogą i przypomnieniem.
Przedstawienie odwołuje się również do innych warstw odbioru estetycznego i ideowego widza. Od początku wszak wiadomo, że na nic przydadzą się przestrogi Antenora. Fatum wisi nad Troją. Spektakl nabiera barwy śmiertelnej. Na scenie pojawiają się płaczki. Płonie kadzidło. Obraz zamienia się w pietę. Na podest padają gałązki ziół. Zioła symbolizują życie, jego nieustanne, coroczne odradzanie się. Ale te zioła palą się. Nie ma życia, zostało zniszczone. Symbolika przedstawienia, dziejąca się poza tekstem dramatu, uzyskana środkami teatralnymi, nadaje jeszcze jeden wymiar spektaklowi. Odwołuje się do najintymniejszych i podstawowych lęków człowieka. Na tym, między innymi, polega siła teatru, że pewne elementy różnych dziedzin sztuki, w połączeniu z innymi - uzyskują coraz inne i nowe cechy.
Jednak dla twórcy najważniejsza jest wymowa obywatelska przedstawienia.
Tymczasem toruńskie przedstawienie trwa. Rozbrzmiewają słowa pieśni Kochanowskiego, akcentowane przez Antenora: "Służymy poczciwej sławie, a jako kto może,/ niech ku pożytku dobra wspólnego pomoże". Działa magia tekstu renesansowego poety. Wychodzi na jaw tęsknota, nasza - ludzi XX wieku - za renesansową wszechstronnością, wiarą w ludzkie możliwości, tolerancją, umiłowaniem harmonii i piękna; przeświadczenie, że dobro jednostki łączy się z dobrem wspólnoty człowieczej. Publiczność żegna aktorów oklaskami. Aktorzy żegnają publiczność - współautorów wydarzenia teatralnego Teatr powinien uczyć.
Po przedstawieniu nie było fety. Około północy Halina Dobrucka, żona Andrzeja Witkowskiego, wróciła ze szpitala. Stan zdrowia jej męża nie uległ poprawie.
Jury XIX Festiwalu Teatrów Polski Północnej przyznało Andrzejowi Witkowskiemu nagrodę za inscenizację "Odprawy posłów greckich". Spektakl został nagrodzony jedną z trzech głównych nagród festiwalu - pucharem prezydenta Torunia. Nagrodzono również autora muzyki do "Odprawy", Tadeusza Woźniaka. Od lat białostocki Teatr Dramatyczny nie osiągnął w tak krótkim czasie tak wiele i nie zebrał na toruńskim festiwalu tak wysokich laurów. Ale Andrzej Witkowski, twórca tego obywatelskiego i artystycznego dokonania, nie zdążył się o werdykcie jury dowiedzieć. Obradowano już po jego śmierci.