Artykuły

Kronika wypadków umysłowych

Chcę zapytać nasze władze wojewódzkie i miejskie, które prą do opery niczym Titanic na spotkanie góry lodowej: skoro w Polsce nie ma kto śpiewać, kto będzie śpiewał w operze w Białymstoku? - pyta Konrad Kruszewski.

Niech zaśpiewa wojewoda

W Polsce nie ma kto śpiewać w operze!! Nie ma śpiewaków! Chodzi oczywiście nie o chórzystów, tylko solistów, którzy nie dość, że dysponowaliby pięknymi głosami, to jeszcze byliby obdarzeni talentami aktorskimi. Z tego powodu opera w Polsce kona i wydaje się, że jej zgon jest nieuchronny...

Dlaczego o tym piszę? A dlatego, że wbrew temu w Białymstoku uparli się, żeby wybudować operę, choćby nie było nikogo, kto mógłby w niej zaśpiewać.

Dziś wrócę do idei budowania na Podlasiu opery, gdyż mój felieton na ten temat sprzed kilku tygodni wywołał małą burzę. Generalnie burza ta składała się z chóru potępieńczych głosów miłośników opery. Chór ten skazywał mnie na wieczne potępienie za to, że śmiem sprzeciwiać się budowie w Białymstoku opery, na którą to budowę czekają dziesiątki, a może nawet setki tysięcy spragnionych sztuki operowej mieszkańców Podlasia.

Dziś zatem jeszcze kilka argumentów, które, mam nadzieję, złożą się na dodatkowy kubeł zimnej wody na rozpalone głowy zwolenników wyrzucenia kilku setek milionów w błoto.

Pierwszego argumentu dostarczył mi tygodnik "Wprost" z 9 stycznia 2005 roku. Wszystkim białostockim melomanom polecam artykuł z tego numeru zatytułowany "Opera za trzy grosze". To z niego można dowiedzieć się, że w polskich teatrach operowych nie ma kto śpiewać. Gdyby nie soliści z zagranicy w ogóle nie dochodziłoby do żadnych premier. Dzięki nim nieliczne premiery co prawda są, ale na tym właściwie się kończy. Bo śpiewacy wyjeżdżają i zaraz po premierze dzieło schodzi ze sceny. Czyli nie ma ono normalnego życia scenicznego. Jest w repertuarze, ale tylko teoretycznie, gdyż wystawiane jest z częstotliwością "raz do roku".

"Wprost" podaje liczne przykłady na poparcie tego twierdzenia. A przyczyną do napisania artykułu stało się wydarzenie z głośnej warszawskiej premiery "Damy Pikowej". Schorowany tenor na tej premierze walczył" ze swoją rolą, aż poległ koncertowo, bo nikt nie był w stanie go zastąpić. I to wcale nie dlatego, że tenor przed chorobą był tak znakomity. Tylko dlatego, że po prostu innego tenora nie było w ogóle.

Inny przykład: w Łodzi męską partię w "Adrianie Lecouvreur" musiał wykonać sam reżyser spektaklu, bo solista zaniemógł. Sprowadzony zastępca był w stanie śpiewać tylko z nut z kanału dla orkiestry.

Przykłady można mnożyć. Wszystkie one świadczą o jednym - obecnie w Polsce brakuje śpiewaków na przyzwoitym poziomie. I nie zanosi się, żeby byli w przyszłości. Dlatego "Wprost" przewiduje, że w Polsce jest miejsce tylko na jedną wielką operę. Nie przypuszczam, żeby miała to być akurat opera białostocka.

W związku z tym chcę zapytać nasze władze wojewódzkie i miejskie, które prą do opery (już jest ogłoszony konkurs architektoniczny na jej budynek) niczym Titanic na spotkanie góry lodowej: skoro w Polsce nie ma kto śpiewać, kto będzie śpiewał w operze w Białymstoku? Rozumiem, że sami pomysłodawcy -wojewoda podlaski Strzaliński z podlaskim marszałkiem Krzyżewskim i białostockim prezydentem Turem. Trzej tenorzy?! Nie jest wykluczone, że śpiewać potrafią lepiej niż rządzić. Jestem nawet przekonany, że tak jest w istocie, dlatego już teraz chciałbym zarezerwować bilet na ich występ. Może to być wydarzenie na miarę Monty Pythona.

A teraz jeszcze kilka argumentów ekonomicznych, które może otrzeźwią świat podlaskiej kultury. Pieniądze na kulturę są niewielkie i nie ma co się łudzić, że kiedykolwiek będą większe. Powstanie opery wcale tej puli nie zwiększy. Przeciwnie -- przybędzie jeszcze jeden głodomór do podziału tego tortu. Co to oznacza? A to. że teatry, filharmonia i inne instytucje dostaną mniej, bo trzeba będzie jeszcze obdzielić operę.

To samo dotyczy pieniędzy napływających od sponsorów, czyli słabiutkiego podlaskiego biznesu. Jeżeli jakaś firma raz do roku sponsoruje jakiś spektakl, bo tylko na tyle ją stać, to żeby wyłożyć pieniądze na operę, będzie musiała zrezygnować z dotychczasowego sponsoringu. Czyli teatr i filharmonia stracą pieniądze od tzw. darczyńców.

To samo zresztą dotyczy widzów. Jeżeli białostockiego konsumenta kultury wysokiej (a konsumenci kultury wysokiej należą raczej do ludzi niezbyt zamożnych) stać miesięcznie na dwa bilety do teatru i dwa do filharmonii, to powstanie opery będzie wymagało od niego dokonania dramatycznego wyboru - z którego biletu zrezygnować, żeby pójść do opery, bo pieniędzy na kulturę będzie miał ciągle tyle samo.

Muszę z przykrością skonstatować, że powstanie opery jest wbrew jakimkolwiek interesom pozostałych dotowanych placówek kulturalnych na Podlasiu. Mizerne pieniądze, które otrzymują do tej pory z dotacji, od sponsorów i za bilety, mogą bowiem popłynąć w innym kierunku.

Miesiąc temu byłem w Metropolitan Opera (Met) w Nowym Jorku [na zdjęciu]. Za swoje pieniądze - piszę to na wszelki wypadek, aby zadowolić tego pana, który po Internecie wypisuje, że się chwalę swoimi wyjazdami za nie wiadomo czyją gotówkę. Piszę to zatem, nie żeby się chwalić, tylko na poparcie tego, że wiem o czym piszę, tym bardziej że widziałem Met nie tylko od strony przedstawienia, ale dzięki życzliwości pracującego tam Polaka, zwiedziłem ją od kulis i technicznego zaplecza. Sześć pięter widowni w górę, dwa piętra zaplecza pod ziemią. Gigant - w czasie spektaklu na scenie pracuje (nie licząc zespołu wykonawczego) do stu osób z obsługi technicznej. Stolarnia, pracownie

krawieckie, prawdziwa fabryka, która pracuje bez przerwy 24 godziny na dobę. Naprawdę!!!

Kto za to płaci? Generalnie można powiedzieć, że nowojorczycy, choć nie tylko, bo pewnie w tej fabryce partycypuje cały świat. Bilety na najlepsze miejsca kosztują od 150 do 250 dolarów. Ale oprócz tego gigantyczne pieniądze wpłacają sponsorzy

Potencjał Nowego Jorku, jeśli go mierzyć ilością mieszkańców - to około 10 milionów ludzi. Białegostoku - 300 tysięcy. Około 33 razv mniej. Tylko z potencjałów ludnościowych (gospodarczych nawet nie ma co porównywać) wynika, że Białystok stać co najwyżej na operę 33 razy mniejszą. Czyli na budynek wielkości kina Syrena, trzy osoby do obsługi technicznej, jednego stolarza i jedną krawcową. (Izy w takich warunkach można wystawiać opery. Oczywiście - nie. Ale trzej tenorzy wystawiać będą. Ależ to będzie piękna katastrofa! Szkoda tylko, że to nie trzej tenorzy będą za nią płacili.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji