Tryptyk według Jana Kochanowskiego
Sezon teatralny 1976/1977 w Białymstoku, pod nową dyrekcją Andrzeja Witkowskiego, rozpoczął się od przedstawienia wg "Odprawy posłów greckich" z wykorzystaniem fragmentów "Satyra", "Zgody", "Wróżek", "Marszałka", "Orfeusza Sarmackiego" oraz "Pieśni" Jana Kochanowskiego. Sięgnięcie do poezji największego poety polskiego Odrodzenia zostało odczytane jako opowiedzenie się teatru za repertuarem ambitnym i wielkim. Z zewnątrz - zwłaszcza jeśli pamiętać, że "Odprawę" grywano np. w czterechsetną rocznicę urodzin Kochanowskiego lub z okazji sześćsetlecia Uniwersytetu Jagiellońskiego - może się ta białostocka premiera wydać manifestacją nieco przesadną, nazbyt wyraźnie funkcjonującą właśnie w kategoriach manifestacji. Z drugiej jednak strony, po siedmiu chudych sezonach, potrzeba zamanifestowania odmiany w teatrze poprzez danie "Odprawy" - wydaje się być całkowicie zwyczajna.
Dobrze jest przy tym uświadomić sobie, że w Białymstoku teatr znów znalazł się w centrum zainteresowania opinii publicznej miasta, że z roli obśmiewanej przez żurnalistów "świątyni" funkcjonującej na marginesie życia kulturalnego miasta i regionu pretenduje do roli wykładni tego życia, że o teatrze znowu zaczyna się mówić. Po siedmiu latach karmienia widza teatralną przeciętnością hasło: teatr - na nowo wywołuje napięcia, a że póki co są to napięcia bardziej emocjonalne niż jakiekolwiek inne - to już należy do naturalnego biegu rzeczy. Pewne jest, że z tego zaczynu, jeszcze musującego i spienionego, nierzadko zaprawionego plotką z okolic sztuki, może powstać teatr godny i prawdziwy, czyli teatr prowadzący dialog z widzem na płaszczyźnie artystycznej. Premiera "Odprawy posłów greckich" pozwala w tym względzie na niejaki optymizm. Jest to bowiem zapowiedź dobrego teatru.
Reżyser przedstawienia Andrzej Witkowski podjął się niełatwego zabiegu ukazania "Odprawy" w jej homeryckim, polsko-szlacheckim i współczesnym brzmieniu Białostocka premiera zdaje się być rozpisana na trzy czasy: czas ateńskich tragedii, czas posłania jakie w XVI wieku słał przed królewskie oblicze poeta z Czarnolasu, a także na czas teraźniejszy. W zgodzie z tym założeniem historia pięknej Heleny i Parysa, rozwinięta w klimacie nieprawości do rozmiaru narodowego kataklizmu, jest punktem wyjścia w dwóch kierunkach: ku prawdom ogólnym i niezmiennym, mówiącym o mechanizmach i namiętnościach rodzących chaos, ale także ku aktualnym i konkretnym oskarżeniom jednostkowej swawoli, buty i zadufania, a w obronie obywatelskich cnót społeczeństwa. To rozchodzenie się - ku filozoficznej refleksji i ku publicystyce - ma w przedstawieniu postać płynną. Jedne konstatacje wspierają drugie, nabrzmiewając niczym groźna chmura nieszczęść nad Troją. Wynikająca stąd różnorodność faktur poszczególnych partii spektaklu zaowocowała tu bogatą strukturą dzieła scenicznego, w którym zręcznie i celowo zaplecione zostały elementy dramatu, publicystyki i liryzmu.
Mimo ostrych czasem cięć i inkrustacji tekstowych nie słyszy się pogwałceń tekstu na doraźne potrzeby. Przestawienia tekstu i uzupełnienie "Odprawy" fragmentami innych utworów zrobiono z rzetelnym namysłem, celowo i udatnie. Rozbudowany prolog, w sposób naturalny pomieścił śpiewaną na balladową nutę (przez Halinę Krawczyk) "Pieśń XIX z Pieśni Wtórnych" Kochanowskiego, dialog Młodych i Starych Polaków (bez kostiumów), wejście Antenora już ucharakteryzowanego i deklamującego oskarżenie skierowane przeciw Parysowi. Teatr zaczyna się tu niepostrzeżenie i sięga apogeum w zdialogowanej przez reżysera relacji Posła Parysów, w z ekspresją głoszonych monologach Asji Łamtiuginy, grającej Kasandrę.
Rozdzielona między osoby dramatu relacja Posła stanowi główny nurt tego niewiele ponad godzinę trwającego przedstawienia. Podczas obrad sejmowych ujawnia się bezsilność starego Priama, tyleż dostojnego, co bezradnego wobec zuchwałości Parysa, dochodzi do takiego wyeksponowania postaw, że akcja dramatu uderza widza wartością zgoła już niepublicystyczną. Ścierające się w grze aktorskiej eksperymenty i reakcje osób sprawiają, że dramat Kochanowskiego, zawsze uważany za trudny i mało wdzięczny, ukazany został w całej swej scenicznej i myślowej krasie.
- Niemała w tym zasługa reżysera, który uszczuplony i wyniszczony zespół (z powodów, o których mowa na początku) zdołał nie tylko wyprowadzić z tradycyjnej sceny pudełkowej, ale również spożytkować jego maksymalny wysiłek w celu zagrania "Odprawy" i czysto, i wzniosie.
Kształt przedstawienia w znacznej mierze określa teatralna przestrzeń, na którą składa się kilka shierarchizowanych płaszczyzn gry. Sejmowe obrady toczą się w miejscu centralnym, przed Priamowym tronem, otoczonym widownią z trzech stron. Do tego miejsca, w którym król wysłuchuje mów Antenora i Parysa, w którym zapada fatalna decyzja i gdzie wypowiadane są złowieszcze proroctwa Kasandry - niczym trzema kanałami wprost z widowni spływają sprawy i ludzie dramatu: posłowie, kompanioni Parysa, wieści z morskiego brzegu i pierwszy grecki jeniec, zapowiedź wojny. Przed królewskim tronem skupia się wszystko to, co ma znaczenie pierwszorzędne, to co decyduje o rozwoju wypadków. Komentarze i sytuacje dopowiadające dramat dzieją się wśród widowni. Zamysł ten, równie prosty, co skuteczny, jeśli idzie o walor widowiskowy przedstawienia, przeprowadzony został z godną uwagi konsekwencją, wg porządkującej zasady bezpośredniego i czynnego uczestnictwa w wydarzeniach.
Z wyjątkiem trzeciego pojawienia się Kasandry, kiedy już nie sam udział, lecz zapowiedź udziału w tragicznych wypadkach urasta do rangi dramatycznej pointy. Tak oto Kasandra zajmuje miejsce króla, który podjąwszy decyzję-wyrok odszedł w głąb obrazu "Sprawa w Trojej", żeby pić wino na drugim planie. Tak też odchodzą greccy posłowie: Iketaon i Rotmistrz, który powróci jeszcze raz, ale już z obnażoną szablą i w poszarpanych szatach. W dawnej Sali Kameralnej Teatru im. Węgierki (przekształconej przez trwający od kilku miesięcy remont w salę o wyraźnie zaznaczonej architekturze, z podkreśleniem jej funkcji) "Odprawa" przybrała kształt tryptyku z ruchomymi skrzydłami, coraz to otwierającymi się przez wzbudzanie dramatycznej akcji. Kwaterę środkową stanowi płaszczyzna z krzesłem tronowym wraz z proscenium, natomiast boczne skrzydła niejako wciągają w sceniczny obraz całą widownię.
Przebieg akcji w ramach tego tryptyku przemyślany jest do najdrobniejszych szczegółów, a przemieszczanie się napięcia ma charakter ciągły. Logikę wydarzeń podkreśla nakładanie się scen: ostatnie kwestie jednej sceny dają początek następnej, wyciszanie akcji na lewym skrzydle jest równoznaczne z otwarciem skrzydła prawego.
Niejaki wyłom w tej strukturze obrazu czyni tylko pole gry Heleny, wyodrębnione akcentem mocniejszym, a nawet trochę prowokującym swoją sztucznością (ogródek malw). Helena jest zresztą jedyną postacią, która przez cały spektakl nie występuje w historycznym kostiumie - gra rolę biernej i zewnętrznej przyczyny dramatu. Jest to piękność bardziej przerażona niż fatalna, bardziej symboliczna i ponadczasowa niż rzeczywista.
Tryptyk - skomponowany według XVI-wiecznego drzeworytu przedstawiającego Zygmunta w otoczeniu senatorów i przedstawicieli czterech stanów - został trafnie dokreślony barwą dekoracji Zofii de Inez-Lewczuk. Spatynowane brązy arrasów, szarobłękitna i czerwona barwa kostiumów tworzą delikatne kolory obrazów, w których tym mocniej uwydatnia się waga słów i czynów. Jak na późnogotyckim czy wczesnorenesansowym płótnie pojawiają się w tle przedstawienia pęki ziół. "Grają" w spektaklu szelestem wkomponowanym w płochliwe zawodzenie panien, a spalane - przesycają tryptyk kadzidlanym zapachem i złowróżebnymi smugami dymu pod powałą sali na poły królewskiej, na poły ludowej.
Muzyka, napisana do przedstawienia przez Tadeusza Woźniaka, jest nie tylko jeszcze jednym elementem struktury spektaklu, ale stanowi jego niepodważalny i wyraziście słyszalny walor. Podkreśla nastrój i współtworzy przedstawienie razem z całą jego urozmaiconą warstwą dźwiękową, która w finalnej pieśni chóru brzmi jak monumentalna summa wydarzeń.
Nie bez racji białostocka premiera "Odprawy" zyskała sobie opinię manifestacji "bardziej recytacyjno-rapsodycznej" niż w pełni zagranej, ale w obecnym układzie sił (przede wszystkim aktorskich) nie mogło być inaczej. Ważne jest, że cały zespół na serio i z żarliwością podjął hasło odnowy teatru w Białymstoku. Artystyczny fakt, w którym uczestniczyli: Asja Łamtiugina (Kasandra), Krzysztof Ziembiński (Antenor), Wojciech Kalinowski (Parys), Irena Kulicka (Helena), Barbara Jakubowka (Pani Starsza), Eugeniusz Dziekoński (Priam), Andrzej Karolak i Juliusz Przybylski (Posłowie greccy) oraz Chorus panien trojańskich, któremu przewodziła Maria Chodecka - odegrał nie tylko dobre przedstawienie, ale również zauważalną podwójnie, bo pierwszą rolę w przełamywaniu pasywności Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku.