Mądre i godne polskie theatrum
Na przedstawieniu "Odprawy posłów greckich" wchodzimy do kameralnej sali Teatru im.Al.Węgierki zupełnie odmienionej. Z małej salki udającej pudełkowy teatr wyrzucono kotary, deski, przepierzenia; odsłoniła się architektura ponad fundamentem i wrócił nastrój właściwy sztuce. Po dwóch stronach naprzeciw siebie rzędy ław. Między nimi główny podest, na nim tronowe krzesło dla Priama, ubranego w polski strój. Nie opodal przedsionek pomieszczenia Heleny, porwanej przez Aleksandra syna Priamowego z Grecji do Troi. Reszta miejsc gry rozrzucona będzie miedzy widzami w pozostałej wolnej przestrzeni i pod ścianami. Sala powoli zapełnia się publicznością, która wchodzi niepewnie pod belkowane sklepienie, mija rozwieszone pęki ziół, czosnku, cebuli - swojski wyraz domostwa, co już królewskie, lecz jeszcze pamięta swój pospolity rodowód.
Kształt sali, jej wystrój i atmosfera narzuciły rozwiązania reżyserskie i równocześnie dały się nagiąć do pewnych założeń inscenizacyjnych. Wszystko umowne, najkonieczniejsze, przemyślane do najdrobniejszego szczegółu faktury i koloru, pełne finezyjnych odwołań do renesansu i nawiązań do współczesności, w której to, co dawne, żyje do dziś, otacza nas na co dzień, towarzyszy nam, choć jego obecność, jego istnienie odsłania dopiero teatr. W tym przedstawieniu jest to dekoracja Zofii de Ines-Lewczuk, nasycona brązami i połyskująca starym złotem, to kostiumy o zgaszonym błękicie i poszarzałej czerwieni, to rekwizyty z naszych pól, pachnące dostatkiem, podnoszące nastrój bliskości rzeczy, o które idzie tu sprawa prywatna i publiczna.
Współgra w nastroju muzyka Tadeusza Woźniaka i śpiew, które stanowią ogromny walor tej realizacji. Są w nich motywy renesansu i przechowana do naszych czasów ludowość, są dźwiękonaśladowcze efekty ilustracyjne i przyciszony patetyczny podgłos spraw jakby z dawnych odtwarzanych płyt. I przedstawienie zaczyna się jakby niepostrzeżenie właśnie od muzyki, od balladowo śpiewanej przez Halinę Krawczyk "Pieśni XIX z Pleśni Wtórych" Kochanowskiego. Ważkie słowa o godności ludzkiej, o czynach, które mogą przetrwać - śpiewa ona z zadumą zaprawioną smutkiem, może z odrobiną melancholii, a może z rezygnacją? W finale pieśni podejmie chór - wzmocni je w sile wyrazu, podniesie wymiar w zbiorowym śpiewie, wyrażającym wspólnie przeżyte doświadczenie!
"Odprawa" bowiem tylko z pozoru mówi o dawnym porwaniu Heleny i o nieprawościach; które, decydując o jej zatrzymaniu w Troi, ściągnęły na kraj wojnę, śmierć najlepszych synów i całkowitą zatratę. W istocie jest to potępienie przywar jej obywateli, nierządu jej królestwa - symptomów rozkładu naszej Rzeczypospolitej szlacheckiej, dostrzeżonych przez poetę na dwa wieki przed upadkiem, w okresie pełnego rozkwitu i bogactwa. Tak bowiem swoją obywatelską służbę rozumiał, jak wielu po nim, nasz największy poeta renesansu. Nie nagradzane obywatelskie cnoty: uczciwość, prawość, rozwaga, bezinteresowność, nie karane gwałty i prywata, przekupstwo i demagogia - prowadzą do niesprawiedliwości, ta do bezprawia, to do rozdźwięków między władcą a poddanymi, razem do niezgody i zguby.
Przedstawienie białostockie Andrzeja Witkowskiego żarliwie i namiętnie, choć spokojnie i z rozwagą przypomina słowami Kochanowskiego te obywatelskie cnoty, gani wichrzycielskie występki, nawołuje do posłuchu dla rzetelnej rady stanu i wytrwałej służby publicznej. Czysta aktualność, szlachetność myśli i zamiaru, klasyczny umiar inscenizacji, wyrafinowany rygor reżyserii jest poważnym osiągnięciem tej pierwszej pracy Andrzeja Witkowskiego w Białymstoku i pierwszej próby nowego teatru pod jego dowództwem. Podporządkowali mu się, acz nie bez widocznych sprzeciwów, aktorzy młodzi i doświadczeni, z dawna pracujący w Białymstoku i nowi, ci co grali dotychczas bohaterów i których losem były przysłowiowe ogony - wspólnym wysiłkiem stworzyli przedstawienie stanowiące godny początek sezonu.
Dzieło bardziej recytacyjnie-rapsodyczne niż w pełni grane, ale z momentami, w których do głosu dochodził delikatnie winkrustowany psychologizm. W całości zespołu aktorskiego, z którego wszyscy niemal z konieczności zmuszeni byli wystąpić wbrew swoim warunkom fizycznym, wyróżniłabym butnego i zadufanego Parysa Wojciecha Kalinowskiego oraz przejmującą do żywego Kassandrę Asji Łamtiuginy. Choć każdy z aktorów miał i wypełniał przewidziane mu w inscenizacji miejsce, jak istotnie prawdziwie przerażone Helena Ireny Kulickiej i Pani Starsza Barbary Jakubowskiej, Ulisses Juliusza Przybylskiego, Menelaus Andrzeja Karolaka, Poseł Parysów, Rotmistrz, a zwłaszcza przewodniczka chóru panien trojańskich Maria Chodecka. W przedstawieniu, które oglądałam, recytacje horusa brzmiały jeszcze nierówno, a Krzysztof Ziembiński jako Antenor za wiele starał się przeżywać i mówił stanowczo niepowściągliwie. Taka mowa może byłaby na miejscu, gdyby grał Parysa. Racje, które reprezentuje w przedstawieniu, wykładać się powinny spokojnie, bez wrzasku i podniecenia, jak przystało na uczciwość, prawość, rozwagę. Najmocniej oprócz "Pieśni o dobrej sławie" zabrzmiały sceny zbiorowe, w których lud przemawia do członków senatu i gdy na zakończenie sławi godność imienia i czynów dla Pospolitej Rzeczy.
"Odprawa posłów greckich" Jana Kochanowskiego, pierwszego wielkiego polskiego poety przed Mickiewiczem, rozpoczyna w roku 1578 ciąg tych dramatów narodowych, które sięgając szczytów artyzmu w swojej epoce są przez całe nasze dzieje żywo zaangażowane w dzieło naprawy Rzeczypospolitej, głoszą jej świetność i chwałę. W Białymstoku jest ona godnym początkiem sezonu, a w polskim teatrze roku ostatniego chlubnym wyjątkiem, przypominającym linię teatru ogromnego, o którym pisał Adam Mickiewicz w słynnej "Lekcji XVI Wykładów o literaturach słowiańskich".